Bauman i program dla lewicy w adhortacji apostolskiej
Chwała Robertowi Walenciakowi za rozmowę z prof. Zygmuntem Baumanem (PRZEGLĄD nr 9). Te zwięzłe odpowiedzi na dobre pytania dziennikarza mogłyby wprowadzić nieco ładu i jasności w myślenie mrowia najrozmaitszych aspirantów do reprezentowania lewicy.
Jest oczywiście jeden podstawowy warunek. Taki mianowicie, że powinna być najpierw jakaś lewicowa myśl poza zachodzeniem w głowę, co by tu zrobić, aby dostawszy się do parlamentu, wieść dla „dobra Polski” próżniaczy żywot.
Obecnie walka polityczna toczy się o – mówiąc złośliwie i skrótowo – najlepszą z możliwych fuchę pod żyrandolem. Wiadomo, biegły w posługiwaniu się podniosłymi słowami najwyższy dostojnik Najjaśniejszej Rzeczypospolitej w trudzeniu się myśleniem doznaje pewnej ulgi – ma takich doradców jak prof. Nałęcz, który mówi mu jako historyk, by 9 maja do Moskwy na 70-lecie zwycięstwa nad III Rzeszą się nie wybierać, albo jak wybitny strateg prof. Koziej, który prawie jak prof. Szeremietiew wie, co robić, aby Putin nie był w stanie Polsce zagrozić. No dobra, Bronisław Komorowski chadzający po Majdanie z pewnym indywiduum pod rękę, ma ową swoistą koronę niemal pewną.
Tuż za słonecznym majowym horyzontem widnieje jesienna walna bitwa o Sejm. Jak zachowają się ci, którzy osobno policzywszy siły w elekcji głowy państwa, spróbują wspólnie – jeśli stać ich na taką próbę – wykazać, że „lewica” – jak mówi prof. Bauman – to nie tylko przebrzmiałe historyczne pojęcie, że musi coś znaczyć? Co najmniej czworo ich jest. Konsekwentna rzeczniczka równych praw dla kobiet, niby-antyklerykalny hucpiarz, pani cała w zieloności i jeszcze jedna osoba, ta wyciągnięta z przydeptanego cylindra. Kto z nich – przywołując znów zdanie współtwórcy teorii ponowoczesności – ma w sobie tyle pary w płucach, by zadąć w trąbkę? Przecież jest jeszcze gorzej niż z Jaśkiem z „Wesela”. Ten miał przynajmniej instrument, który zgubił, a u nas nie ma nawet na czym grać. Są tylko cymbały do niczego niezdatne. Bardzo zadowolone z siebie, że im się udało, jak dopowiada Bauman, podkreślając, że „jak dawniej, tak i dziś lewica znaczy bunt przeciw znieczulicy na ludzką niedolę”.
Bunt? Toż to z daleka śmierdzi populizmem. Już słyszę, jak w „Loży prasowej” obowiązkowy dyżurny uczestnik z „Gazety Wyborczej” dostaje na dźwięk tego słowa wysypki, a przywołany zza kadru niedoszły doktor z BCC krzyknie: „Apage, Satanas!”. Rzecz w tym, że z owym diabłem sprawy mają się całkiem inaczej.
Parafrazując słowa Stefana Żeromskiego z „Przedwiośnia” wypowiadane przez Cezarego Barykę („Macież wy odwagę Lenina?”) można zapytać: „Macież wy odwagę Franciszka?”. To jego adhortację z 2013 r., Evangelii Gaudium, Zygmunt Bauman w rozmowie z Robertem Walenciakiem cytuje niemal w charakterze przepisu na założenia programowe lewicy. Zdaję sobie sprawę, że ma to w sobie coś z socjalizmu utopijnego, ale studiując drukowany w „Niedzieli” papieski tekst, wydobyłem z niego punkty od 52. do 60. i doszedłem do wniosku, że lepszego programu lewicy po prostu nie znam. Z jego „Nie dla bezlitosnego pieniądza”, „Nie dla ekonomiki wykluczenia” spróbujcie jesienią wspólnie postąpić rozsądnie. I nie dajcie się zastraszyć tym, którzy straszą populizmem.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy