Machnij na to ręką

Machnij na to ręką

Wodzenie palcem po telefonie jest passé. Chcemy elektroniki, do której można mówić i machać. Sposoby komunikowania się z komputerem osobistym nie zmieniły się od jego wynalezienia. Tekst najszybciej wklepuje się przy użyciu klawiatury, po pulpicie najszybciej śmigać myszką – laptopowcy mają też do dyspozycji gładziki (touchpady) lub trackpointy (małe, wystające guziki na klawiaturze). Rozwój urządzeń wymusił prace nad nowymi sposobami komunikacji z nimi (interfejsami) wszędzie tam, gdzie klawiatura nie była aż tak wygodna. W ten sposób w telefonach komórkowych upowszechniły się ekrany dotykowe, dzięki którym dostęp do lawinowo rosnącej liczby funkcji jest łatwiejszy. Obsługa dotykowa jest też oczywistym wyborem dla tabletów, które z definicji mają być poręczne. Każda z tych metod zakłada kontakt fizyczny z ludzką ręką. Jednak człowiek w codziennych sytuacjach nie zawsze ma taką możliwość, a czasami po prostu mu się nie chce. Dlatego producenci elektroniki pracują nad nowymi rozwiązaniami, które już teraz znajdują się w granicach możliwości portfela przeciętnego konsumenta. Aby otworzyć, krzyknij Mimo lat pracy nad rozpoznawaniem mowy przez komputery technologia ta wciąż nie ma zastosowania w codziennym użytku. Komputer nie będzie reagował na nasze komendy tak szybko ani tak dokładnie, jak byśmy chcieli. Lepiej wygląda sytuacja w przypadku telefonów komórkowych. Można im dyktować adresy do wyszukania na mapach albo SMS-y. Brakuje jednak integracji obsługi głosowej z każdą funkcją telefonu, tak aby można go było obsługiwać bezdotykowo. W tę stronę chciała pójść firma Apple z cyfrową asystentką Siri. Choć potrafi ona ustawiać alarmy i wyszukiwać proste informacje w internecie, wciąż są to cząstkowe doświadczenia związane z pojedynczymi zadaniami, a nie z obsługą telefonu jako całości. Siri narobiła szumu, ale jej przydatność okazała się ograniczona. Przede wszystkim, żebyśmy mogli skorzystać z jej pomocy, telefon musi być podłączony do internetu. Dodatkowo, chociaż rozpoznaje głos znacznie lepiej od wielu wcześniejszych rozwiązań tego typu, nadal jest niedoskonała. Apple wciąż uważa ją za wersję beta, czyli niegotową. Na pewno jest zbawienna w trakcie jazdy samochodem, ale na ulicy już niekoniecznie. Producenci odkryli niespodziewaną przeszkodę – ludzie nie chcą gadać do telefonów publicznie. SMS-y często są prywatne, kto chciałby je wykrzykiwać w tramwaju? O wprowadzeniu tego typu rozwiązań w systemach operacyjnych przez jakiś czas nie ma co marzyć. Producent najpopularniejszego, Windowsa, czyli Microsoft, w najnowszej, ósmej wersji skupił się raczej na dotyku. Nowy Windows będzie wyglądał podobnie na komputerach stacjonarnych, na tabletach i w telefonach komórkowych. Aby zamknąć, machnij Ale w Redmond przygotowują coś bardziej znaczącego. To przystawka do konsoli Xbox 360 Kinect, tyle że dostosowana do komputera osobistego. Kinect umożliwia sterowanie ruchem i głosem. Urządzenie „widzi” nasze gesty w trójwymiarowej przestrzeni i przekłada je na konkretne polecenia. W ten sposób poruszenie wyciągniętą ręką na wysokości głowy przesuwa listę filmów w tym samym kierunku. Kinect dla Windows, bo tak brzmi pełna nazwa produktu, już jest do nabycia po tamtej stronie kontynentu. Za 250 dol. może go kupić każdy, choć w tej chwili jest adresowany raczej do profesjonalistów i prosumentów (zaawansowanych użytkowników niebojących się nowinek). Microsoft chce wzbudzić ich zainteresowanie i zachęcić do tworzenia własnego oprogramowania. Takie narzędzia przekazano im już wcześniej, kiedy jeszcze przystawka była dostępna tylko z konsolą. W efekcie studenci i fascynaci z całego świata stworzyli masę nietypowych zastosowań, niektóre rodem z „Raportu mniejszości”. Ich różnorodność dała ludziom z Microsoftu do myślenia. Firma zrozumiała, że na Kinekcie zarobi gigantyczne pieniądze, jeśli znajdą się inni, którzy będą zarabiać na oprogramowaniu do niego. W końcu rzesza klientów będzie musiała nabyć sprzęt. A potencjalnych zastosowań jest mnóstwo: sam Microsoft pokazał w reklamie przydatność urządzenia w dziecięcej rehabilitacji. Dla dzieci konieczność zginania i prostowania kolana przez pół godziny non stop to śmiertelna nuda. Może więc połączyć rehabilitację z grą komputerową, w której punkty zdobywa się, ćwicząc staw kolanowy? Przystawka ma jednak pewną wadę. Chociaż rozchodziła się jak świeże bułeczki i Microsoft sprzedał 10 mln sztuk na całym świecie, branżowi dziennikarze odkryli, że po okresie fascynacji przestaje być używana. Przyczyna była prosta: brak oprogramowania, w tym gier, wykorzystującego możliwości

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 29/2012

Kategorie: Nauka