Rodziła się przy wielkim sprzeciwie. Ale w nocy 3 maja Warszawa bawiła się i tańczyła. Dzieło się dokonało [Stanisław August Poniatowski] znał wszystkie słabe strony swojej sytuacji i wszystkie grożące państwu niebezpieczeństwa. Ale na pewno ogromną satysfakcję sprawiła mu broszura księdza Kołłątaja: „Co się też dzieje z nieszczęśliwą ojczyzną naszą?”. Jest to mocne propagandowe przygotowanie do zapowiadanej bliskiej współpracy patriotów z królem. Nie o komplementowanie tu idzie, ale o obronę polityczną. To nie król powtarza swoje argumenty, to on, Kołłątaj, mąż stanu i publicysta, który wie i rozumie. Padają wreszcie słowa prawdy. „Ile razy król wyciągał ręce do narodu, tyle razy jego adwersarze łączyli się z Moskwą przeciw niemu”. Od konfederacji radomskiej – aż po gwałty Repnina. Mimo to udało mu się w roku 1776 zredukować władzę hetmanów. (Nie wybaczą mu tego). Bolejecie nad oczywistą zależnością Rady Nieustającej? „Król tyle tylko musiał ulegać Moskwie, ile go zuchwałość magnatów do tego przymuszała”. (To wszystko mówi nie kto inny, lecz ksiądz Hugo Kołłątaj. Warto sobie to zapamiętać i przypomnieć, kiedy on o własnych słowach zapomni). 4 GRUDNIA, GODZINA CZWARTA. Ważna chwila: Potocki spotyka się po raz pierwszy z królem. Nastąpiły dalsze spotkania – marszałek uznał je za swój sukces. Powtarzał, że Polska nie może być neutralna, musi „trzymać się jednego z mocarstw sąsiednich (…). Król przyjął tę prawdę za aksjomat i on pierwszy powiedział, że tym sojusznikiem powinny być Prusy”. Czy więc całkowita kapitulacja? Niekoniecznie, bo Stanisław chciał, by nie stwarzano wrażenia, że sojusz jest skierowany przeciw komukolwiek. Był zdecydowanym przeciwnikiem sojuszu z Turcją, bo sens tego byłby jednoznacznie odebrany – jako wrogi wobec Rosji. – Czy pan sądzi – zapytał król (według notatki sporządzonej ręką samego Potockiego) – że będzie z korzyścią dla Rzeczypospolitej mieć króla bez najmniejszej władzy? Marszałek uchylił się od odpowiedzi. Pytanie postawione nazbyt ogólnikowo, tłumaczył się wykrętnie. Stanisław mógłby zacytować Mirabeau, który ostatnio narażał się, broniąc Ludwika XVI: „Wszystko da się obronić, prócz niekonsekwencji; powiedzcie, że król jest niepotrzebny, ale nie mówcie, że potrzebny jest król bezsilny, nieprzydatny”. (Zdecydowano tam w końcu, że potrzebny jest król zgilotynowany). Sam hrabia Ignacy miewał już teraz wątpliwości na temat swojego republikanizmu. Zanotował pytania (Questions), które sobie stawiał. Na przykład: „Czy w kraju, gdzie korupcja sięgnęła szczytu, można jednoczyć umysły przez wymówki i rzucane na przeszłość inwektywy?”. Albo: „Czy Polska dzisiejsza nadaje się do republikańskiej konstytucji i czy anarchia nie jest gorsza niż konstytucja, choćby wadliwa?”. Na koniec zastanawia się, czy nie jest to taka sytuacja, kiedy „miłość wolności należy poświęcić na rzecz mniejszego zła dla ojczyzny i kiedy ten przymiot przestaje być cnotą i w praktyce staje się bardziej zgubny niż użyteczny”. Wreszcie się zreflektował!… Po spotkaniu 4 grudnia Stanisław sporządza notatkę Pro memoria. Od tego dnia, tak uważamy, inicjatywę ustawodawczą przejmuje król. Do roboty zabrał się, razem z Piattolim, pod koniec roku. Nastał rok 1791. 10 stycznia król podyktował Piattolemu swój „plan rządu”. Piattoli zawiadomił go pisemnie, że na przyjęciu u Małachowskiego posłowie rozpływali się nad królewską mową w sejmie. „Przemawiał jak anioł”. Rozkoszna chwila, zwierzał się Piattoli. „Delektowałem się z entuzjazmem tym wszystkim, co mówiono, i powtarzałem: (…) Król nigdy nie pragnął czego innego jak dobra”. PIĘĆ DNI PÓŹNIEJ w teatrze premiera sztuki pana Niemcewicza (tego „szczekacza”) „Powrót posła”. Sztuka jest polityczna, opowiada się za przemianami. Poseł Suchorzewski krzyczał w sejmie, że Niemcewicz poważył się na zbrodnię stanu, „wyśmiewa najdroższe nam swobody”, żądał kary. Sejm sprawy nie podjął. Niemcewicz triumfował i wraz z szambelanem Weyssenhofem zajął się przygotowaniem „Gazety Narodowej i Obcej”, która okaże się wielkim sukcesem prasowym. To ten sam Suchorzewski, który królowi konia chciał trzymać, jeśli „ruszy zbrojnie na Moskala”. I oto ów rozkrzyczany poseł, ogarnięty (jak wielu innych) pasją do kart, zaczął bywać u moskalofila Branickiego – i wcale to go nie mierziło, że zasiada przy jednym stoliku z Kossakowskim i Bułhakowem. Tym bardziej że partnerzy dawali mu wygrywać, za każdym










