Wybory 2023: które głosy pójdą do piachu?

Wybory 2023: które głosy pójdą do piachu?

W połowie okręgów wyborczych powinna być zmieniona liczba mandatów. Posłowie sprawy nie ruszyli


Dr hab. Jacek Haman – socjolog


Czy w Polsce mamy wybory pięcioprzymiotnikowe, tak jak określa to art. 96 Konstytucji RP, czy też nie?

– Zawsze są ideały, które w rzeczywistości są nieosiągalne.

Chodzi o zasadę równości, która jest łamana…

– Z tą równością, faktycznie, rzeczywistość trochę się rozjeżdża… Są normy, które określają, ile powinno być mandatów w okręgu i ilu senatorów w województwie. One są zapisane w Kodeksie wyborczym. A rzeczywistość jest inna.

Na przykład w wyborach 2019 r. w okręgu elbląskim 250 tys. wyborców wybrało ośmiu posłów, a w okręgu Warszawa I prawie 1,4 mln wybrało 20. Głos w Elblągu był dwa razy mocniejszy. Gdyby wybory miały być równe, w okręgu warszawskim powinno być wybieranych dwukrotnie więcej posłów.

– Tak do końca to nie jest. Ponieważ jedną sprawą jest to, ilu w danym okręgu jest mieszkańców, a drugą – ilu z nich głosuje, czyli frekwencja.

Tak jest, frekwencja w województwie warmińsko-mazurskim wynosiła 53%, a w Warszawie 77%, plus głosy z zagranicy. Ale i tak nierówność wagi głosu jest uderzająca.

– Kodeks wyborczy mówi, że liczba mandatów w okręgu ma być proporcjonalna do liczby mieszkańców ustalonej na podstawie danych ewidencji ludności na koniec trzeciego kwartału przed rokiem, w którym mają odbywać się wybory. Państwowa Komisja Wyborcza ma wtedy wskazać, jakie poprawki należy wprowadzić w rozdziale mandatów na okręgi wyborcze. Cóż… PKW pisała w tej sprawie pisma do marszałka Sejmu w roku 2014, w roku 2018 i w roku 2022. Zawsze wskazując, w których okręgach należy przeprowadzić korektę, gdzie trzeba dodać mandat, a gdzie odjąć. I nic.

I jaki jest efekt tego, że nic nie zostało zmienione?

– W tej chwili między 21 okręgami powinno być przesuniętych 11 mandatów. To efekt zmian demograficznych. To jest ruch ze wsi do miast, ale również ruch z dużych miast na przedmieścia.

Zmiana powinna dotyczyć 21 okręgów na 41, które mamy w Polsce. Przeliczyłem, jak zmieniłaby się liczba mandatów, przyjmując wyniki z roku 2019. Opozycja miałaby o trzy mandaty więcej.

– To możliwe. Można robić symulacje, biorąc pod uwagę konkretne dane z konkretnych wyborów, komu by przybyło, komu by ubyło, tylko że każde wybory przynoszą inne wyniki. I wtedy, przy przeliczaniu, pojawia się pytanie, komu przypadnie ostatni mandat w okręgu. Kto ten mandat zyska, a kto go straci, to jest bardzo często zjawisko losowe. Tak więc przy korekcie demograficznej opozycja mogłaby zyskać trzy mandaty, a może cztery, a może żadnego. Na pewno nie jest tak, że tych 11 mandatów blokowo przeszłyby z jednej partii do drugiej. To by się rozdzieliło. Natomiast problem jest inny – dlaczego Sejm sprawy korekty demograficznej nie rusza?

Dlaczego nie rusza PiS, to chyba wiemy.

– Nie rozpatrywałbym tego na zasadzie, że korekta demograficzna to są ruchy na czyjąś korzyść lub niekorzyść. Raczej jest tak, że partie nie mają motywacji, by to przeprowadzić.

Skąd ten brak motywacji?

– Są dwa, trzy powody. Jeden jest taki, że przepisy Kodeksu wyborczego każą te działania podjąć w momencie, w którym na dobrą sprawę za chwilę zaczyna się kampania wyborcza. A to oznacza, że nikt nie ma głowy do tego typu spraw.

Przepisy mówią, że mandaty trzeba rozdzielić na okręgi rok przed wyborami.

– Jesienią roku przedwyborczego wpływa do marszałka Sejmu pismo od PKW. Ale, patrząc realnie, zanim Sejm się tym zajmie, musi minąć trochę czasu. Oczywiście, gdy wybory odbywają się jesienią, jeszcze da się coś zrobić. Ale gdy są na wiosnę, to czasu na jakiekolwiek zmiany już nie ma. Wprawdzie Kodeks wyborczy mówi, że zmian w liczbie mandatów można dokonać trzy miesiące przed wyborami, ale jest z kolei orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 2006 r., że znaczące zmiany muszą być przeprowadzone przynajmniej sześć miesięcy przed wyborami.

Teraz wybory będą jesienią…

– Ale i tak do zmian, które zaleciła PKW, nikt już w Sejmie nie miał głowy. Tego typu zmiany oznaczają, że wprawdzie jakiś okręg dostanie dodatkowy mandat, ale jakiś musi go stracić. Generalnie w psychologii jest znany fakt, że utrata czegoś, co się ma, jest znacznie bardziej bolesna, niż perspektywa dostania czegoś, czego jeszcze się nie ma. To oznacza, że w momencie korekty natychmiast pojawią się niezadowoleni posłowie ze wszystkich partii z tych okręgów, którym mandat zostanie zabrany. A w Senacie to już rzecz całkowicie oczywista – jakiś senator właśnie się dowie, że jego okręgu nie będzie.

I ogłosi, że to koniec Polski.

– Wiadomo więc, że korekta demograficzna jest taką operacją, która do przyjemnych politycznie i towarzysko nie należy. Oczywiście, gdyby tak się złożyło, że zmiany w okręgach byłyby zdecydowanie na korzyść jednej partii, zwłaszcza takiej, która ma większość, to wszystko przeprowadzone byłoby błyskawicznie. Ale w sytuacji, w której wypadkowa zmian mogłaby być korzystna, lecz pewności nie ma? Że to wygląda jak loteria, w której można zyskać trzy mandaty, ale może się zdarzyć inaczej? Za to pewny jest koszt wewnątrzpartyjny, awantury, intrygi.

Taka sytuacja zniechęca do zmian?

– Po pierwsze, ponieważ ze względu na czas jest to sprawa trudna do przeprowadzenia, a po drugie, że jest bardzo niewygodna politycznie. A powód trzeci jest taki, że posłowie w Polsce, i to jak widać chyba prawie wszyscy, bo ten bezruch trwa już trzecią kadencję, jakoś mało cenią sobie wartości konstytucyjne.

Rozmawiamy, patrząc na sprawę z punktu widzenia partii politycznych, a porozmawiajmy jak wyborcy. Dlaczego ten z Warszawy miałby być traktowany jako ktoś gorszy i jego głos miałby ważyć połowę tego, co głos wyborcy w Elblągu?

– Już o tym mówiliśmy, przeprowadzenie korekty demograficznej to kwestia woli politycznej. W tej sprawie są jednoznaczne przepisy, to jest prosta rzecz do zrobienia. Tylko nikt jej nie robi. Natomiast jest więcej problemów, jeśli chodzi o głosy wyborców i one są trudniejsze do rozwiązania. Myślę o głosach z zagranicy…

Dopisywanych do okręgu Warszawa I.

– Tak było jeszcze przed rokiem 1989. Tylko że wtedy nie miało to znaczenia, potem miało znaczenie niewielkie, a teraz ma duże.

Bo w roku 2019 było 316 tys. głosów z zagranicy.

– Do Sejmu. A w okręgu senackim obejmującym okręg Warszawa-Śródmieście, tam, gdzie idą głosy głosujących z zagranicy, było ich więcej niż głosów z Warszawy! Sytuację częściowo ratuje fakt, że w ostatnich wyborach do Senatu rozkład głosów z zagranicy i z Warszawy był prawie identyczny, więc wynik głosowania nie został wypaczony. Poza tym, że mieszkańcy centrum Warszawy mają pół senatora. Lub inaczej – że ze względu na liczbę głosujących w okręgu powinno być dwóch senatorów, a nie jeden.

A w wyborach do Sejmu?

– Trudno to dokładnie policzyć, ale wychodzi, że z tego względu okręg Warszawa I powinien mieć przynajmniej sześć mandatów więcej.

Okręg Warszawa I ma 20 mandatów, a powinien – po korekcie demograficznej – mieć 21. A jeżeli do tego dodamy sześć mandatów, które przypadłyby tym, którzy głosują za granicą, to okręg powinien mieć 27 mandatów.

– Można różnie liczyć. Mandaty w kraju ustalamy według liczby mieszkańców, a tutaj szacujemy już samych wyborców. Można więc przyjąć różne założenia, nawet takie, że Warszawa I powinna mieć na głosy zza granicy dodatkowo osiem mandatów.

To ewidentna niesprawiedliwość – i wobec Warszawy, i wobec tych, którzy głosują za granicą.

– A jak zrobić, żeby było sprawiedliwie? To nie jest łatwa sprawa. Bardzo ciekawy system mają na przykład Czesi – u nich głosy z zagranicy nie trafiają do jednego okręgu, tylko poszczególne komisje zagraniczne są losowo przydzielane do różnych okręgów w kraju. I to się jakoś wyrównuje. Oczywiście w polskich warunkach głosy z Londynu bardziej by wpływały na wynik w okręgu niż głosy z Ałma-Aty, ale byłby to, mimo wszystko, mniejszy wpływ niż kierowanie wszystkich głosów zza granicy do Warszawy I. Możliwości są różne. Ale musi być wola, żeby to zrobić. Zwłaszcza że w tym wypadku jasno widać, kto na tym by zyskał.

Jeśli chodzi o głosy Polaków mieszkających za granicą, to mamy jeszcze jeden cios w ich prawa wyborcze – zlikwidowano głosowanie korespondencyjne.

– Głosowanie korespondencyjne było za granicą szeroko wykorzystywane ze względu na nieuniknione nierówności w dostępie do komisji wyborczych.

Jeżeli była ona oddalona o kilkaset kilometrów…

– Ten system nie działał może idealnie, było w nim parę elementów do poprawienia. Tego nie zrobiono, na dodatek możliwość głosowania korespondencyjnego zlikwidowano.

A jak możemy ocenić zmiany w systemie liczenia głosów? Jakie są szanse, by komisje w Londynie czy Manchesterze policzyły głosy wyborców przez 24 godziny, bo inaczej będą one nieważne?

– Powiem cynicznie – jeśli chodzi o procedurę liczenia głosów, to komisje i tak będą to robić tak jak zawsze. Te nowe przepisy, komplikujące procedurę liczenia, będą martwe. Zwłaszcza w sytuacji, w której komisja będzie pracować w niedoczasie, a będzie miała stos kart przed sobą. Jest jeszcze jeden element zmuszający do szybkiego liczenia – za granicą punkty wyborcze działają zazwyczaj w wynajętych lokalach. W Polsce jak komisja siedzi i liczy, to liczy. I to szkoła ma problem, a nie komisja. Natomiast za granicą czas jej pracy reguluje umowa wynajmu.

Odnoszę wrażenie, że te wszystkie zmiany prowadzą do tego, by zniechęcić do głosowania Polaków za granicą, i do tego, by ich głosy były jak najmniej ważące.

– Jeżeli uznajemy, że Polacy mieszkający za granicą powinni mieć prawo do głosowania w wyborach, to powinniśmy przyjąć takie rozwiązania, które by im tego nie utrudniały i jednocześnie nie prowadziły do zaburzeń w kraju.

Czy to nie jest gerrymandering*? Te wszystkie kombinacje?

– Byłby, gdyby ktoś je świadomie zaprojektował. A tutaj… Raczej mam wrażenie, że dominuje takie myślenie – jeżeli w tej sprawie nie widzę ewidentnej korzyści, to tym bardziej nie muszę nic zmieniać.

*Manipulowanie granicami okręgów wyborczych.


Dr hab. Jacek Haman kieruje Katedrą Modeli Formalnych i Metod Ilościowych w Socjologii na Wydziale Socjologii UW. Członek zespołu ekspertów wyborczych Fundacji Batorego. Od ponad 20 lat zajmuje się problematyką wyborczą.


Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 2023, 26/2023

Kategorie: Kraj, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy