Manipulowanie ordynacją

Manipulowanie ordynacją

Propozycja PiS powoduje, że w radzie znajdą się ludzie z partii, które w gminie czy powiecie nie mają żadnego poparcia Prof. Michał Kulesza, specjalista z zakresu prawa administracyjnego, administracji publicznej, pracuje w Instytucie Nauk Prawno-Administracyjnych Uniwersytetu Warszawskiego. – Panie profesorze, czy zmiany w ordynacji samorządowej, które forsuje koalicja rządowa, można w ogóle oceniać merytorycznie, czy tylko i wyłącznie politycznie? – Oczywiście, że można na to patrzeć i w kategoriach merytorycznych, i w kategoriach politycznych. – Premier Kaczyński twierdzi, że chodzi o stabilizację samorządów. Opozycja, że to skandal i zwykły zamach na samorządy. – Dla mnie ważniejsze są aspekty polityczne, co najmniej dwa. Po pierwsze, wprowadza się taką propozycję do Sejmu bez żadnej debaty publicznej. I tak późno, że w istocie rzeczy zostanie ona zrealizowana w sensie ustawodawczym dopiero tuż przed wyborami, na początku września, bo teraz mamy przecież wakacje parlamentarne. Tymczasem prezes Rady Ministrów musi jeszcze ogłosić te wybory i ustalić kalendarz wyborczy. Nie ma nawet cienia szansy, żeby np. przed wyborami sprawdzić zgodność ustawy z konstytucją. – Co poza trybem procedowania nad tą ustawą jest jeszcze niedopuszczalne? – Drugi aspekt o charakterze politycznym, którym PiS wpisuje się w niechlubną historię różnych działań partii rządzących, z SLD na czele, jest taki, że każde ugrupowanie zdobywające władzę w skali ogólnopaństwowej usiłowało następnie ustawić pod siebie samorządową ordynację wyborczą. Po czym miało pretensje do innych, że robią to samo. Rozpoczął to Sojusz – jeśli dobrze pamiętam w 1994 r. – obniżając radykalnie próg z 40 tys. do 20 tys. mieszkańców w celu przejęcia dużej grupy miast pod reżim wyborów partyjnych, według ordynacji proporcjonalnej. Wcześniej obowiązywała w tych miastach ordynacja większościowa, w której partyjność nie jest taka istotna. – Gwoli sprawiedliwości przyznajmy jednak, że kiedy przed poprzednimi wyborami SLD i PSL chciały zmieniać ordynację, prezydent Aleksander Kwaśniewski od razu zapowiedział, że jej nie podpisze, a marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz schował projekt głęboko do szuflady. – Tak było. Ale nie zmienia to faktu, że wszystkie dotąd rządzące w Polsce partie miały głęboką skłonność do dłubania w ordynacji samorządowej, by stworzyć sobie lepsze warunki wyborów. Oczywiście rozumiem, że tamten prezydent się nie zgodził, a ten się zgodzi; tamten marszałek się nie zgodził, a ten odwrotnie. Ale i tak dziś konsumujemy po prostu owoce relatywizmu politycznego poprzednich ekip. Gra toczy się nie od dzisiaj. Zaczął Sojusz, potem kombinowała AWS, potem znowu Sojusz. Gdyby od początku trzymać się wyższych standardów, dzisiaj nikt nie ośmieliłby się naruszać autonomii politycznej samorządu, i to wprowadzając zmiany tuż przed wyborami. To nie jest więc jakiś nadzwyczajny wyskok obecnie rządzącej koalicji, bo każda poprzednia też była pazerna, robiła podobne zamachy i posługiwała się podobnymi sztuczkami. Tyle że niektórym to wychodziło, a innym nie. Gdy ktoś jest u władzy, mówi, że zmiany są przeprowadzane dla dobra narodu, a kiedy jest w opozycji, krzyczy, że to skandal. Jestem zdeklarowanym przeciwnikiem takich działań, ktokolwiek by był ich autorem, i wielokrotnie wypowiadałem się publicznie na ten temat. – Zawsze też przy okazji majstrowania przez partie przy ordynacji mówiło się, że zmiany mogłyby być wprowadzane, ale od następnej kadencji, a nie przed samymi wyborami. Nikt nie chce tego jednak usankcjonować. – I tak powinno być, że zasadnicze zmiany wprowadza się na kilka lat, a nie na parę tygodni przed wyborami. Poważne zmiany wymagają poważnej dyskusji co do ich istoty, a także co do kształtu samej propozycji legislacyjnej. Ostatnio w 2002 r. mieliśmy bardzo ważną i pożyteczną zmianę w postaci bezpośrednich wyborów burmistrza. Była to jednak zmiana bardzo źle zrobiona, niedopracowana przez Sejm, któremu po prostu – mimo uwag ekspertów – nie chciało się przeprowadzić zmian dalej idących, w zakresie zarządzania gminą, koniecznych jako konsekwencja wprowadzenia bezpośredniej elekcji. Wyniki były widoczne gołym okiem – w wielu gminach mamy głęboki konflikt między radą a burmistrzem i długotrwały pat w zarządzaniu. W dzisiejszych czasach taka utrata zdolności zarządzania, zafundowana wielu gminom przez leniwego ustawodawcę, po prostu jest nie do odrobienia. W ogóle warto podkreślić, że większość zmian w samorządzie proponowanych przez polityków po 2000 r. ma taki właśnie powierzchowny charakter – dotyczą one mechanizmów sprawowania władzy politycznej, a nie mechanizmów zarządzania publicznego. – W tej kadencji Sejmu koalicja rządząca

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 31/2006

Kategorie: Wywiady