Ludożerka grilluje za miastem!

TELEDELIRKA Ci, co mają letnie domy, by nie powiedzieć – dacze, bo to kojarzy się z PRL-owskim wypoczynkowym zniewoleniem, a więc posiadacze bogatych rezydencji w pięknym pejzażu, altanek tuż przy torach kolejowych, gdzie grzeczne dzieci bawią się rzucaniem kamieniami w okna przejeżdżających pociągów, właściciele szałasów w podmiejskim syfie albo namiotów, które można ustawić gdzie bądź, jak również ci, co dysponują samochodami, przy których rodzina z rozkoszą przeciąga się na plastikowych leżakach, podlewając wartości rodzinne czym się da, w zależności od statusu: czy to kurwłazji – jak mówi kulturalne państwo – czy borygo lub też czin czinem dla pospólstwa; otóż wszyscy oni wyjechali, a za nimi udała się w drogę duża część pomniejszego bandziorstwa, jak też krawców, czyli kieszonkowców, a także amatorów cudzych samochodów. Pojechali i hak im w smak. My, którzy nienawidzimy wypraw całymi rodzinami po zdrowie, siedzimy sobie w mieście, wdychamy piękny zapach spalin z nielicznych pozostałych aut, cicho mknących ulicami bez korków, mając wreszcie trochę spokoju do pracy. Nie wiem, skąd wzięło się larum podobne temu, jakie notorycznie wygłasza ksiądz Jankowski nad wszechświatowym spiskiem, ciszej nad tą trumną, czy nad gwoździem do trumny Moskala; przepraszam, ale to chyba ksiądz Kordecki (?)

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 19/2001, 2001

Kategorie: Felietony