Mała i duża ojczyzna skrzypka

Mała i duża ojczyzna skrzypka

Jak przedstawiała się pana współpraca z orkiestrą i dyrygentem?

– Nagrania dokonałem w Berlinie z Kammersymphonie Berlin pod dyrekcją Jürgena Brunsa. To bardzo doświadczony zespół, który stanął na wysokości zadania. Muzycy doskonale odczytali moje intencje oraz interpretację utworów. Na dokładne poznanie i nagranie kompozycji mieliśmy trzy dni. Dwa tygodnie później graliśmy na niemieckim festiwalu na wyspie Uznam koncert Panufnika. Ten utwór został nagrany live z koncertu i tak jest zaprezentowany na płycie. Publiczność była zachwycona.

Czy będą jakieś koncerty promocyjne nowej płyty?

– Trudno mi w tej chwili zadeklarować, to zależy nie tylko ode mnie. Z pewnością sam będę proponował organizatorom te utwory z nadzieją, że niejeden raz zostaną wykonane na estradzie.

Dlaczego akurat wybrał pan młodzieńczy I koncert Bacewiczówny?

– Chciałem na tę płytę dobrać krótsze formy, a jednocześnie zależało mi, żeby światło dzienne ujrzały kompozycje różnych twórców. Rzeczywiście I koncert Bacewiczówny odbiega formą od np. jej VII koncertu, ale absolutnie nie jest przez to mniej interesujący stylowo. Czuję poza tym pewnego rodzaju powołanie, aby przedstawiać szerszej publiczności te zapomniane dzieła. Bardzo dobrze mógłbym sobie wyobrazić wykonanie na jednym koncercie dwóch stylistycznie odmiennych koncertów Grażyny Bacewicz.

Czy ma pan w repertuarze wszystkie koncerty Bacewiczówny, która chyba nie jest wystarczająco doceniona w Polsce, a tym bardziej w świecie?

– Mam w repertuarze trzy z jej siedmiu koncertów. Trzeba zaznaczyć, że jej VI koncert nigdy nie został opublikowany i z moich informacji wynika, że nie ma na to większych szans. Planuję poznać i wprowadzić do swojego repertuaru pozostałe jej koncerty. Pytanie oczywiste: czy organizatorzy będą częściej podejmować ryzyko prezentowania tej muzyki? Dzisiejsza publiczność oczekuje utworów najbardziej znanych, a na nowości i ciekawostki decyduje się niewielu. Szkoda, bo z zasobów naszej muzyki moglibyśmy ułożyć niejeden ciekawy artystycznie program. Przed laty nagrałem z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia Espressioni varianti Tadeusza Bairda. Utwór wspaniały, ale do dziś – pomimo licznych starań – nie udało mi się go zaprezentować publicznie. Pytanie dlaczego.

Jakie są plany na przyszłość, zarówno koncertowe, jak i nagraniowe? Czego jest w nich więcej – kameralistyki czy występów z orkiestrami?

– Planów nagraniowych nie chciałbym w tej chwili zdradzać, są oczywiście związane z muzyką polską. Z ciekawych planów koncertowych chciałbym wspomnieć o muzyce amerykańskiego kompozytora Philipa Glassa. Trzy lata temu wykonałem z NOSPR jego I koncert skrzypcowy, na początku przyszłego roku będę wykonywał II koncert, również z NOSPR, ale już w nowej, przepięknej sali. Będę prezentował często także najbardziej znane koncerty, np. Sibeliusa, Czajkowskiego czy Karłowicza, ale powracam również do Mozarta, tym razem samemu prowadząc orkiestrę. W pierwszej części tych koncertów występuję jako solista, w drugiej jestem dyrygentem. Natomiast z moim zespołem kameralnym prezentuję utwory kompozytorów tworzących podczas II wojny światowej w Theresienstadt. Występy te mają formę przedstawienia teatralnego. Planujemy w przyszłości serię takich występów w Francji.

Jak udaje się panu łączyć życie prywatne z zawodem koncertującego skrzypka? Czy wymaga to wielu wyrzeczeń?

– Życie prywatne jest dla mnie zdecydowanie najważniejsze. Nie wyobrażam sobie, abym bez rodziny i jej wsparcia mógł tworzyć to, co tworzę. Rozłąka z żoną i córką podczas podróży koncertowej jest trudna, ale tym wspanialszy staje się powrót do domu. Staram się nie ograniczać mojego życia tylko do skrzypiec. Córka gra intensywnie w tenisa i jeździ na nartach. I ja te dwie dyscypliny sportu musiałem sobie przypomnieć po wielu latach.

fot. JACEK WRZESINSKI/ Archiwum prywatne

Strony: 1 2

Wydanie: 2016, 28/2016

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy