Wójtów, burmistrzów i prezydentów miast wybierać będziemy bezpośrednio. Pewnie straci na tym SLD, na pewno zyska Samoobrona „Przefajnowaliśmy”, kręci głową Witold Gintowt-Dziewałtowski, odpowiedzialny w SLD za sprawy samorządów. W środę, 22 maja, Sejm uchwalił, że wójtów, burmistrzów i prezydentów miast wybierać będziemy jesienią, bezpośrednio w dwóch turach. Zatem Sojusz doznał prestiżowej porażki – jego propozycje przegłosowano, a przy okazji przyklejono im łatkę antydemokratycznych. Tym sposobem SLD zapłacił za brak zdecydowania, przerzucanie się z pomysłu na pomysł i najzwyklejsze polityczne lawirowanie. Pomysły i sojusze Sojuszu Przypomnijmy: w czasie kampanii wyborczej Sojusz zapowiadał bezpośrednie wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów w dwóch turach. Wcześniej chciał takich wyborów tylko w miastach i gminach poniżej 20 tys. mieszkańców. Później, po wyborach, wysunął propozycję, by w wypadku, gdy pierwsza tura nie przyniesie rozstrzygnięcia – tzn. żaden z kandydatów nie zdobędzie powyżej 50% głosów – wójtów, burmistrzów i prezydentów wybierała rada. Sojusz trzymał się tego pomysłu do samego dnia głosowania, choć od dawna było wiadomo, że nie ma on szans. Dlatego w ostatnim czasie politycy SLD popierali rozwiązanie podsunięte przez Unię Pracy – tzw. wariant australijski. W Australii wybory odbywają się według zmodyfikowanej ordynacji brytyjskiej – jeżeli najlepszy kandydat zdobędzie więcej głosów niż jego dwaj następni przeciwnicy łącznie, ogłasza się go zwycięzcą i drugiej tury nie ma. Jeżeli tej przewagi nie uzyska – wszystko rozstrzyga się dwa tygodnie później w bezpośrednim pojedynku dwóch najlepszych. Ale ten pomysł także nie przeszedł. Od kilku tygodni sprawę kształtu ordynacji samorządowej rozgrywały w Sejmie dwie grupy. Pierwszą kierował poseł Platformy Obywatelskiej, Waldy Dzikowski z podpoznańskiego Tarnowa Podgórnego. Zbierał poparcie dla wyborów bezpośrednich w dwóch turach. I miał niełatwe zadanie, bo musiał pozyskać PiS, Ligę Polskich Rodzin, Samoobronę i PSL. Z drugiej strony mieliśmy SLD, który potrzebował poparcia PSL. I je zdobył. Z posłem ludowców, Eugeniuszem Kłopotkiem, negocjował tę umowę Gintowt-Dziewałtowski, pod patronatem marszałka Borowskiego. Umowa była prosta – SLD odpuszczał pomysł, by wójtów i prezydentów w drugiej turze wybierały rady i godził się na wariant australijski. Za tym wariantem było także PSL. Wszystko wydawało się więc dograne. Jednakże Sojusz przekombinował – podczas posiedzenia klubu ustalono, że SLD poprze wariant australijski dopiero wtedy, gdy zostanie przegłosowana jego propozycja. W ten sposób – argumentowano – partia nie straci twarzy. To były złe rachuby. Kilkanaście minut przed głosowaniem do SLD-owców przyszedł Kłopotek i powiedział, że PSL poprze wariant wyborów w dwóch turach. Dlaczego? Bo ludowcy są przekonani, że SLD paktuje z Samoobroną, by przeforsować swój wariant i wystawić koalicjanta do wiatru. SLD przegrał więc przez Samoobronę. I to w dwojaki sposób. Otóż od rozmów z Samoobroną rozpoczął klejenie własnej koalicji Waldy Dzikowski. I dopiero po zawarciu sojuszu z partią Leppera mógł przyciągać innych, m.in. Prawo i Sprawiedliwość, które „od zawsze” było przeciwne bezpośrednim wyborom wójtów i prezydentów. Dla dobra partii To nie tylko polska tradycje – partie kroją ordynację „pod siebie”, w zależności od sondaży i spodziewanych korzyści lub strat. Tak było i tym razem. SLD czuje się mocny w radach gmin i miast, więc nie chciał zbytnio uszczuplać ich kompetencji. Z drugiej strony mamy skłócone partie posolidarnościowej prawicy, których liderzy są jednak przekonani, że ich elektorat zjednoczy się w momencie walki z przedstawicielem SLD. Dlatego w pomyśle PO, PiS i LPR druga tura wyborów była najważniejsza. Na tym zasadzała się ich koncepcja demokracji – w pierwszej turze wyłaniamy przeciwnika SLD-owca, a potem wzywamy, by wszyscy głosowali przeciwko niemu. Ale co się stanie, gdy tym przeciwnikiem będzie kandydat Samoobrony, dziś – jak pokazują sondaże – drugiej siły politycznej w kraju? Partia Leppera parła z kolei do wyborów w dwóch turach z dwóch powodów. Przede wszystkim jest słaba kadrowo, trudno więc przypuszczać, by jej kandydaci mogli zdominować większą liczbę rad. Dlatego ludzie Samoobrony szukać będą swej szansy w drugiej turze, w walce z przedstawicielem albo SLD, albo którejś z partii posolidarnościowej. W tych wszystkich przymiarkach zaginęły racjonalne argumenty. Choćby taki, że druga tura wyborów
Tagi:
Robert Walenciak









