Ludzie mają najzwyczajniej dość

Ludzie mają najzwyczajniej dość

Wyborcy odebrali Merkel najistotniejszy mandat – przestali jej ufać Henryk Marcin Broder – niemiecki dziennikarz polsko-żydowskiego pochodzenia. Publicysta hamburskiego dziennika „Die Welt”, komentator tygodnika „Der Spiegel”, autor bestsellerów o bieżących problemach polityczno-społecznych („Hurra, kapitulujemy”, „Ostatnie dni Europy – czyli jak pogrzebaliśmy dobry pomysł”). Sympatię czytelników zaskarbił pan sobie głównie prowokacyjnymi tezami. Ostatnio stwierdził pan, że skala grozy wydarzeń w Aleppo przekracza granice zbrodni dokonanych w Auschwitz. Czy ofiary wojny można porównać z systematyczną zagładą różnych grup etnicznych? – Naprawdę nie chciałem nikogo skrzywdzić i wiem, że szczególnie w Niemczech powinniśmy być ostrożni z takimi porównaniami. Ale niemieccy dziennikarze niemal codziennie ulegają pokusie porównywania wszystkiego ze wszystkim – Trumpa z Hitlerem, ośrodków dla imigrantów z obozami koncentracyjnymi i Unii Europejskiej ze Świętym Cesarstwem Rzymskim. Owszem, uważam, że filmy docierające z syryjskiego Aleppo budzą większą grozę niż pożółkłe zdjęcia z Birkenau, nie tylko dlatego, że bomby Asada również są skierowane w szczególne grupy. Przy czym na pewno nie chciałem żonglować liczbami ofiar. Auschwitz jest historią, niezwykle dokładnie udokumentowaną, która już w tej formie się nie powtórzy. Natomiast Aleppo dzieje się teraz – za sprawą mediów na naszych oczach. Aleppo jest o tyle gorsze niż Auschwitz, że Zachód po zagładzie Żydów zasłaniał się argumentem, jakoby „nic nie wiedział”. W dobie mediów elektronicznych ten argument już nie jest wiarygodny. Nikt nie będzie mógł powiedzieć, że zamordowanie setek tysięcy niewinnych ludzi umknęło naszej uwadze. Wojna w Syrii wywołała masowy napływ uchodźców do Europy. Ponad milion ludzi przybyło do samych Niemiec. Angela Merkel ponosi bolesne klęski wyborcze na szczeblach lokalnych, ale uporczywie powtarza, że „damy radę”, choć nie znajduje odpowiedzi na pytania wyborców. – Według wiarygodnych źródeł do Niemiec dotarło już 2 mln imigrantów. Moim skromnym zdaniem Merkel jest bezradna, nie zdobędzie się już na ozdrowieńczy wstrząs, który uruchomiłby nowe siły. To brzmi pesymistycznie, niestety uważam, że kanclerka „nie da rady”. Prawdę mówiąc, trochę wzbudziła we mnie współczucie, bo stała się celem najgorszych pomówień. To tragiczna postać, nie potrafi rozwiązać problemów, które sama stworzyła. Przypomnijmy, że Horst Seehofer, premier Bawarii i szef siostrzanej CSU, już kilka dni po otwarciu granic we wrześniu 2015 r. ostrzegał, że Merkel wypuściła z butelki dżina, którego nie zagna z powrotem. Sądzę, że miał rację. Skoro Merkel nie ma już wsparcia we własnej partii i jej polityka nie podoba się rodakom, dlaczego nadal jest niezatapialna? – Myślę, że na razie mimo erozji wizerunkowej wciąż jest przekonana, że ona najlepiej sobie z tym poradzi. Ale ma pan rację, to zdumiewające, że w 80-milionowym państwie, z niezawodnymi skądinąd instytucjami demokratycznymi: Bundestagiem, Bundesratem i 16 landtagami, Merkel nadal sprawia wrażenie niekwestionowanej dyrygentki. Z ustaleń moich rozmówców wynika, że kanclerka zawarła z partyjnymi kolegami pewien układ: jeśli do końca kadencji będę mogła liczyć na wasze wsparcie, nie będę już się ubiegać o fotel kanclerski. Prawdopodobnie w ten sposób chce dotrwać do końca roku i wystawić nowego kandydata, najpewniej młodszego, dotąd nieznanego, o niespożytych siłach. Może to być też oczywiście „zmowa milczenia”, o której sama Merkel nic nie wie. Partyjny pucz, choć pozbawiony agresji i oparty na strategii cierpliwego wyczekiwania. Zresztą wątpię, żeby ktoś szczególnie teraz się kwapił do przejęcia jej obowiązków. Wszyscy wiedzą, że Urząd Kanclerski to obecnie oddział straceńców. Niemieccy politycy nie interweniują, bo sądzą, że prędzej czy później Merkel sama się zdemontuje. Nadal jest „nieusuwalna”, bo wszyscy czekają, aż zostanie kompletnie odarta z powagi i autorytetu. Ten rok był najtrudniejszy w jej kadencji, choć wystawił także na próbę cierpliwość milionów jej wyborców. Jak zmieniło się niemieckie społeczeństwo w ostatnich miesiącach? – Chyba nigdy w najnowszej historii Niemiec nie przeżyliśmy w tak krótkim czasie tak intensywnych zmian nastrojów społecznych i emocji politycznych. Niemiecką prasę zdominowały tematy uchodźców, islamu czy burek. Tak jakby wszelkie inne problemy zniknęły w mgnieniu oka, jakby w Niemczech nie było już bezdomnych, kłopotów z infrastrukturą, ze szkołami itd. To się odbiło na nastrojach, kryzys

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 43/2016

Kategorie: Świat