Nie ma jednego sposobu na wszystkie. Ale warto wiedzieć, że na każdą jest sposób Ten tekst miał być o podrywaczach. Kim są? Dlaczego bawi ich uwodzenie? Czy są kolekcjonerami-zaliczaczami? A może poszukiwaczami tej jedynej – idealnej? Jak widzą kobiety? Jakie stosują metody, by je zdobyć? I co to w ogóle w ich rozumieniu znaczy: zdobyć kobietę? Ale w trakcie reporterskich poszukiwań okazało się, że ta druga, „brzydsza” strona ma z nami wielki problem. Naprawdę wielki! Nawet zaprawiony w łowach mężczyzna podchodzi do kobiety jak pies do jeża Zaczęło się od Yuki. Na jednym z internetowych forów poprosiła internautów o pomoc: „Od jakiegoś czasu jestem powiernicą skądinąd bardzo niegłupiego gościa, który ma duży problem – jak poderwać sensowną kobietę? Mnie powoli już kończą się pomysły”. Odpowiedziało kilkaset osób. Każda podsuwała przetestowany przez siebie sposób: „kwiatki podrzucić”; „zagadać: wydaje mi się, że moglibyśmy mieć ładne i mądre dzieciaki”. Ktoś polecał „sposób na Whartona, bo na książki tego pisarza każda panienka poleci”. „Na nieśmiałość też panienki się łapią, bo lubią się takim gościem zaopiekować”. Magness napisał prawie referat: „Jeśli nie wyglądasz jak Bogusław Linda, to zwykłe „Cześć, mała” nie wystarczy. Jeśli na sam twój widok kobiety nie mdleją, nie zapraszają cię do siebie na wieczór i nie pragną scałować każdego centymetra kwadratowego twojego ciała, to będziesz musiał się nauczyć skomplikowanej sztuki uwodzenia (…)”. Zibi bardziej obcesowo zaproponował, by jasno postawić cel. „Co chce się od Jeża (czytaj kobiety)? Bzyknąć raz czy kilka razy, spróbować, czy zmienić Jeżowi nazwisko, wejść z nim w powinowactwo i mieć wspólnych krewnych?”. Yuka co chwila wirtualnie załamywała ręce. Ja też załamałam, kiedy zrozumiałam, że nawet zaprawiony w łowach mężczyzna podchodzi do kobiety jak pies do jeża. Wrzuciłam w wyszukiwarkę hasło: Jak poderwać kobietę? Pojawiło się na wielu forach. I cieszyło dużą popularnością (po kilkaset postów). Ba, okazało się, że dużym powodzeniem cieszą się warsztaty podrywania i szkoły uwodzenia dla mężczyzn. Nawet jeśli nie są najtańsze. Tak znalazłam Tupaka i Angela. Podrywacz kojarzy się niedobrze z łamaczem niewieścich serc Angelo nazywa się polskim Hitchem (jak lekarz złamanych serc z amerykańskiej komedii romantycznej) albo artystą uwodzenia. Twierdzi, że nie ma takiej kobiety, której nie dałoby się uwieść. Mówi o tym na swojej stronie, a potem potwierdza to przez telefon. Wydzwaniam numer podany na stronie. Angelo przedstawia się swoim prawdziwym imieniem. Głos… hm… Dość niski, aksamitnie miękki. Jestem podejrzliwa – podrywacz to podrywacz. Głosem też można manipulować. Wiadomo, kobiety słuchają, mężczyźni patrzą. Proponuję spotkanie. On na to, że jest bardzo zajęty. Musi się zastanowić. Decyduje się na przyjazd do Warszawy (mieszka w Krakowie) w niedzielę. Tylko wtedy ma czas. – Ma pan kolegę, równie wytrawnego podrywacza? Może też spotkałby się z nami? – proponuję. – Jeśli Tupak się zgodzi, to czemu nie? – uśmiecha się. Takie mam wrażenie, chociaż uśmiechu w słuchawce nie słychać. I żeby było zabawniej, chwilę potem przypadkowo dostaję SMS-a przeznaczonego dla Tupaka: „Umówiłem nas na spotkanie z dziennikarką w Warszawie. Będzie niezła zabawa!” (i uśmiechnięta ikonka). Jaki pewny siebie! To irytujące. Mam ochotę utrzeć mu nosa. Namawiam znajomą studentkę, by zgodziła się wziąć udział w pewnej prowokacji. Ona, niby nieświadoma, będzie ich obserwować. A ja ich skłonię do tego, by spróbowali ją poderwać. Proponuję też mojej sąsiadce, doświadczonej aktorce, która jak nikt zna mowę ciała, by poobserwowała ich incognito. Niestety, studentka tuż przed spotkaniem wycofuje się. Może dlatego, że słowo podrywacz kojarzy się jej niedobrze. Z donżuanem – krzywdzicielem, łamaczem serc. Co byś zrobiła, gdybym ci powiedział, że chcę się z tobą kochać? Jak wygląda podrywacz? Włosy nażelowane ŕ la latin lover? Może irokezik ŕ la clubber? Garnitur od Bossa, dżinsy Versace albo przynajmniej podróby. A może podrywacz jest bardziej w typie „chłopięcy Brad Pitt”? Siedzę w kawiarni. Papierosowy zaduch. Dwóch metroseksualnych, w obcisłych koszulkach, rozgląda się. – Pan Angelo? – zaczepiam. Patrzą na mnie jak na idiotkę. Nie oni! W końcu są. Ci prawdziwi. Nie zabójczo piękni, ale sympatyczni. Angelo ani na chwilę nie zdejmuje granatowych okularków
Tagi:
Maria Mamczur









