Jak długo PiS będzie rządziło, tak długo prof. Łukasz Szumowski może spać spokojnie. Jego brat Marcin raczej nie Ta dymisja nie mogła być zaskoczeniem. Zwłaszcza że wcześniej z funkcji zrezygnował wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński, kojarzony z niezbyt fortunnymi decyzjami zakupowymi resortu. Bez wątpienia do odejścia Łukasza Szumowskiego walnie przyczyniły się media, wielka w tym rola także dwóch posłów Koalicji Obywatelskiej, Michała Szczerby i Dariusza Jońskiego, którzy od kilku miesięcy ujawniali niewygodne dla niego fakty. Również Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła duże śledztwo w sprawie nieprawidłowości, do jakich mogło dojść w Ministerstwie Zdrowia w związku z dobrze znanymi wszystkim zakupami. Łukasz Szumowski i jego zastępca stali się wizerunkowym obciążeniem dla rządu premiera Morawieckiego. Minister krytyki nie przyjmuje Były minister twierdzi, że chciał się podać do dymisji już w lutym tego roku, ale został, by walczyć z pandemią. Pytany, dlaczego jeszcze kilka dni temu publicznie zapewniał, że nie chce rozmawiać o opuszczeniu okrętu, wyjaśnił z lekkim uśmiechem, że nie mógł inaczej, wstydzi się tych słów i przeprasza za drobne kłamstwo. Chyba jednak mało kto mu wierzy. Posłowie opozycji są przekonani, że Szumowski z Cieszyńskim i tak zostaliby odwołani w ramach zapowiadanej wrześniowej rekonstrukcji gabinetu, dlatego postanowili uprzedzić wydarzenia. Takie drobiazgi jak fakt, że spółka OncoArendi Therapeutics, w której funkcję prezesa pełni brat byłego już ministra Marcin, otrzymała z rządowego Narodowego Centrum Badań i Rozwoju łącznie ponad 100 mln zł dotacji unijnych, był oczywiście bez znaczenia. Łukasz Szumowski konfliktu interesów tu nie dostrzegał. Podobnie jak uznał za rzecz normalną zrobienie przez znajomego instruktora narciarstwa z Zakopanego kilkumilionowego interesu życia na maseczkach chirurgicznych z wątpliwym atestem, sprzedanych resortowi zdrowia. Minister zapewniał dziennikarzy, że maseczki „kupiłby nawet od diabła”. W ocenie Łukasza Szumowskiego nie było też nic nagannego w tym, że lubelska spółka E&K, należąca do byłego handlarza bronią, otrzymała od Ministerstwa Zdrowia 200 mln zł za 1,2 tys. respiratorów, które miała dostarczyć, i nie do końca wywiązała się z umowy. Minister zdrowia z olimpijskim spokojem tłumaczył, że kontrahent był sprawdzany przez służby, a podobne sytuacje miały miejsce również w innych krajach. Poza tym pieniądze uda się odzyskać z odsetkami, więc nie ma sprawy. Pewnie dlatego Szumowski nie uznał za stosowne poinformować o tym prokuratury. Zrobili to za niego posłowie Koalicji Obywatelskiej. W bardziej cywilizowanych państwach podobne zdarzenia oznaczają natychmiastową dymisję i polityczną śmierć urzędnika. Lecz nad Wisłą obowiązują inne zasady. Dlatego minister, odpowiadając w ubiegłym tygodniu na pytania dziennikarzy o przyczyny dymisji i ocenę swoich dokonań na urzędzie, prezentował niezachwianą wiarę w czystość intencji, a krytyków nazywał domorosłymi Sherlockami. Miał ku temu podstawy. Wiedział, że jak długo Zjednoczona Prawica kontroluje resort sprawiedliwości i prokuraturę, włos z głowy mu nie spadnie. Zwłaszcza że wiosną Sejm – w ramach jednej z tarcz antykryzysowych – przyjął regulacje prawne zapewniające bezkarność sprawcom przestępstw z art. 231 i 296 Kodeksu karnego. Pierwszy mówi o nadużyciu uprawnień przez funkcjonariusza publicznego, drugi – o wyrządzeniu szkody majątkowej w obrocie gospodarczym. Normalnie grozi za to do 10 lat więzienia, lecz specustawa stanowi, że jeśli ktoś kupował towary i usługi niezbędne do zwalczenia epidemii, działał w interesie społecznym oraz w sytuacji zagrożenia i wyższej konieczności, to odpowiedzialności nie poniesie. Urzędnik, który przekroczy uprawnienia i wyrządzi wielką szkodę majątkową, nie odpowie też za naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Niektórzy politycy i dziennikarze twierdzili, że owe zapisy forsował wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński, słusznie zakładający, że kiedyś przyjdzie mu stanąć przed surowym obliczem prokuratora. Musimy poza tym pamiętać, że jeszcze przez pięć lat w odwodzie pozostanie prezydent Andrzej Duda, który z pewnością – gdyby zaszła taka potrzeba – ułaskawi bohaterów walki z pandemią. Apele posłów opozycji o powołanie komisji śledczej, która zbadałaby nieprawidłowości w resorcie zdrowia, nie mają zaś w tej kadencji Sejmu najmniejszych szans powodzenia. Być może więc prof. Szumowski i były wiceminister Cieszyński mają nadzieję, że za kilka miesięcy opinia publiczna zapomni o sprawie i nikt ich nie będzie niepokoił. Inwestorzy się nie pchają Za to problemy mogą dotknąć spółki kontrolowane przez żonę i brata byłego ministra, złośliwie nazywane przez niektóre media










