Magia połączona z męczarnią

Magia połączona z męczarnią

– W szkole filmowej było tak fantastycznie, że do stołu kreślarskiego już nie wróciłem. Na tym kawałku Targowej nie czuło się komunizmu i napięć społecznych. Uczelnia przypominała odcięty od życia kampus. Rektorem był wtedy zatwardziały partyjniak, Stanisław Kuszewski, ale klimat szkoły tworzyli Wojciech Has, Henryk Kluba, dokumentaliści – Kazimierz Karabasz, Jerzy Bossak, Andrzej Brzozowski. Historię sztuki wykładała niezwykła profesorka Krystyna Zwolińska, typ przedwojennego inteligenta. A Marysia Kornatowska opowiadała o teorii filmu tak, że siedzieliśmy na jej zajęciach jak zaczarowani. (…)

W warszawskich zespołach filmowych już wówczas wrzało. Rodziło się kino moralnego niepokoju.

– W szkole mieliśmy do tego nurtu dystans – twierdzi Gliński. (…)

Ale ferment był i w szkole.

– Has namawiał nas, żebyśmy się interesowali problemami za oknem – przyznaje reżyser. – Ten wielki artysta, którego filmy są erupcją wyobraźni, kazał nam zapisywać w dzienniczkach rozmaite wydarzenia „z życia” i z lektury gazet. Buntowaliśmy się, bo chcieliśmy ekranizować Cortázara i opowiadać o metafizycznych problemach, a on, skubany, radził nam robić etiudy o staruszce, która nie może sobie kupić butelki mleka. Długo ignorowałem jego polecenia, ale w końcu dostałem od koleżanki w prezencie taki ładny zeszycik i zacząłem wszystko notować.

Wielu absolwentów Filmówki pracowało wtedy w oświatówce, w WFDiF, w telewizji. Tam było łatwiej zadebiutować. Robert Gliński zrobił dwa ciekawe filmy godzinne i kilka dokumentów. Choć dziś mówi:

– Ja i dokument? Miłość bez wzajemności. Brakowało mi pokory wobec rzeczywistości.

W „Więźniu nr 94287” i „Numerze 181970” zapisał relacje byłych więźniów Auschwitz-Birkenau.

– Byłem zszokowany opowieściami obozowymi – wspomina. – Historię Schindlera odkryłem dużo wcześniej niż Spielberg. Chciałem robić fabułę o obozie, ale wtedy podobne nakręcili Leszek Wosiewicz i Andrzej Kotkowski. Dlatego zdecydowałem się na dokumenty. Miałem jednak wrażenie, że były nieprawdziwe, bo w czasie zdjęć usiłowałem bohatera reżyserować. (…)
Kreacyjności uniknął Gliński wiele lat później, w 2007 r., w dokumencie „homo.pl”. Kilka miesięcy mieszkał w Berlinie. Obserwował sąsiadów, parę gejów, których wszyscy w kamienicy akceptowali. Postanowił zrobić film o polskich homoseksualistach.

– Wyszukałem kilka par – opowiada. – Niektóre zgłosiły się same. Miałem za dużo chłopaków. Kobiety, zresztą świetne, wystraszyły się tuż przed zdjęciami. Jedna z nich wycofała się, bo o jej związku nie wiedzieli rodzice. Największe wrażenie zrobiła na mnie mieszkająca na wsi, głęboko wierząca staruszka. Spytałem ją, co czuje, widząc wnuka w parze z mężczyzną. Odpowiedziała: „Proszę pana, przecież on go kocha”. W tym filmie już nie reżyserowałem rzeczywistości. Po prostu pozwoliłem kamerze ją obserwować. (…)

– Gdybym mógł, robiłbym co rok film historyczny – żartuje. – Żyjemy we wspaniałym dla artystów kraju, którego zachodni i wschodni sąsiedzi od setek lat dbali, by nie brakowało nam tematów do ekranizowania. Ta aktywność nasiliła się w poprzednich dwóch stuleciach. W trosce o naszą kinematografię Niemcy i Rosjanie zostawili nam w historycznym spadku dwie wojny światowe, zabory, okupacje i kilka powstań. Chyba żaden inny kraj na świecie nie został tak obficie wyposażony w scenariusze pełne tragicznych wydarzeń, skomplikowanych ludzkich losów i dramatycznych konfliktów.

W pierwszych fabułach wrócił do lat 50. Jego debiutanckie „Niedzielne igraszki” zaczynają się w niedzielny poranek 1953 r. Ludzie zgromadzeni wokół figury Matki Boskiej komentują śmierć Stalina. Potem na podwórku zostają już tylko dzieci. To one stają się metaforą społeczeństwa. W ich postawach i zachowaniu odbija się stalinizm. (…)
Pytam Roberta Glińskiego, co takiego jest w dzieciach, że on, mężczyzna, chce patrzeć na świat z ich perspektywy.

– Dzieci niosą prawdę, nieskażoną jeszcze różnymi maskami – odpowiada. – Są naiwne, proste, więc łatwiej się poprzez nie wyraża idee. A poza tym mają w sobie ogromny ładunek emocjonalny.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 17/2016, 2016

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy