Wolny handel dla koncernów

Wolny handel dla koncernów

USA i UE szykują największą w historii umowę o wolnym handlu. Negocjacje są niejawne, a w Europie rośnie fala protestów TTIP – pod tym skrótem kryje się umowa międzynarodowa, która, pozostając w cieniu afer podsłuchowych, może zmienić oblicze gospodarek oraz społeczeństw USA i państw Unii Europejskiej, w tym Polski. Transatlantyckie Partnerstwo na rzecz Handlu i Inwestycji (TTIP) negocjowane jest od czerwca 2013 r. między rządem USA a Komisją Europejską, która reprezentuje kraje UE. 13 lipca br. zakończyły się trzymiesięczne publiczne konsultacje w sprawie umowy. Wiele jej zapisów budzi skrajne kontrowersje. Czy ucierpi jakość żywności? Jedna z takich kwestii to standardy bezpieczeństwa i jakości produktów spożywczych. Dziś, wskutek względnie restrykcyjnych regulacji w UE dotyczących używania pestycydów i innych środków, duża część żywności z USA nie ma prawa trafiać na rynki europejskie. Normy stosowania pestycydów, hormonów wzrostowych itp. są bowiem w Stanach znacznie luźniejsze niż w Unii. W USA na dodatek duża część żywności produkowana jest ze składników genetycznie zmodyfikowanych – dlatego w ramach negocjacji korporacje amerykańskie chcą zniesienia w UE obowiązku oznaczania takiej żywności, która w Europie spotyka się z dużą niechęcią konsumentów. Mniej kwestionowany jest zapis o zniesieniu cła na większość importowanych produktów i usług, które dziś oscyluje zazwyczaj w granicach 4-7% ich wartości. Według niektórych ekspertów, zniesienie cła może być korzystne także dla średnich firm, których nie stać na to, aby podobnie jak duże koncerny produkować w UE i jednocześnie za Atlantykiem. Jednak zdaniem Marcina Wojtalika, specjalisty w Instytucie Globalnej Odpowiedzialności (IGO), pożytki z TTIP dla Polski będą umiarkowane. – Dziś zaledwie 2% polskiego eksportu trafia do USA. Nawet jeśli wskutek tej umowy dojdzie do wzrostu o 20%, nadal będzie to mało znaczące. Lukratywna furtka dla koncernów Najostrzejsza krytyka spada na plany wpisania w TTIP systemu rozstrzygania sporów między korporacjami a państwami sygnatariuszami (tzw. ISDS, Investor-state dispute settlement). – To są zęby tej umowy, bez tego TTIP straciłoby główny instrument ochrony przywilejów inwestorów – ocenia Wojtalik. Według krytyków ISDS, ta część umowy ma zapewnić korporacjom szeroką ochronę przed zmianami prawnymi w danych krajach, które mogłyby negatywnie odbić się na inwestycjach. – We wszystkich umowach o wolnym handlu chodzi nie tylko o wolny przepływ towarów, ale głównie o to, aby chronić koncerny przed państwami – mówi niemiecki politolog prof. Frank Deppe. W niektórych krajach już dziś odczuwalne są skutki podobnych bilateralnych umów. W Kanadzie koncern farmaceutyczny Eli Lilly pozwał rząd, domagając się odszkodowania w wysokości 500 mln dol., ponieważ władze kanadyjskie nie uznały patentu firmy. Argumentacja Eli Lilly: firma nie może zrealizować zaplanowanych zysków. Czyli chodzi nie tyle o włożone pieniądze, ile o domniemane dochody. Inny przykład, bliższy Polsce – rząd niemiecki trzy lata temu po katastrofie w elektrowni jądrowej w japońskiej Fukushimie postanowił do 2022 r. wycofać się z energetyki jądrowej. Po tej decyzji szwedzki koncern Vattenfall, który w Niemczech jest udziałowcem kilku elektrowni jądrowych, także tych zamkniętych po katastrofie w Fukushimie, pozwał niemieckie władze i przed sądem arbitrażowym domaga się 3,7 mld euro odszkodowania za zyski utracone obecnie i zaplanowane na przyszłość. Inne koncerny złożyły skargi do Trybunału Konstytucyjnego. Amerykański koncern kontra polski rząd Jak wskazuje Wojtalik, już w 1994 r. weszła w życie umowa dwustronna między Polską a USA, na podstawie której regulowane są odszkodowania dla inwestorów. Jedną z głośnych spraw był upadek spółki Kama Foods, której 75% należało do zagranicznych inwestorów, w tym Schooner Capital z USA. Teraz fundusz ten skarży polski rząd o to, że kontrole urzędu skarbowego doprowadziły do upadku firmy, i żąda zwrotu całości inwestycji wraz z odsetkami. Strona polska uważa jednak, że do upadku doprowadziły błędy menedżerskie. Spór toczy się w sądzie arbitrażowym w Paryżu pod nadzorem Międzynarodowego Centrum Rozwiązywania Sporów Inwestycyjnych (ICSID) w Waszyngtonie. Także w ramach negocjowanego ISDS spory na linii inwestor-państwo mają być rozstrzygane w sądach arbitrażowych. Krytycy, w tym związki zawodowe, organizacje pozarządowe i niektóre partie polityczne, szczególnie w zachodnich krajach

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 29/2014

Kategorie: Świat
Tagi: Jan Opielka