BEZ UPRZEDZEŃ Chcąc pełnić rolę opozycji, trzeba mieć odwagę oponowania. Nie jest pewne, czy SLD i PSL mają tę odwagę. Partia chłopska rezerwuje sobie prawo nieustannego domagania się więcej pieniędzy dla mieszkańców wsi, a poza tym obóz solidarnościowy może liczyć na jej poparcie w sprawach, na których najbardziej mu zależy. Doczekała się konkurencji w zawodach demagogicznych, choć można wątpić, czy Lepper będzie miał do zaoferowania coś więcej niż odwagę radykalnego sprzeciwu. Obie partie opozycyjne posiadają jedną słabość wspólną: nie mają swoich własnych autorytetów. Czasami niechętnie i z opieraniem się, a czasem pokornie uznają autorytety z obozu przeciwnego, „posierpniowego”, co skazuje je na rolę opieszałych naśladowców. Nie można prowadzić samodzielnej polityki, jeśli się nie myśli samodzielnie. PSL zdobywa się na jakieś gesty opozycyjne dopiero wtedy, gdy współbrzmią one z głosami rozlegającymi się w narodowo-katolickich rejonach koalicji rządzącej, SLD natomiast do swoich śmielszych zachowań potrzebuje „podkładki” pochodzącej z kręgów Unii Wolności. Mimo więc istnienia dość na oko silnej opozycji lewicowej i ludowcowej, horyzont problemowy i tematyczny polskiej polityki jest zakreślany wyłącznie przez partie solidarnościowe. Dlatego odnosi się wrażenie, że żyjemy w państwie, co prawda, demokratycznym, ale pozbawionym opozycji z prawdziwego zdarzenia. Należy się liczyć z pojawieniem się „trzeciej siły”, która zechce zająć wolne miejsce twardej opozycji. Mocno niezadowolona część społeczeństwa rozgląda się za stronnictwem, które byłoby niepodległe wobec obozu rządzącego. Zestaw aksjomatów obozu solidarnościowego ogranicza dyskusję nad najważniejszymi problemami państwa. Przyjmuje się, że po wiekach złej koniunktury międzynarodowej, doczekaliśmy się nareszcie koniunktury niezwykłe sprzyjającej. Nie jest to prawda. Koniunktura jest niewiadoma. Pewne jest tylko to, że jesteśmy znowu krajem frontowym, co mogłoby się zmienić dopiero wówczas, gdyby Rosja została włączona do systemu zachodniego, na co się nie zanosi, a nawet gorzej, zdaje się to być już niemożliwe. Wiarygodność NATO jako naszego opiekuna jest trochę dyskusyjna, możliwość, że Polska może się stać amerykańską kartą przetargową w stosunkach z Rosją nie jest wykluczone. W wypadku wojny (wojna jest stałym czynnikiem historii), gdyby wschodnia granica NATO była broniona, Polska jak zwykle stałaby się pobojowiskiem. Jeśli się takiej ewentualności nie boimy, to nie dzięki zaufaniu w amerykańską opiekę, o której w Polsce nigdy poważnie nie dyskutowano, lecz wskutek ogólnie optymistycznego nastawienia, które do tej pory zawsze okazywało się fałszywe. Polska w ogóle nie ma realistycznej polityki wschodniej i dyskusją na ten temat nie jest możliwa. Bardzo się polega na niepodległości Ukrainy, mającej rzekomo uniemożliwić Rosji odbudowanie imperium. Pewnie, że trzeba chcieć niepodległej Ukrainy, ale trzymając kciuki za tę czy inną dobrą sprawę, niewiele się wnosi do realnych procesów historycznych. Zamiast chcieć i tylko chcieć tego czy owego, słuszniej jest obserwować, co się dzieje i odpowiednio dostosowywać swoją politykę. Opatrzność nie zagwarantowała niepodległości Ukrainy, Amerykanie też niewiele zrobili w tym celu. Ukraińcy nie interesują się tym, czy Polacy trzymają za nich kciuki, czy nie trzymają. Interesują się Rosją, Niemcami i Ameryką i potrafią realistycznie ocenić polskie umizgi. Polska nic nie może zrobić dla ułatwienia Ukrainie wejścia do systemu zachodniego, ponieważ sama będzie tam przez długi czas ciałem obcym, pomijając drobnostkę, że jeszcze do tego systemu nie należy. Przyszłość na Wschodzie jest niepełna, ale na Zachodzie to już, według obozu rządzącego, czekają nas same rozkosze. Jak ci ludzie wyobrażają sobie rozwój stosunków z Niemcami w czasach, gdy rewidowanie historii, „rozliczanie się z przeszłością” stała się ogólnie przyjętą, nadpolityczną normą. Skoro pół wieku, za sprawą tej normy rozliczeniowej, skraca się w wyobraźni do odległości jakiegoś wczoraj, to chyba prawdopodobne jest, że Niemcy też nie zapomną o swoich krzywdach czy „krzywdach” i w takiej lub innej postaci zażądają sprawiedliwości historycznej. Traktaty, prawa i narodowe lub inne nie stanowią czynnika rozstrzygającego; „rozliczanie się z przeszłością” znajduje się ponad prawem i ponad polityczną racjonalnością. Niezależnie od skutków rozliczeń historycznych będzie trwał proces ekonomicznego przenikania Niemiec do Polski. Ten proces należy oceniać dodatnio, ale jakąś politykę w stosunku do tego zjawiska trzeba mieć. Granica między Polską i Niemcami była jedną z najoczywistszych
Tagi:
Bronisław Łagowski









