Mam potąd!

Mam potąd!

Chodzi o debiutancki „Miks” z 1963 r.

– Razem ze mną występowali w nim m.in. Kalina Jędrusik, Alina Janowska, Barbara Wrzesińska, Bronek Pawlik i Janek Kobuszewski. Z tym ostatnim wzięliśmy na warsztat poezję Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.

W „Gallux Show”, „Właśnie leci kabarecik” i w Kabarecie Olgi Lipińskiej występowali chociażby Krystyna Sienkiewicz, Janusz Gajos, Marek Kondrat i Bohdan Łazuka.

– Towarzystwo było świetne. Lipińska miała nosa do ludzi. Przecież te dwie wariatki, w pozytywnym znaczeniu tego słowa – Krystyna Sienkiewicz i Barbara Wrzesińska – wykonywały świetną pracę i gra z nimi była wielką przyjemnością, nie mówiąc już o kolegach.

Atmosfera towarzysząca próbom obrosła niejedną legendą.

– Nagrania sprowadzały się do szermierki o miano najzabawniejszej postaci. Wzajemnie zaskakiwaliśmy się do tego stopnia, że operatorzy kamer nie wytrzymywali ze śmiechu i przerywali nagrania. Za to przed występami na żywo panowało ogromne napięcie. Przewidziane były trzy próby kamerowe i odjazd, bez żadnych cięć! Wszystko oglądała cała Polska. Stres był niemiłosierny. (…)

Olga Lipińska trzymała dyscyplinę.

– Od początku była despotyczna i apodyktyczna. Nierzadko krzyczała: „Wojtek, to nie tak! Jak ty stoisz? Nie kiwaj się tak na boki. I nie dupą do kamery!”. Taka została do końca. Mimo tych cech, żona uwielbiała z nią pracować. Wielokrotnie powtarzała, że to właśnie Olga Lipińska nauczyła ją zawodu.

Gdzie panie się poznały?

– Nasza córka Ania była chorowitą pociechą, dlatego żona przez pięć lat po jej narodzinach opiekowała się nią w domu. Po tym czasie wysłaliśmy ją do przedszkola, a Hania zaczęła pracować w telewizji na etacie asystenta reżysera. Tak się złożyło, że na początku to właśnie jej przydzielili asystowanie Oldze Lipińskiej. Później sama Olga zażyczyła sobie, by jej asystentką była właśnie moja żona.

Pani Hanna była zadowolona z takiego obrotu sprawy?

– Koleżanki żony robiły wszystko, by nie pracować z Olgą Lipińską. Mówiły: „Proszę, tylko nie z nią!”. Hania zachowywała się wręcz przeciwnie, znalazła na nią sposób. W trakcie przygotowań i późniejszej emisji dochodziło do spięć. To miało swoje następstwa, Olga musiała jakoś odreagować. Na kim? Najlepiej na asystentce, która była pod ręką. (…)

Olga Lipińska podobnymi metodami przywoływała wszystkich do porządku?

– Jeżeli chodzi o aktorów, to była to dość zdyscyplinowana drużyna…

Chce mi pan powiedzieć, że razem z Janem Kobuszewskim celebrowaliście bycie poważnym? Wolne żarty, nie wierzę.

– Było sporo psikusów, o których opowiadano potem anegdoty, ale… nie mogę o tym mówić, bo to były nierzadko wulgarne opowieści.

Słyszałem opowieść o gruszce.

– Ooo! Teraz nie mam wyboru, wypada opowiedzieć tę anegdotę. Lipińska często się piekliła i krzyczała, nawet nie na aktorów, ale tak w ogóle, bo ona po prostu lubiła sobie pokrzyczeć. W związku z tym Janek nabrał wody do wielkiej gruchy i czekał na odpowiednią okazję, która nadarzyła się bardzo szybko, a wtedy włożył jej tę gruchę pod spódnicę i trysnęła z niej zimna woda. Olga Lipińska zaniemówiła. Powiedziała jedynie, że czas na przerwę. Potrzebowała pół godziny, by się przebrać i dojść do siebie. Później była obrażona na Janka.

Nie było większych konsekwencji?

– Spodziewaliśmy się ich, ale nic takiego nie nastąpiło. Zresztą Janek się nie bał. Nawet żartował kiedyś, że Olga nie krzyczy na niego i na mnie, bo przecież na staruszków nie wypada. Wszyscy byliśmy wtedy ze sobą w tak dobrej komitywie, że sprawa szybko została zapomniana. (…)

Strony: 1 2 3 4 5

Wydanie: 2015, 45/2015

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy