Kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego ujawniła słabość struktur SLD Znamy już wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego, pojawiły się też pierwsze oceny. Jako lider listy Komitetu Wyborczego SLD-UP w województwie pomorskim podzielę się z Czytelnikami pewnymi refleksjami z kampanii. Była to moja ósma kampania parlamentarna, zgromadziłem więc duży bagaż doświadczeń. Niniejsze uwagi wynikają z tego, co zaobserwowałem w moim okręgu wyborczym, ale wiele z nich ma również ogólniejszy charakter, co potwierdzają rozmowy z kandydatami w innych rejonach Polski. Duże poparcie, małe zainteresowanie Przede wszystkim ostatnia kampania wyborcza do europarlamentu ujawniła w Polsce paradoksalne zjawisko. Mamy najwyższe, 80-procentowe poparcie dla UE i dla integracji europejskiej. Równocześnie jednak tylko 23,8% wyborców wzięło udział w wyborach do PE, jednej z najważniejszych unijnych instytucji i jedynej wybieranej w demokratycznych wyborach. W tej niechlubnej statystyce pod względem frekwencji wyborczej lokujemy się w dolnej części listy 28 państw członkowskich Unii. Jest kilka przyczyn słabego zainteresowania Polaków wyborami do Parlamentu Europejskiego. Przede wszystkim ludzie nie widzą bezpośredniego związku między jego funkcjonowaniem a swoim życiem. Kiedy na spotkaniach wyborczych mówiłem, że ponad 60% prawa polskiego nie pochodzi z ulicy Wiejskiej w Warszawie, ale z Brukseli, ze Strasburga, ludzie nie dowierzali. Kolejna przyczyna niskiej frekwencji to niewielka wiedza o europarlamencie i jego kompetencjach. Duży wkład w tę ignorancję mają media i sami eurodeputowani. Przed wyborami media szeroko informowały o wspaniałych apanażach członków PE, ile zarabiają, ile zaoszczędzili i jak go oszukują, podpisując listę obecności, a potem znikając z sali obrad. Również wielu europosłów nie przyczynia się do poszerzenia wiedzy o PE. Nie spotykają się z wyborcami w swoich okręgach. W czasie kampanii wyborczej w województwie pomorskim pytałem: Kto z państwa był na spotkaniu z eurodeputowanym? Ani razu nie zdarzyło się, aby ktoś podniósł rękę. Natomiast wielu polskich eurodeputowanych przyjeżdża z Brukseli do Warszawy, by zaistnieć w telewizji. Nie informują, nad czym aktualnie pracuje PE, ani o swojej w nim pracy, tylko wdają się w kłótnie i spory o polską politykę. Nic dziwnego, że znajdują się w czołówce europosłów o najwyższej absencji w Parlamencie Europejskim. Dziwaczna ordynacja Podniesieniu rangi wyborów do PE nie sprzyja dziwaczna, karkołomna ordynacja wyborcza, jedyna tego typu w 28 państwach członkowskich. W ponad 20 państwach cały kraj jest okręgiem wyborczym. Polska została podzielona na 13 okręgów. Taki podział ma sens w państwach o strukturze federalnej, a Polska to przecież kraj unitarny, nie zaś federacja województw. Sposób przeliczania głosów na mandaty też jest dziwaczny. Sam tego doświadczyłem w poprzednich wyborach do PE. Otrzymałem w okręgu pomorskim kilka tysięcy głosów więcej niż Tadeusz Cymański, wówczas z PiS, ale to on dostał mandat, a nie ja. Obecna ordynacja wyborcza do PE jest sprzeczna z zasadami demokratycznego wyboru, z zasadami polskiej konstytucji. SLD chciał ją zmienić, ale Platforma Obywatelska sprzeciwiła się temu. Pora już rozpocząć konsultacje międzypartyjne w celu dostosowania ordynacji wyborczej do PE do norm demokratycznych. Co wynika z tej kampanii wyborczej dla SLD i dla polskiej lewicy? Listy wyborcze muszą być mądrzej konstruowane, tak aby nie tylko liderzy, ale też wszyscy pozostali byli siłą pociągową. Niektórzy kandydaci dużo energii i zabiegów poświęcają na walkę o znalezienie się na liście. A gdy się na niej znajdą, ograniczają aktywność w kampanii, uważając, że wystarczy być na liście. W rezultacie kończą kampanię z kilkuset zaledwie głosami. Ostatnia kampania wyborcza ujawniła, przynajmniej na Pomorzu, słabość struktur terenowych SLD. Mój sztab wyborczy i sztab wojewódzki pracowały znakomicie. Odwiedziłem wszystkie 20 powiatów, ale w kilkunastu powiatowe struktury SLD nie były w stanie zorganizować spotkań z kandydatami do PE, np. w Gdańsku, w Gdyni i Sopocie. Nie zważając na nieudolność struktur partyjnych, prowadziłem tradycyjnie kampanię w bezpośrednich kontaktach z ludźmi, na ulicy, na targach i różnych imprezach masowych. Ale brak aktywnych struktur lokalnych jest groźny dla przyszłości partii. SLD musi po wyborach dokonać ich oceny, zapewnić dopływ świeżej krwi, inaczej z przyczyn metrykalnych struktury lokalne będą coraz słabsze. Polityczne wakacje Wybory do europarlamentu skłaniają mnie do refleksji na temat przyszłości SLD i polskiej lewicy. Nie dajmy się zwieść sporom i kłótniom PO i PiS, bo strategicznym celem obu tych partii
Tagi:
Longin Pastusiak









