Nowe zielone porządki

Nowe zielone porządki

Ekologiczna zmiana w amerykańskiej polityce tworzy nowe gwiazdy, ale czy zmieni rzeczywistość? Choć Alexandria Ocasio-Cortez została okrzyknięta wschodzącą gwiazdą Partii Demokratycznej już ponad rok temu, pod koniec marca udowodniła, że miejsce w Izbie Reprezentantów zdobyła nieprzypadkowo. 26 marca Kongres głosował nad tzw. Nowym Zielonym Porządkiem (ang. Green New Deal), jednym z najbardziej kompleksowych i ambitnych pakietów legislacyjnych w najnowszej historii Stanów Zjednoczonych. Projekt nawiązujący nazwą do reform ekonomicznych Franklina D. Roosevelta miał zapoczątkować proekologiczną rewolucję w polityce i gospodarce. Jego założenia dotyczą nie tylko walki ze skutkami zmian klimatycznych, ale też redukcji nierówności społecznych i ekonomicznych poprzez upowszechnienie zielonej gospodarki zwłaszcza w tych regionach, które dawniej opierały się na przemyśle wydobywczym. Wielu republikanów albo neguje ocieplenie klimatu, albo jest zbyt mocno związanych z lobby węglowym i naftowym, żeby głosować za jakimikolwiek ograniczeniami emisji i roli tradycyjnych źródeł energii. Dla nich Nowy Zielony Porządek jest czystym złem. Oskarżają więc autorów projektu – których łącznie jest ponad 100 – o elitaryzm, oderwanie od rzeczywistości i poświęcanie uwagi problemom bogatych mniejszości dużych miast, takich jak Nowy Jork, Miami czy Los Angeles. Dlatego kiedy przewodniczący Senatu, republikanin Mitch McConnell, zarządził głosowanie nad pakietem bez uprzedniej debaty w Kongresie, nie dając też możliwości przesłuchania ekspertów zajmujących się zmianami klimatycznymi ani ofiar tych procesów, demokraci owo głosowanie zbojkotowali. Mająca 14 stron rezolucja wzywająca rząd federalny do podjęcia natychmiastowych kroków w walce ze skutkami globalnego ocieplenia została odrzucona stosunkiem głosów 57:0. Aż 43 (spośród 47) senatorów Partii Demokratycznej wstrzymało się jednak od głosu, rejestrując jedynie obecność na sali w czasie głosowania. Choć pierwsze podejście do ekologicznej rewolucji okazało się fiaskiem, Alexandria Ocasio-Cortez nie zamierzała się poddawać. Dzień później wygłosiła płomienne przemówienie w obronie Nowego Zielonego Porządku. Trwające zaledwie 127 sekund wystąpienie natychmiast stało się hitem internetu, a komentatorzy polityczni okrzyknęli ją demaskatorką republikańskiej hipokryzji. Na oskarżenia o tworzenie legislacji dla elit błyskotliwie odpowiadała statystykami pokazującymi, że zmiany klimatyczne już teraz negatywnie wpływają na 60% amerykańskiej populacji. Hasła o odpowiadaniu na potrzeby bogatych mieszkańców bogatych miast skontrowała doświadczeniami z Bronksu, gdzie znajduje się jej okręg wyborczy i gdzie z powodu zanieczyszczenia powietrza odnotowuje się u dzieci najwyższe wskaźniki astmy w całym kraju. Wreszcie krytykę ze strony republikanów, m.in. sceptyka klimatycznego Seana Duffy’ego, skwitowała stwierdzeniem, że konsekwencje zmian klimatycznych i wynikających z tego nierówności społecznych są już tak powszechne, że przestały być problemem natury ekonomicznej, a stały się czynnikiem decydującym o jakości życia Amerykanów. Podkreśliła, że najważniejsza jest dla niej przyszłość najmłodszych obywateli, którym „demokraci chcą zapewnić lepsze jutro, a nie wysyłać do Davos czy innych miejsc dla elit”. Mimo tej brawurowej obrony projekt znalazł się w martwym punkcie. Z technicznego punktu widzenia proponowana przez demokratów marcowa rezolucja miała charakter symboliczny i stanowiła jedynie uwerturę do dalszych, konkretniejszych działań. Tym bardziej że kwestia ekologicznej rewolucji w amerykańskiej gospodarce zyskuje na znaczeniu niemal z każdym dniem. Według sondażu przeprowadzonego przez lewicowe centrum badawcze Data for Progress dwa tygodnie przed głosowaniem w Kongresie jednoznacznie za wprowadzeniem Nowego Zielonego Porządku opowiedziało się 43% mieszkańców USA. Wśród wyborców Partii Demokratycznej odsetek ten był jeszcze wyższy i wyniósł równo 80%. Nic więc dziwnego, że aż sześcioro spośród 24 obecnie zadeklarowanych bądź prawdopodobnych kandydatów na prezydenta z ramienia demokratów zaangażowało się w tworzenie założeń projektu. W tej grupie znaleźli się zarówno przedstawiciele nowej, bardziej lewicowej fali polityków, np. pochodzący z Teksasu Beto O’Rourke, jak i weterani sceny politycznej – senator Elizabeth Warren i były wiceprezydent Joe Biden. Co w takim razie miałoby w ogóle wchodzić w skład Nowego Zielonego Porządku? Jego podstawowym założeniem jest całkowita zmiana struktury miksu energetycznego. Docelowo już w 2030 r. Stany Zjednoczone miałyby się stać gospodarką bezemisyjną, czyli w 100% opartą na odnawialnych źródłach energii. Choć brzmi to jak fikcja lub polityczne myślenie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2019, 2019

Kategorie: Świat