Maskarada!

Prezydent Kaczyński ruszył w objazd Polski. Oficjalnie ta wycieczka ma związek z 90. rocznicą odzyskania niepodległości. Ja, przyznam, związku między przekazaniem władzy Józefowi Piłsudskiemu przez Radę Regencyjną a wędrówką Kaczyńskiego po Polsce 90 lat później nie widzę. Mówię też wprost, że nie wierzę, by decyzję o wędrówce podyktował prezydentowi napływ zachwytu nad rokiem 1918, tak wielki, że chce się jego nadmiarem podzielić z obywatelami i dlatego zdecydował odwiedzić ich w wielu miejscach kraju. Widzę raczej związek idący w kierunku odwrotnym. A więc najpierw objawić się musiała u prezydenta, a potem w jego „pudle rezonansowym” (korzystam łaskawie z pomocy językowej Ludwika Dorna), czyli w kancelarii, dyktowana czymś potrzeba „nowego zaistnienia” u obywateli. Kiedy się objawiła, pudło zarezonowało, że najlepsze będzie zaistnienie przez wizyty rocznicowe. Uważam więc, a właściwie jestem pewien, że rocznica niepodległości nie jest wizyt powodem, lecz szlachetnym uzasadnieniem, które ma się ludowi podobać, bo tylko wtedy potrafi schować powody faktyczne mniej czy zupełnie nienobliwe, a wręcz okrutnie prozaiczne.
W sposób nieubłagany kurczy się kadencja prezydenta, o czym przy każdym wpisie na tym blogu informuje też „licznik prezydencki”, i zbliża się czas wyborów. Przez wieleset dni dotychczasowego urzędowania prezydent Kaczyński nie zrobił dosłownie nic, by ogromnej większości Polaków pokazać, że będąc nominalnie prezydentem Polski, jest także ich prezydentem. Przeciwnie, robił wszystko, a nawet więcej niż wszystko, by ta ogromna większość, do której i ja się dopisuję, uznała, że nie jest on jej prezydentem, lecz wyłącznie prezydentem swojego brata, jego partii i jej sympatyków. Nie było od roku 1989 prezydenta, który by tak bardzo upartyjnił, wypaczył, w pewnym sensie unepotycznił, czyli sprywatyzował ten urząd. Nie miałem wątpliwości, że tak się stanie, na długo przed wygraną Lecha Kaczyńskiego. Kiedy było wiadomo, że wystartuje, choć jeszcze tego nie ogłosił, spotkałem go na dorocznym święcie „Gazety Wyborczej” (tak! tak! bywał!) i zapowiedziałem mu, że będę zwalczał jego kandydaturę, bo nie chcę mieć prezydenta dwugłowego (dla kurtuazji nie dodałem, że z faktyczną głową na Żoliborzu, a nie w Pałacu). Odparł: „Zapewniam cię, że będziesz miał”. No i mam, no i mamy.
Ale okazało się, że podobnie jak mnie nie podoba się to owej ogromnej większości Polaków, co od bardzo dawna pokazują sondaże popularności mieszkańca Pałacu, bardzo dla niego paskudne. Niedające szansy na przedłużenie wynajmu tego pomieszczenia od narodu na następne cztery lata. Trzeba więc zrobić coś, psiakość! I tym czymś są wycieczki po Polsce pod nobliwym kamuflarzem Święta Niepodległości. Podczas wycieczek prezydent Kaczyński ma pokazać się innym, niż był do tej pory, ma mu się ocieplić wizerunek, bo do tej pory był zimny, i ma wyciągać dłonie do wszystkich Polaków, bo do tej pory wyciągał je do brata i jego zwolenników. Słychać czasem komentarze, że to przecież dobrze, że prezydent chce się ocieplić i zbliżyć do wszystkich, trzeba się cieszyć i klaskać. Otóż ja nie będę klaskał, bo wiem, że polityk, nigdy publicznie nie będąc sobą, jest nim tym bardziej, im dalej do wyborów, a im bliżej, tym bardziej staje się papugą gadającą pod wyborcę i nawet pióra barwi sobie uważniej, korzystając z pomocy szamanów zwanych „piarowcami”.
Do tej pory widząc Lecha Kaczyńskiego takim, jakim go znielubiliśmy, widzieliśmy go w najbliższej o nim prawdzie, w tym wizerunku, jaki jest jego, z jego osobowości i genów wynikającym. A jak wiemy od IPN i innej prawicy, „prawda wyzwala”. I teraz ta prawda, wyzwalająca, lecz bardzo antywyborcza, szczególnie po dwu latach doświadczeń z IV RP, ma być przysłonięta maseczką pod nazwą „nowy wizerunek”. Wyborca patrząc przez kilkanaście miesięcy na tę maseczkę, powinien w dniu wyborów oddać głos na nią i za jej skrywającym wstawiennictwem wybrać na następną kadencję Lecha Kaczyńskiego w jego obecnym, najprawdziwszym z prawdziwych i doskonale nam znanym, nielubianym wizerunku. Za gospodarskimi wizytami, pod patronatem niepodległości kryje się więc zwyczajniutkie przedwyborcze kanciarstwo, zakładające, jestem pewien, że błędnie, iż wyborcy są tak naiwni jak ci, co kupowali śmieciowe obligacje hipoteczne, zwalając nam na głowę kryzys.
c.b.d.o. (co było do okazania – pamiętacie z matematyki w szkole?)

Wydanie: 2008, 41/2008

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy