Ludzie chcą mieć minimalne gwarancje

Ludzie chcą mieć minimalne gwarancje

Politycy nie powinni martwić się o nasze szczęście, tylko o ład społeczny Rozmowa z prof. Januszem Czapińskim – Czy zaskoczyło pana, że w grudniu tak gwałtownie poszły w dół nastroje społeczne? – Nie zaskoczyło, bo to był ciąg dalszy tego samego trendu, który zaczął się już pod koniec roku 1999, po wejściu w życie czterech dużych reform społecznych. Okres tużpowyborczy był okresem zawieszenia. Odżyły wówczas, tak jak przy okazji każdych wyborów, nowe nadzieje. Ówczesny wzrost optymizmu był jednakże wyjątkiem od stałej tendencji. – Dlaczego ta tendencja jest stała? – Nastroje lecą w dół nie tyle dlatego, że ludziom żyje się coraz gorzej, tylko dlatego, że coraz większe grupy społeczne tracą dobre, jasne perspektywy. W społeczeństwie, w którym jest względnie dobry ład, w którym politycy cieszą się dosyć wysokim zaufaniem ludzi, obywatel ma sporo celów średniookresowych. Ale w dobrym kalendarzu. Na przykład w przyszłym roku kupimy nowy samochód, za dwa lata spróbujemy wyremontować dom, w przyszłym kwartale kupimy lodówkę, mamy odłożone pieniądze na czesne dla córki. – Mówi pan o perspektywach klasy średniej. A klasy słabsze? – One mają aspiracje niższe, ale także z dobrym kalendarzem. Ludzie są przekonani, że uda im się te cele zrealizować. W perspektywie dwóch, trzech lat. I mniej więcej na taką odległość planują. Natomiast gdy ta przyszłość zaczyna być mglista, gdy politycy nie potrafią z dużą wiarygodnością przekazać wszystkim grupom społecznym, co je czeka za rok, dwa, społeczeństwo traci busolę. I zaczynają się dziwne zjawiska. Zaczynamy żyć w dwóch perspektywach czasowych. Pierwszej – niesamowicie krótkiej. Carpe diem, nachapmy się dzisiaj. Druga perspektywa, to perspektywa marzeń bez żadnego kalendarza. Chcielibyśmy, żeby coś się stało, ale kiedy to będzie… – To wygląda na zagłuszanie rzeczywistości. – Bo człowiek nie jest w stanie wyzbyć się optymizmu. Tylko istotne jest, czy to jest optymizm realistyczny, związany z jakimś kalendarzem. Gdyż dopiero ten kalendarz uruchamia energię społeczną. Jak ludzie wiedzą, że mają za dwa kwartały kupić lodówkę, bo tak zaplanowali, to z dnia na dzień coś w tej sprawie robią. Natomiast jak nie wiedzą, co mają robić, tylko marzą o tym, żeby im było lepiej – to marzą i nic nie robią. – Czyli błędem było to, co robił Leszek Miller w ostatnich tygodniach, przedstawiając w twardych słowach stan gospodarki? – Odebrał wielu ludziom realną perspektywę awansu. W różnych wymiarach życia. Nie można straszyć społeczeństwa. – On uważał, że skoro musi realizować rzeczy niepopularne, to musi ludziom też szczerze powiedzieć, dlaczego je wprowadza. Jak wygląda sytuacja, która do takich a nie innych działań go zmusza. – To prawda. Tylko mógł raczej zacząć od czegoś innego, od tego, co i tak zrobił. Od drobnych sygnałów, które jeszcze nie porządkują spraw państwa, ale odświeżają ducha aktywności, ponieważ zdejmują z ludzi część obaw. Wymienię dwa: dożywianie dzieci w szkołach i uchylenie odpłatności za nieuzasadnione wezwanie karetki. – To rzeczywiście drobne rzeczy. – Wzywanie karetki dotyczyło, jak wynikało z badań Polska 2000, mniej więcej 5% obywateli. Tylu obywateli obawiało się, że jakby ktoś z bliskich zachorował, to trzeba byłoby skrupulatnie rozważyć, czy wzywać tę karetkę, czy nie, bo za tym mogłyby iść jakieś koszty – dla tych ludzi duże. Dożywianie dotyczy większej grupy społecznej… Więc to są jasne sygnały. To sygnał dla tych, którzy nigdy w życiu nie wezwali karetki i nigdy nie będą wzywać. Wyraźnie uspokajający – nie martwcie się, w razie czego pomoc przyjdzie na pewno. Tak więc rządzący powinni raczej zacząć od przywrócenia minimalnego poziomu zaufania do państwa. Że w najgorszych sytuacjach życiowych państwo poda pomocną dłoń. A dopiero później należało ludziom wytłumaczyć, na czym polega trudność obecnej sytuacji, dlaczego podejmujemy niepopularne decyzje, ale spokojnie i bez używania określeń typu: „zapaść”, „kryzys”, „dziura”. Nawet w tak nisko wykształconym społeczeństwie jak polskie ludzie są w stanie zrozumieć rzeczowe komunikaty. Ale nie chcą być straszeni. Zbyt często te komunikaty płynęły ze strony rządu. Nastąpiło już takie zagęszczenie strachu, że przeciętny telewidz przestał odbierać owe przekazy w warstwie informacyjnej, zaczął je odbierać wyłącznie w warstwie emocjonalnej. – Wszyscy eksperci ekonomiczni mówią, że w najbliższych miesiącach bezrobocie wzrośnie, że gospodarka przez najbliższy rok nie drgnie. Jak

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2002, 2002

Kategorie: Wywiady