W całej sprawie zatracono główny wątek – czy doszło do korupcyjnych, nieetycznych i sprzecznych z prawem propozycji „praca za seks” Trudno pisać o seksaferze w Samoobronie, będąc kobietą. Atmosfera tworzona przez media jest taka, że kobiety powinny bezkrytycznie opowiedzieć się za Anetą Krawczyk, domniemaną ofiarą molestowania przez – bardzo przepraszam – członków Samoobrony, tylko dlatego, że również jest kobietą. Tymczasem, wbrew nastawieniu feministek, w tej sprawie, tak jak w każdej innej, kobiety powinny myśleć mózgiem, a nie macicą. „Pani Aneto, cały naród jest z pani dumny, a na pewno jego damska część”, obwieściła w euforii Kazimiera Szczuka. Ja nie jestem dumna z żadnego bohatera tej afery – ani z pani Anety, ani z posła Łyżwińskiego. Nie ufam bezgranicznie wstrzemięźliwości Łyżwińskiego, ale poważne wątpliwości wzbudzają też opowieści pani Anety. Ciekawi mnie natomiast, co w historii Anety K. – według tego, co ona sama mówi – jest dla Kazimiery Szczuki i innych zafascynowanych nią pań tak chwalebne. Czy to, że wykorzystując swe, bądź co bądź kobiece, atuty Aneta K. robiła karierę finansową i polityczną? Czy może to, że gdy związek z posłem, sukcesy w polityce i pieniądze się skończyły, pani Aneta ujawniła rzekome molestowanie, biorąc odwet na Łyżwińskim, Lepperze i całym wstrętnym męskim rodzie wykorzystującym biedne, bezradne kobiety? A może Aneta K. uwiarygodniła się jako uciśniona ofiara męskiej dominacji, gdy opowiadała, jak pozwoliła – bez żadnych protestów – zrobić sobie zastrzyk wywołujący przedwczesny poród? W końcu mówiąc o tym, publicznie przerwała „milczenie owieczek”. A na koniec, jak przystało na – według jej własnych słów – gorliwą katoliczkę, żeby się „oczyścić” i „zrzucić z siebie ten straszliwy ciężar”, wyspowiadała się… nie, nie księdzu, ale dziennikarzowi „Gazety Wyborczej”. Tak, feministki już mają swą nową bohaterkę. Ja jednak mam mnóstwo wątpliwości. Nie interesuje mnie przy tym, czy pani Anetka spała z panem Staszkiem, wystarczy, że ten poważny problem bez reszty pochłania dziennikarzy największych krajowych mediów. Zapewne z wypiekami na twarzy zdradzą nam szczegółowe relacje. Może nawet z pozycji, w których ten seks uprawiano? Medialne szaleństwo wokół tej sprawy sprawiło, że zatracono główny i najważniejszy wątek całej historii – czy doszło do korupcyjnych, nieetycznych i sprzecznych z prawem propozycji „praca za seks”. Teraz głównym tematem politycznych i medialnych debat stało się to, czy w Samoobronie – pomiędzy dorosłymi (!) ludźmi – dochodzi do niemoralnych relacji męsko-damskich, czy nie. Zgromadzone w programie „Teraz Polska” posłanki stwierdziły, że najważniejszym problemem jest… kult macho w Samoobronie, bo to poniża kobiety. Zdanie posłanek Samoobrony, że są traktowane z szacunkiem, nie liczyło się. Nie, posłanki z SLD, PO i PiS wiedzą lepiej, jak jest i jak powinno być w partii u Leppera. Im więcej wątpliwości co do wiarygodności Anety K., tym bardziej politycy i media kierują uwagę społeczną na inne, odległe od istoty problemu sprawy. Tu już przestaje chodzić o molestowanie seksualne. Media od początku wskazały winnego – prostaki z Samoobrony. Jeden z publicystów w programie „Skaner polityczny” TVN 24 powiedział nawet, że wynik tej sprawy w gruncie rzeczy jest bez znaczenia, gdyż politycy Samoobrony i tak mają złą reputację. Nie bronię reputacji posłów Leppera, ale gdy pojawiają się opinie analizujące reputację Anety Krawczyk, od razu rozlega się wrzask polityczno-medialny: „A co to ma do rzeczy, czy ta pani dobrze się prowadzi, czy nie?”. Więc w przypadku polityków Samoobrony to ma dużo do rzeczy, ale w przypadku Anety Krawczyk to nie ma nic do rzeczy? Panią Krawczyk mogliśmy poznać bliżej za pośrednictwem wywiadu, którego udzieliła Andrzejowi Morozowskiemu i Tomaszowi Sekielskiemu w programie „Teraz my”. Panowie dziennikarze potraktowali swego gościa z taką atencją, że całkiem zapomnieli o czymś takim jak obiektywizm. Ale może niezadawanie niewygodnych pytań było warunkiem przyjęcia przez panią Krawczyk zaproszenia do studia. Już w pierwszych słowach swej „wstrząsającej” opowieści pani Krawczyk oznajmiła, że musiała ulec niecnym propozycjom posła, gdyż mając na utrzymaniu dwójkę wówczas dzieci, pracy nie miała, a przyjęcie pracy sprzątaczki było poniżej jej godności, kompetencji krawcowej i innych ukrytych talentów, które podobno dostrzegł w niej poseł Łyżwiński. Tę postawę w pełni zrozumiał redaktor Morozowski. Mogli się o tym przekonać słuchacze
Tagi:
Anna Urbańska









