Dla mnie dobry poeta to taki, którego raz przeczytam i będę do niego wracał Rozmowa z Lesławem Bartelskim, pisarzem i krytykiem literackim Lesław Bartelski (ur. 1920 r.) poeta, pisarz, eseista, krytyk literacki; kronikarz pokolenia Kolumbów. W czasie wojny działacz podziemia kulturalnego, członek Sztuki i Narodu, żołnierz AK, uczestnik powstania warszawskiego; po wojnie redaktor czasopism literackich, wykładowca uniwersytecki. Autor ponad 40 książek, m.in. „Ludzi zza rzeki”, „Jonasza”, „Pejzażu dwukrotnego”, „Wieńca”, „Genealogii ocalonych”, „Rajskiego ogrodu”, „Mickiewicza na Wschodzie”, leksykonu „Polscy pisarze współcześni 1939-1991”, wielu antologii poetyckich i monografii. Ostatnio wydał Termopile literackie (Instytut Wyd. Pax). – Przez wiele lat w czasopismach literackich i w radiu zajmował się pan poezją, wydał pan wiele antologii poetyckich i stworzył Warszawską Jesień Poezji. Ciekawa jestem, co pan, znawca przedmiotu, sądzi o współczesnej polskiej poezji. Dzisiaj mamy poezję, ale nie mamy poetów. Każdy, kto ma 2 tys. zł, może wydać swoje grafomańskie wiersze. Stąd zalew tandety, bo to nie róg obfitości, lecz plaga. Nie uważam, że to wszystko jest grafomanią, jednak głównie są to rzeczy błahe, niemające podtekstu czy metafizycznego, czy politycznego, czy społecznego, czy osobistego. Poezja została straszliwie zbanalizowana. -Od kiedy? Od przełomu odkąd każdy może publikować. Pamiętam, że w czasach, kiedy ja przyjmowałem kandydatów do Związku Literatów, zawsze sprawdzałem, kto wydał ich tomiki. Jeśli było napisane, że książkę sfinansowano z funduszu wojewódzkiego komitetu, na ogół oznaczało to bardzo przeciętne wiersze. Dzisiaj nie ma już komitetów wojewódzkich, za to każdy sam sobie wydaje. Dostaję mnóstwo tomików od nieznanych mi ludzi, przeglądam je, ale niestety niewiele wartościowych rzeczy w nich znajduję. -Jakich współczesnych polskich poetów najbardziej pan ceni? Jest dwóch poetów, którzy są dla mnie światłem przewodnim. Jeden to Tadeusz Różewicz, drugi Jan Twardowski. Różewicz wgłębia się w człowieka, jego poezja jest próbą ujęcia filozofii człowieka, kim człowiek jest. Natomiast Jan Twardowski otwiera społeczeństwo na człowieka, a człowieka na społeczeństwo. Oni są sobie bardzo przeciwstawni, ale obaj to wielcy poeci. Cenię też oboje noblistów, szczególnie Wisię Szymborską. Miłosz za dużo pisze, nie robi selekcji; wśród rzeczy znakomitych jest wiele takich, które się powtarzają, w sensie formalnym; szczególnie razi mnie, że on ciągle używa jednakowego języka. Natomiast Wisia jest bardzo zwięzła ona jest aforystką, nie tylko poetką. Pisze mało, ale znakomicie. – Czy wśród młodszych pokoleń: 20-, 30-, 40-latków, są dobrzy poeci? Nie zauważyłem, nie zapamiętałem żadnego nazwiska. A dla mnie dobry poeta to taki, którego raz przeczytam i będę do niego wracał. – Wydał pan ostatnio książkę Termopile literackie, poświęconą twórczości literackiej, przede wszystkim poetyckiej, pokolenia Kolumbów. O kulturze polskiej za czasów okupacji napisał pan już wiele książek, w tym bardzo popularne, omawiane w szkołach: Z głową na karabinie i Genealogię ocalonych. Lata mijają, a pan ciągle wraca do czasów wojny. Mnie urobiły literacko dwa lata okupacji, kiedy mogłem się zetknąć z najwybitniejszymi poetami podziemia literackiego w Warszawie: moimi rówieśnikami byli Gajcy, Stroiński, Bojarski, Trzebiński i Borowski… W każdym, kto przeżył wojnę, powstanie, tkwi drzazga z tamtego okresu. W świadomości, w pamięci, nawet w podświadomości. I to się gdzieś wydobywa, domaga wyrazu. Opisanie tamtego okresu było moim zadaniem życiowym. Mam o nim dużą wiedzę. Zebrałem ogromną kolekcję książek o okupacji, o AK, także wydanych za granicą. Ja nie potrafię już pisać jakiejś „lalusiowatej” książki. O powieści nawet nie myślę, bo ciężko byłoby mi ją wydać. Dzisiaj życie pisarzy jest bardzo ciężkie. Trudno znaleźć wydawcę, bo wszyscy są nastawieni na lekkie książeczki przynoszące zysk. Ja wciąż myślę o książkach, które chciałbym napisać, ale już nie napiszę, bo nie zdążę. Chciałbym napisać gorzką, bolesną książkę o powstaniu warszawskim. Myślałem też o spisaniu autobiografii oraz o wydaniu części listów pisarzy (mam ich około 2 tys.). – Czy można dzisiaj wyżyć z pisania książek, esejów? – Nigdy to nie było łatwe. Przed wojną znałem może tylko dziesięciu pisarzy, którzy żyli z literatury. Wtedy
Tagi:
Ewa Likowska









