LiD jak lider?

LiD jak lider?

IV RP nie zatopiła lewicy. Miała być klęska, jest niezły wynik. Ale ważniejsze jest, co dalej Politycy lewicy bardzo chętnie powtarzają, że wybory samorządowe okazały się sukcesem, że centrolewica jest dziś trzecią siłą polityczną. Na pewno jest w tych słowach wiele racji, ale rzeczywistość jest bardziej wieloznaczna. Niezły wynik lewicy stanowi bowiem dobry punkt wyjścia. Dla liderów tej formacji prawdziwa gra dopiero się zaczęła. Sondaże dawały mniej 14,3% głosów oddanych na kandydatów Lewicy i Demokratów w wyborach do sejmików wojewódzkich można interpretować na różne sposoby. Po pierwsze, porównywać z wynikiem, który osiągnął SLD pięć lat temu (41%), cztery lata temu (25%) lub też rok temu, kiedy cztery partie tworzące dziś koalicję Lewica i Demokraci osiągnęły 3% więcej niż dziś. Ale przecież jest i druga strona medalu – jeszcze dwa tygodnie temu mało kto dawał centrolewicy nadzieje na wynik lepszy niż 10%. W sondażach publikowanych w ostatnich tygodniach dostawała ona od 5 do 9%. Media centrolewicy nie rozpieszczały. Gdy w telewizji publicznej przedstawicielom prezydenta i rządu poświęcano sześć godzin, PiS drugie sześć, trzy godziny Platformie, PSL pół godziny, a SLD – dwadzieścia parę minut. Centrolewica była pomijana, przemilczana, a jeżeli już o tej formacji mówiono, to w jak najgorszym kontekście – jako o aferzystach, złodziejach, obrońcach agentów, spadkobiercach najgorszych tradycji PZPR. Na to nakładały się kłopoty wewnętrzne – przepychanki między nowym kierownictwem Sojuszu a starszą generacją, no i tradycyjne spory przy układaniu list wyborczych. W takich warunkach 14,3%, jakie Lewica i Demokraci osiągnęli w wyborach do sejmików wojewódzkich, to wynik lepiej niż dobry. „Już sam fakt, że partie centrolewicy przetrwały, działając w skrajnie wrogim środowisku medialnym i politycznym, stanowi sukces”, napisał Jacek Żakowski, i trudno odmówić mu racji. Propaganda IV RP na pewno sukcesu nie odniosła, nie zepchnęła partii centrolewicowych na margines. Nie wmówiła Polakom, że wszystko kręci się wokół walki PO i PiS. Plamy białe i czerwone Statystyka zaciemnia szczegóły – jeśli spojrzymy na wyniki z 12 listopada, wyraźnie widać, że są miejsca, gdzie Sojusz poniósł dotkliwą porażkę, ale są i takie, gdzie odniósł spektakularny sukces. Czy jest jakiś klucz interpretujący wzloty i upadki? Jakie wnioski z porażek i sukcesów można wyciągnąć? Centrolewica przegrywała tam, gdzie nie potrafiła się dogadać i wystawiała kilka list – jak we Wrocławiu czy też w Łodzi. A także tam, gdzie nie potrafiła znaleźć lidera. Tak było na przykład w Poznaniu, gdzie jej kandydat, były wojewoda, ten sam, który zakazał Marszu Równości, przegrał w I rundzie z kretesem. Albo w Krakowie, gdzie lista lewicy do rady miejskiej nie zdobyła ani jednego mandatu. Wart komentarza jest też wynik wyborów do sejmiku mazowieckiego. Na Mazowszu LiD zdobył ponad 11% głosów. Ale fakt, że pozostali rywale poszli do wyborów w blokach, spowodował, że na 51 miejsc w sejmiku, LiD objął tylko cztery. Mandat radnego wojewódzkiego wywalczyli: Marek Balicki, Marek Borowski, Andrzej Celiński i Marcin Święcicki. Czyli trzech polityków z SdPl i jeden z PD. Mandatu nie zdobył żaden SLD-owiec. To pokazuje, że wyborcy centrolewicy bardziej zaufali ludziom z nazwiskami niż lokalnym działaczom. Wnioski wydają się więc proste – centrolewica zyskuje, gdy idzie do wyborów razem i potrafi na listach umieszczać dobre twarze. Nie ludzi aparatu, gabinetowych działaczy, którzy po raz kolejny poprzegrywali, ale osoby popularne i z autorytetem. Przykładów na potwierdzenie tej tezy można znaleźć wiele. W I turze wybory na prezydentów wielkich miast wygrali kojarzeni z lewicą: Krzysztof Ferenc (i to w Rzeszowie), Czesław Małkowski (Olsztyn), Michał Zaleski (Toruń), Tadeusz Jędrzejczak (Gorzów). Wszyscy byli prezydentami w poprzedniej kadencji, okazali się dobrymi gospodarzami, ludzie im zaufali. I nie przeszkodziło im to, że w Rzeszowie, stolicy Podkarpacia, bastionu prawicy, Ferenca atakowało PiS, a w Gorzowie Jędrzejczaka atakowała Platforma. Centrolewica ma więc już czterech prezydentów w wielkich miastach, i de facto w tej kategorii jest drugą siłą polityczną, po Platformie, a przed PiS. Do tego dorzućmy kilka nazwisk tych, którzy walczą w II turze. Jacek Majchrowski w Krakowie walczy z odrodzonym sojuszem PO i PiS. W Szczecinie Jacek Piechota zmaga się z przedstawicielem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 47/2006

Kategorie: Obserwacje