Czy olimpijski sukces wioślarzy pomoże klubom, które ledwo wiążą koniec z końcem? W niedzielne popołudnie 17 sierpnia polscy dziennikarze w mocno przyspieszonym tempie zgłębiali tajniki wioślarstwa. – Czym się różni waga lekka od normalnej? Co to są wiosła długie i krótkie? Jaka jest rola sternika? Po pierwszym, nieudanym tygodniu igrzysk olimpijskich w Pekinie z nadzieją czekano na zwycięstwo trzykrotnych mistrzów świata w czwórce podwójnej. Faworyci – Konrad Wasielewski, Marek Kolbowicz, Michał Jeliński i Adam Korol – nie zawiedli i zdobyli złoty medal, ale wcześniej w strefie mieszanej, wysłannicy największych polskich gazet dopytywali się nawzajem, którzy to są Paweł Rańda, Miłosz Bernatajtys, Łukasz Pawłowski i Bartłomiej Pawełczak. Wielu polskich dziennikarzy dopiero po nagraniu słów wspomnianych zawodników ustalało nazwiska swoich rozmówców. Czwórka bez sternika wagi lekkiej zrobiła wielką niespodziankę i minęła metę na drugim miejscu. Taksówkarz wiedział Trener złotych medalistów w czwórce podwójnej Aleksander Wojciechowski przyleciał do Chin pod koniec lipca pierwszym czarterem Polskiego Komitetu Olimpijskiego i razem z całą kadrą wioślarską udał się na zgrupowanie w Yangling. „Związek zadbał o to, żebyśmy mieli dobre warunki do przygotowań – mówi. – Kolejne starty w Pekinie dawały zawodnikom pewność siebie. Po zwycięstwie polskiej osady ogarnęło mnie takie uczucie, jakiego wcześniej nigdy nie znałem. Tego słowami nie potrafię opisać, choć wiele już przeżyłem i widziałem”. W ten dzień – po zwycięstwie Adama Korola, Michała Jelińskiego, Marka Kolbowicza i Konrada Wasielewskiego – wzruszenie i radość malowało się na twarzy każdego, kto był świadkiem historycznych wydarzeń w naszym wioślarstwie, które wcześniej nie notowało takich sukcesów, choć zawodników miało wybitnych, takich jak Roger Verey, Teodor Kocerka, Kajetan Broniewski (w Pekinie szef misji olimpijskiej) czy Robert Sycz z Tomaszem Kucharskim. Gratulowano, ściskano się, dojrzali mężczyźni mieli łzy w oczach. Zadzwonił Aleksander Kwaśniewski, rozmawiał m.in. z prezesem Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich Ryszardem Stadniukiem oraz Michałem Jelińskim. O gratulacjach od innych znanych postaci sceny politycznej nic nie wiemy. „Telefon od byłego prezydenta świadczy o tym, że jest on fanem sportu – mówi Tomasz Redwan, szef agencji Redwan Sport Marketing. – Zresztą doskonale zna się na sporcie, pamięta wiele szczegółów z rozegranych przed laty zawodów. Dzień po sukcesie wioślarze z przedstawicielami kilku innych dyscyplin byli już w kraju. Aleksander Wojciechowski udzielił na Okęciu kilku wywiadów i najszybciej, jak tylko mógł, złapał taksówkę, pojechał na Dworzec Centralny, a stamtąd do Poznania. Taksówkarz po paru zdaniach rozmowy zorientował się, kogo wiezie, i zaczął mówić o wioślarstwie. „Doskonale orientował się w niuansach naszej dyscypliny – śmieje się Aleksander Wojciechowski. – Nie musiałem mu tłumaczyć, co to jest waga lekka. Sam mi o tym opowiedział. Przez kilka dni oglądania transmisji telewizyjnej z toru wioślarskiego oraz z lektury gazet zaczerpnął dużą wiedzę. Czegoś podobnego nie pamiętam”. Na dworcu w Poznaniu na trenera złotych medalistów czekała kolejna niespodzianka. Przyjechała miejscowa telewizja. „Nie mogę sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek spotkał mnie taki zaszczyt”, mówi Wojciechowski. Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że tym samym pociągiem przyjechało jeszcze kilku innych członków ekipy olimpijskiej. „Oni chyba jednak czekali na mnie”, po chwili namysłu dodaje pan Olek. Ze stolicy Wielkopolski trener sportowych bohaterów Polski ostatnich dni musiał jeszcze dojechać do Skoków. „Jakieś 40 km od Poznania, ok. 4 tys. mieszkańców – opowiada o miejscowości, w której mieszka. – Ludzie, którzy mnie wcześniej nie znali, zaczęli rozpoznawać”. Finał olimpijski czwórek podwójnych rozpoczął się w niedzielę o 10.50 czasu polskiego. Po jego zakończeniu mieszkańcy Skoków, jak wielu innych polskich miejscowości, poszli do kościoła na mszę. „Dowiedziałem się, że nawet ksiądz w czasie kazania zadawał dzieciom pytania o tematyce wioślarskiej”, opowiada Aleksander Wojciechowski o swoim kolejnym zdziwieniu po powrocie do Polski. W kadrze Wojciechowski jest nazywany „Tatą”. Przed kilku laty miał w grupie podopiecznych jednego ze swoich dwóch synów. Michał i Adam Wojciechowscy mają za sobą starty olimpijskie. Junior Wojciechowski zwracał się do ojca – tata.
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









