Jeśli Halina G. nie zacznie “sypać”, prokuratura będzie musiała przesłuchać setki osób z kręgów biznesowych i politycznych, szukając zabójcy Jacka Dębskiego Czy były szef Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki, Jacek Dębski, wziął kilkadziesiąt tysięcy dolarów za pomoc w załatwieniu wygranej w przetargu? Nasz informator twierdzi, że gra toczyła się o bardzo wysoką stawkę: jeden z największych w Warszawie obiektów rekreacyjno–wypoczynkowych. Ma on liczyć ponad 15 tys. metrów kw. powierzchni, będą się tam znajdować baseny, restauracje, dyskoteki, fitness, kręgielnia, sale gier, gabinety zdrowia, centrum urody oraz hotel dla 300 gości. Budowa obiektu zacznie się jesienią, a już za dwa lata ma on obsługiwać 12 tys. osób dziennie. W połowie lutego ogłoszono przetarg. Firma, którą podobno polecał Jacek Dębski, nie wygrała go. Wkrótce potem do byłego ministra mieli zgłosić się wierzyciele z żądaniem zwrotu pieniędzy. Jak podało piątkowe “Życie”, Jacek Dębski groził wierzycielom, że wykorzysta swoje kontakty z Urzędem Ochrony Państwa, który na jego prośbę zajmie się zbadaniem ich nielegalnych interesów. Z informacji, jakie udało nam się uzyskać w UOP, wynika, że były minister nigdy nie zgłosił się w tej sprawie do służb specjalnych. O pieniądze nie prosił Proszący o zachowanie anonimowości znajomy Dębskiego mówi, że były minister lubił pomagać innym. Wykorzystywał do tego swoje koneksje, ale nie brał za to żadnych pieniędzy. – Co najwyżej obiecywał, że pomoże w skontaktowaniu z odpowiednią osobą. Twierdzenie, że przyjmował pieniądze za załatwianie jakichś interesów to czysta bzdura. Podobnie jak spekulacje, że inaczej nie stać by go było na bardzo wystawne życie. Jacek przez kilka lat był prezesem w RUCH-u i Łódzkiej Wytwórni Papierosów, później został szefem UKFiT-u. Na takich stanowiskach bierze się po kilkadziesiąt tysięcy, nie złotych, a dolarów. Posiadał więc spore oszczędności. Nawet jeśli miałby problemy finansowe, co, moim zdaniem, jest wykluczone, poprosiłby któregoś ze znajomych o pożyczkę. Byłbym pierwszym w kolejności, którego by zapytał. Nigdy tego nie zrobił. Rzeczniczka prokuratury okręgowej w Warszawie, Małgorzata Dukiewicz, gdy zapytaliśmy ją, czy w śledztwie pojawił się wątek związany z warszawskim ośrodkiem rozrywkowym, nie zaprzeczyła, ani nie potwierdziła naszych informacji. Kto chciał zainwestować w ośrodek rekreacyjny i mógł wręczyć Jackowi Dębskiemu łapówkę? Tuż po zabójstwie policjanci zastrzegający sobie anonimowość mówili, że kilkakrotnie w dniu śmierci Jacek Dębski rozmawiał z “Baraniną” – Jeremiaszem Barańskim, rezydentem polskich gangsterów w Wiedniu (kilka dni później pojawiła się nawet plotka, że Barański jest dalekim krewnym żony Jacka Dębskiego). Nie wiadomo jednak, na jakiej podstawie ustalono, że były minister rozmawiał z “Baraniną”, bo do ubiegłego tygodnia prokuratorzy nie mieli bilingów rozmów z telefonów komórkowych Dębskiego. Dysponowali za to bilingiem Haliny G. – możliwe, że to ona rozmawiała z gangsterem. To właśnie udział tej kobiety jest kluczem do znalezienia sprawcy i ewentualnie zleceniodawcy morderstwa. – Od dawna kręciła się w pobliżu Jacka, ale na pewno nie byli kochankami – opowiadał nam jeden z jego najbliższych przyjaciół. – Kiedyś zapytałem go, dlaczego się z nią zadaje. Nawet jeśli nic między nimi nie ma, to wiadomo – ludzi nie obchodzi prawda, jak mogą sobie poplotkować. A od plotek na ich temat już wówczas huczało na mieście. Odpowiedział mi, że to sympatyczna dziewczyna i lubi z nią czasem pogadać, a jak ktoś chce plotkować – to na zdrowie, bo ci, na których mu zależy, znają prawdę. Przyjaciel Dębskiego był w stanie powiedzieć, że Halina G. jest bardzo ładną i zadbaną kobietą, ale czym się zajmuje, jaką szkołę skończyła – nie wiedział. – Po prostu przysiadała się do stolika Jacka i bardzo rzadko odzywała. Miałem wrażenie, że nie jest osobą zbyt rozgarniętą. Kluczowy świadek Halina G. w dniu zabójstwa była z Jackiem Dębskim i jego znajomymi w hotelu Victoria, wieczorem pojechała z nimi do restauracji Casa Nostra na Wale Miedzeszyńskim. Według świadków, kilkakrotnie wychodziła, by porozmawiać przez telefon komórkowy. Ostatnia taka rozmowa miała miejsce w chwilę przed tym, jak Dębski oświadczył, że musi coś załatwić i wyszedł – jak twierdził na chwilę – z Haliną G. Niedługo potem goście w restauracji usłyszeli strzał. Gdy wybiegli, po drugiej stronie ulicy