Choć jestem zupełnie inny, gram co rusz jakiegoś złoczyńcę albo pomyleńca Czy zgodzi się pan na określenie aktor uniwersalny, czy lepiej, gdy się mówi charakterystyczny? – Ten podział mnie nieco dziwi. Dawniej może ktoś używał określenia charakterystyczny, ale dziś trzeba się zgodzić, że granie tylko jednej roli wydaje się trochę podejrzane, i nie wiem, czy można wtedy w ogóle mówić o aktorstwie. Polega ono na tym, by grać różne rzeczy, i nie ma nic przyjemniejszego nad tę zmienność. Nie zamierzam się przyrównywać do Laurence’a Oliviera, ale to on jednego dnia występował w popołudniówce w jakiejś komedii czy w farsie, a wieczorem grał Ryszarda III. Ale ambitne role oznaczają nagrody, np. im. Zelwerowicza w 2004 r., gdy uznano pana za najlepszego aktora sezonu za kreacje Józia, Księcia Filipa, Szarma, Witolda II. Czyli było kilka różnych ról. – W głośnym spektaklu „Błądzenie” według Witolda Gombrowicza w Teatrze Narodowym grałem w zasadzie rolę Witolda, który wcielał się w postacie ze swoich dramatów i powieści, najwyraźniej zawierających elementy autobiograficzne. Zaskoczyło mnie to, że po premierze Rita Gombrowicz przyłożyła mi dłoń gdzieś w okolicy nosa i powiedziała, że stąd do dołu jestem bardzo podobny do jej męża. Charakteryzacja czyni cuda. Kreował pan też wiele innych postaci pomnikowych. – I także mówiono o podobieństwie. Zarówno gdy był to Józef Piłsudski, jak i Stanisław Wyspiański. Potomkowie Wyspiańskiego twierdzili, że bardzo przypominam ich protoplastę. Ale grałem również Baudelaire’a… …i Dzierżyńskiego. Ciekawe, co powiedzieli ich potomkowie. – Nie było mi dane ich poznać. Wystąpiłem natomiast w eksperymentalnym filmie „Las” Piotra Dumały, w którym bohater trochę opowiada o swoim życiu. Tu także ludzie z otoczenia reżysera orzekli, że bardzo go przypominam. JAK DZIECKO Ma pan twarz przypominającą wszystkich. Uniwersalną. Odnosi się to również do głosu. – Bo aktorstwo to zawód, który ma w sobie coś z dzieciństwa. Dzieci lubią się przebierać, bawić się w odgrywanie innych postaci. Są też w pana dorobku role, o których marzy chyba każdy młody aktor. Grał pan Hamleta. – Nie sądzę, by dziś tak bardzo interesowało to młodych. Nigdy nie słyszałem, by ktoś przy mnie rozmawiał na ten temat. To bardzo się pozmieniało i chyba już nawet nie mam wglądu w psychikę młodszych kolegów. Oni mówią raczej, u kogo chcieliby grać, a nie jakie role. To przestało być interesujące. Ale dla pana jest? – Jestem jeszcze z takiego czasu, kiedy się lubiło nieustannie zamieniać w różne postacie. A popularność Hamleta bierze się chyba stąd, że on cierpi na oczach wszystkich. U wielu ludzi, także grających ważne role publiczne, można dostrzec pewien ekshibicjonizm, potrzebę otwierania się, wywlekania. Czasem jest to połączone ze zdolnością do hamletyzowania. Hamletem już pan był. – Moje marzenie to rola Ryszarda III. Udało mi się je zrealizować w Teatrze Polskiego Radia, ale na scenie jeszcze nie. Teatr aktorski nie jest też szczególnie interesujący dla niektórych reżyserów. Chociażby Krzysztofowi Warlikowskiemu nie zależy na kreacjach scenicznych. Teatr to dla niego sposób porozumiewania się z widownią, tworzenie jakiegoś przebiegu zdarzeń i emocji. Mnie jednak jako widza teatralnego interesuje to, co wnoszą ludzie, aktorzy, czy są w stanie mnie porwać, zachwycić, przekonać do jakiejś historii i wzruszyć do łez. A gdy mnie ktoś porwie, to płaczę. W teatrze, w kinie, nawet na filmach dla dzieci. Podejrzewam, że w tej roli też jest pan dobry. – Co innego role, co innego życie. Mnie bawi, że choć jestem zupełnie inny, gram co rusz jakiegoś złoczyńcę albo pomyleńca, albo lekarza, policjanta, króla itp. REKLAMA A w reklamie też pan by grał? – To banalne pytanie. Mam pewien problem z wywiadami i niekiedy się wycofuję, bo mam wrażenie, że pytanie o to, co lepsze – teatr, film, serial czy reklama – to nudziarstwo, a aktora takie małe, groteskowe skupienie się na samym sobie odpycha. Niby w tym zawodzie to normalne, ale czasem nie do wytrzymania jest mówienie, międlenie wciąż tego samego. To załóżmy, że otrzymał pan dwie propozycje, tak samo płatne. Udział w reklamie pasty do zębów i w reklamie karabinu automatycznego. Którą pan wybierze? – Po pierwsze, honorarium w reklamie karabinu automatycznego byłoby 10 razy wyższe niż w reklamie pasty do zębów. Po drugie, nie ma to żadnego znaczenia dla








