Lifting Kuczmy

Lifting Kuczmy

Putin ocenił, że obecny prezydent Ukrainy to przegrana karta. Postawił na Juszczenkę i z nim zamierza teraz się układać Zachowanie ukraińskich polityków przyprawia o zawrót głowy. Najpierw większość parlamentarna przepchnęła w Radzie Najwyższej poprawki do konstytucji, a opozycja uznała, że dokonano przewrotu. Niebawem ta sama większość wycofuje się z własnego pomysłu, zaraz po ogłoszeniu przez Leonida Kuczmą, że nie będzie ubiegał się o prezydenturę. Zanim ktokolwiek ochłonął z wrażenia, Kuczma przyjechał do Warszawy. Prezydent Kuczma złożył wizytę w Warszawie w zgrabnie przenicowanym garniturze prawdziwego demokraty. Nowy fason pochwalił nawet Aleksander Kwaśniewski, przyznając, że Ukraina nie musi mieć kompleksów w kwestii stosowania zasad demokratycznych. Kuczma wzbudził uznanie, gdy z początkiem lutego ogłosił, że nie zamierza walczyć o fotel po raz trzeci. Można powiedzieć, że powtórzył swoje wcześniejsze zapowiedzi. Ale tym nikt na arenie politycznej nie dawał wiary. Zdumienie było tym silniejsze, że Sąd Konstytucyjny przyznał właśnie Kuczmie prawo do kandydowania, uznawszy, że konstytucja, która ogranicza okres sprawowania władzy do dwóch kadencji, została wprowadzona, kiedy już urząd prezydenta pełnił. To znaczy, tylko raz był wybierany pod rządami ustawy zasadniczej uchwalonej w niezależnej Ukrainie. Zgrabny wybieg Bulwersujące decyzje parlamentu ukraińskiego odczytano jednoznacznie jako próbę zastąpienia parlamentaryzmu tyranią, sposób zapewnienia sobie przez Kuczmę nieusuwalności, może nawet dożywotnio. Z końcem grudnia proprezydencka większość parlamentarna przegłosowała poprawkę do konstytucji, która ustanawiała wybór prezydenta przez parlament, począwszy od roku 2006, czyli od następnych wyborów, skracając najbliższą kadencję do dwóch lat i znosząc wybory powszechne. Opozycja – Nasza Ukraina pod wodzą Wiktora Juszczenki, ugrupowanie Julii Tymoszenko, a nawet socjaliści Aleksandra Moroza – uznała, że to przewrót konstytucyjny, zamach na demokrację i pogwałcenie prawa. Uważano, że poprawka do konstytucji wynika z realnej oceny szans Kuczmy w wyborach powszechnych – popularność prezydenta waha się w pobliżu 6% i jeśli chce on zachować władzę dla siebie lub swego ugrupowania, musi wymyślić wybieg. Takim wybiegiem byłoby poprawienie konstytucji. Uważano też, że to próba uniemożliwienia liderowi opozycji, Wiktorowi Juszczence, przeprowadzenia zmian politycznych i gospodarczych w kraju. Jako pewnik przyjmowano, że Juszczenko, zwolennik proeuropejskich aspiracji Ukrainy, Unii Europejskiej i NATO, wygra wyścig o prezydenturę w rozpisanych na październik wyborach. Tymczasem poprawka wprowadzała nie tylko zmianę systemu wyborczego, lecz także ograniczenie silnej dotychczas władzy prezydenta na rzecz wzmocnienia uprawnień premiera i parlamentu. Odkąd Kuczma sprawuje urząd, opozycja krytykuje ten nadmiar uprawnień skupiony w jednym ręku. Teraz zarzuca Kuczmie, że przewidując porażkę swego ugrupowania, chce pozbawić opozycyjnego prezydenta najważniejszych uprawnień, czyniąc z niego marionetkę. W Kijowie zapanował kryzys polityczny. W kręgach opozycji mówiono nawet o rychłym wariancie gruzińskim. Mówiono raczej na wyrost – dotychczasowe kryzysy polityczne (a było ich kilka za prezydentury Kuczmy, i to poważnych: sfałszowane referendum konstytucyjne, afera związana z zabójstwem Georgija Gongadzego, taśmy majora Melnyczenki nagrane w gabinecie Kuczmy i ujawnione w USA, aresztowanie Julii Tymoszenko, sprawa radarów Kolczuga sprzedawanych Irakowi) dowiodły, że Ukraińców trudno poderwać do tak radykalnego działania jak obalenie władzy. Na ulice gotowych jest wyjść nie więcej niż kilka tysięcy osób, i to przede wszystkim w Kijowie. Może również we Lwowie. Ale pozostała część kraju nie jest skora do zrywu. Nawet jeśli ludzie buntują się z powodu stylu sprawowania władzy przez Kuczmę, to szybko znajdują pozytywne aspekty. Najcenniejsze są pokój i spokój, dla których warto przymknąć oczy na niedostatek demokracji, wysokie podatki, mafię państwową, pustą kieszeń, złodziejstwo i skorumpowanie elit. Społeczeństwo jest niesolidarne i podzielone i wariant gruziński nie mógłby się zdarzyć w Kijowie. W dodatku nie poprze go żadne z wielkich mocarstw. Z pewnością nie poprze Rosja, bo ani trochę nie jest zainteresowana zmianami demokratycznymi na Ukrainie. W interesie Moskwy jest jak najskuteczniejsze przyciąganie Ukrainy na Wschód, a sprawowanie prezydentury przez Kuczmę i popierających go oligarchów umożliwiały przejmowanie kontroli nad ukraińską gospodarką, zwłaszcza nad sektorem paliwowo-energetycznym. Zbliżenie z Europą zagraża interesom rosyjskim i Rosja nie zamierza tu niczego zaniedbać, czego dowodem był konflikt o Tuzłę, czyli bój o kontrolę nad statkami bander trzecich na Morzu Azowskim. Paradoksy partnerstwa Jakkolwiek brutalnie to brzmi,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2004, 2004

Kategorie: Świat