Polityczne wzloty, upadki, nadzieje i rozczarowania roku 2020

Polityczne wzloty, upadki, nadzieje i rozczarowania roku 2020

To był rok! Zaskoczył nas wszystkich, nic nie poszło zgodnie z planem.

Ten inny rok to efekt epidemii COVID-19. Z jej powodu ostatnie 12 miesięcy upłynęło pod znakiem maseczek, zamkniętych szkół i galerii handlowych, tworzonych naprędce prowizorycznych szpitali. A w Polsce, dodatkowo, pod znakiem przełożonych wyborów prezydenckich.

Nadzwyczajna sytuacja, jakiej wcześniej nie znaliśmy, była znakomitą weryfikacją nie tylko rządzących. Jak kto zachował się w obliczu epidemii? Jak sobie dał radę? To był surowy sprawdzian, o czym na własnej skórze przekonał się minister zdrowia Łukasz Szumowski.

Z kolei bitwa o termin wyborów prezydenckich pokazała prawdziwą twarz Jarosława Kaczyńskiego, który, nie bacząc na ewentualne ofiary, na to, że Polska nie jest przygotowana, by w maju głosować, parł do nich bez żadnych zahamowań. Z prostej kalkulacji – szok, w którym znalazło się społeczeństwo, dawał wygraną Andrzejowi Dudzie, a na tym zależało mu szczególnie.

Oponentem prezesa okazał się Jarosław Gowin. I wygrał to starcie, rzucając na szalę swoją dymisję. Maj zweryfikował Gowina – w przeciwieństwie do Kaczyńskiego na plus. Jego siłę potwierdziło powołanie na funkcję wicepremiera oraz ministra rozwoju i gospodarki.

A wybory? Andrzej Duda je wygrał, ale po bandzie, dzięki bezprecedensowej mobilizacji mediów publicznych, aparatu partyjnego Prawa i Sprawiedliwości, aparatu państwa i premiera Morawieckiego, który jeździł po kraju i czarował obietnicami, oraz aparatu Kościoła. Te siły dały Dudzie zwycięstwo, ale niewielką liczbą głosów.

Wybory prezydenckie jednych podtopiły, drugich wykreowały. Do tych, którzy musieli przełknąć gorycz porażki, możemy zaliczyć Roberta Biedronia i Władysława Kosiniaka-Kamysza. A do tych, którym kampania dała nadzieję na przyszłość – Rafała Trzaskowskiego i Szymona Hołownię. Pytanie, jak teraz zagospodarują swoje dobre wyniki. Czy nie zgubią sympatii wyborców? Czy ich nie zawiodą?

Kolejne miesiące przyniosły nowe wyzwania. Po lipcu byliśmy świadkami wojny Zbigniewa Ziobry z Mateuszem Morawieckim. Jej pretekstem był spór o to, czy Polska powinna zawetować budżet Unii, czy nie. „Weto albo śmierć!”, wołali ziobryści, ale po głosowaniach w Brukseli prędko o tym zapomnieli. Mogliśmy więc się przekonać, ile warte są ich okrzyki, zwłaszcza w zderzeniu z milionami, które wysysają dzięki rządowym posadom.

A lewica? Widzieliśmy ją na marszach w obronie praw kobiet i podczas nielicznych imprez. Teoretycznie powinna kwitnąć, nadszedł jej czas. W praktyce było z tym różnie.

Tak minął nam ten rok, a nowy nie zapowiada się lepiej. Nie dajmy się covidowi! I uważnie obserwujmy scenę polityczną. Żeby odróżniać ziarno od plew. I tych, którzy chcą dla społeczeństwa pracować, od tych, którzy chcą na nim żerować.


DO GÓRY

1. Adam Bodnar – chapeau bas!
Już dawno powinien robić coś innego, kadencja mu się skończyła, ale wciąż jest rzecznikiem praw obywatelskich, bo nie wybrano jego następcy. Od pół roku tak odchodzi z funkcji. Ale coś innego jest w tym ważne – Adam Bodnar nadał instytucji Rzecznika Praw Obywatelskich nowy blask, nowe znaczenie. Podniósł ją z pewnego zapomnienia. W czasach PiS, w tej Polsce prawicowej, zapchanej niekompetentnymi ministrami, gdzie prawem jest wola prezesa i tyle, Bodnar pokazał się jako człowiek z innego świata.

Jednocześnie pokazał nam, że taki świat, w którym prawa człowieka są szanowane i w związku z tym każdemu, od sprzątaczki po ministra, żyje się lepiej, jest możliwy. Pokazał też polskiej lewicy, że jeśli ma się kompetencje i zapał, to nawet z mało znaczącej instytucji można zrobić coś ważnego.

2. Rafał Trzaskowski – prezydent
Jeszcze rok temu uchodził za złote dziecko PO, fajnego Rafała, który wygrał Warszawę, nadzieję na przyszłość itd. A teraz cięższą przyszło założyć mu zbroję. Rafał Trzaskowski o mały włos nie wygrał wyborów prezydenckich, a jeśli dzisiaj ktoś szukałby lidera opozycji, on byłby na pierwszym miejscu.

Tyle pochwał, a teraz pytanie zasadnicze: co dalej? Jako prezydent Warszawy ma więcej obowiązków niż wolnego czasu i to go w naturalny sposób ogranicza. Niby więc jest na szczycie, ale bardziej związany niż wolny. I na celowniku. Dlatego wszystkie jego dotychczasowe osiągnięcia to tylko niezły kapitał – a co on z tym kapitałem zrobi, zależy i od niego, i od wielu różnych okoliczności.

3. Tadeusz Rydzyk – klaszczą mu bezustannie
Jeżdżą do niego do Torunia premier i ministrowie, oklaskują każdą bzdurę, którą powie, i kołyszą się do kościelnych piosenek. To sztuka przerobić premiera i ministrów na ministrantów. Zresztą na klaskaniu się nie kończy, bo rząd PiS regularnie sponsoruje Rydzyka, dał mu już 214 mln zł i daje dalej. Na przykład Ministerstwo Sprawiedliwości przelało 7 mln zł na Centrum Ochrony Praw Chrześcijan.

Ale to wszystko mało. „Codziennie pytam panią dyrektor, czy starczy do pierwszego. O Boże, czy damy radę? – żalił się Rydzyk podczas urodzin Radia Maryja. – Obiecali nam, że dadzą nam jeszcze jakieś pieniądze na park pamięci, i nie dali. Ale będziemy się do nich udawać”.

Oto o. Rydzyk – wzorzec z Sèvres polskiego katolika. Bóg jest od tego, by starczyło do pierwszego, inni są od dawania, a małe dziewczynki i mali chłopcy to pokusa.

4. Szymon Hołownia – zły sen Kaczyńskiego
Brawo, brawo! Szymon Hołownia, jeszcze niedawno dziennikarz katolicki, wyzwolił się z gorsetu i ruszył w świat polityki. Początkowo nie było wiadomo, czy to PR-owe przedsięwzięcie, czy coś innego, kto za to płaci itd. Ale teraz nikt już o to nie pyta, zwłaszcza że dobrze mu idzie – regularnie ma w sondażach trzeci wynik, dwucyfrowy, wyciąga ludzi Platformie, PiS i lewicy, choć mija PO z prawej strony. I nawet Kaczyński mówi o nim jak o realnym zagrożeniu.

Hołownia nie ma partyjnych zobowiązań, więc zebrał w swoim zespole sporo kompetentnych ludzi. Działa trochę w stylu Macrona. Wszystko pięknie, pytanie tylko, czy utrzyma to tempo do najbliższych wyborów. Czy się nie znudzi potencjalnym wyborcom, czy o nim nie zapomną? No, po prostu, czy w tym piecu nie wygaśnie ogień?

5. Jarosław Gowin – gracz
I to niezły, bo pogrywa politycznie z Kaczyńskim, zresztą z powodzeniem. Wygrał z nim spór o majowe wybory, wygrał rekonstrukcję rządu, swoją minipartię ocalił, zdrajczynię Emilewicz pogrążył. Znów jest wicepremierem i ministrem, tym razem od gospodarki i rozwoju. Krok po kroku rozpycha się w Zjednoczonej Prawicy. Zresztą jako pierwszy powiedział, że weto wobec budżetu Unii jest bez sensu. Podobnie jak hasło „Weto albo śmierć!”. „Szlachetnie jest ginąć za Polskę, ale mało rozsądnie”, tłumaczył.

I to chyba cała tajemnica Gowina, człowieka spokojnego, mówiącego monotonnie, że patrzy na świat bez szaleństwa, bez tego prawicowego bielma na oku.

DO DOŁU

1. Kard. Stanisław Dziwisz – don Stanislao
Sam się pogrzebał za życia. Jeszcze parę lat temu świecił odbitym światłem Jana Pawła II, Platforma Obywatelska jeździła do niego na rekolekcje, mówiono o Kościele łagiewnickim i podobnych rzeczach. Trzask-prask! Dziś Dziwisz, kardynał emeryt, jest prezentowany jako ten, który ukrywał pedofilów i przestępców seksualnych. Autorytetu już nie ma, Polska w ruinie. I w zasadzie tylko jednego od Dziwisza oczekujemy – niech powie, czy jego szef wiedział o McCarricku i Marcialu Macielu, czy nie. A jeżeli nie wiedział – to dlaczego.

Jego los jest dowodem na to, że jakaś boża sprawiedliwość jednak istnieje i że wprawdzie dopuszcza czasami, by człowiek kalibru proboszcza przywdział kardynalską purpurę, ale nie pozwala, by fraternizowanie się z przestępcami i ludźmi amoralnymi uchodziło płazem.

2. Łukasz Szumowski – maseczka spadła
Najbardziej spektakularny upadek roku 2020. Gdy wybuchła epidemia, kochało się w nim pół Polski za te jego podpuchnięte oczy, zmęczony wygląd i przepełniony troską głos. A potem na światło dzienne wyszły różne biznesy, które zepchnęły go z piedestału. Dziwne zakupy maseczek od instruktora narciarskiego, zakupy respiratorów od handlarza bronią oraz interesy rodziny Szumowskich z państwem. I miliony złotych, dziesiątki milionów, które wypływały gdzieś bokiem. To przelało czarę. PiS, w którym jeszcze w maju krążyły różne pomysły, jak by tu wykorzystać Szumowskiego (może jako premiera?), szybko się go pozbyło. I już o nim nawet nie pamięta.

Historia Szumowskiego, smutna w gruncie rzeczy, jest jakąś nauczką. Dla polityków – żeby zwracali uwagę, kogo na salony wciągają. Ale również dla biznesu – że pieniądze lubią ciszę.

3. Piotr Duda (NSZZ Solidarność) – formacja usługowa

Piszę o Solidarności tylko przez grzeczność i sympatię do historii. Z wielkiego ruchu, który trząsł Polską, zrobiła się mała przybudówka PiS, na dodatek klerykalna. Formacja usługowa – biskupom załatwia zakaz handlu w niedzielę, PiS – milczenie załóg. Reszta to ornament. I choćby Duda (Piotr) groził strajkami lub wołał, że się nie zgadza, i tak nikt nie bierze go na serio. Oto ziścił się sen komunistów, że przyjdą spadochroniarze i rozwalą tę Solidarność.

4. Krzysztof Bosak – da się zgnieść czy nie?

Trochę wyskoczył do góry, kampania prezydencka trochę go polansowała, i zaraz spadł. Jego Konfederacja regularnie jest w sondażach poniżej 5%, z kiepskimi perspektywami na odbicie.

Moim zdaniem to nie przypadek. To efekt działań Kaczyńskiego, lansowania Ziobry, Czarnka, wojen z kobietami. W ten sposób PiS odbiera tlen Konfederacji, swojemu najgroźniejszemu wrogowi, głównemu rywalowi w walce o prawicowego wyborcę. Wchodzi na jej pole i przebija agresywnością. A że duży może więcej…

Bosakowi, tak osaczanemu, pozostają rozpaczliwe gesty typu deklaracja, że się nie zaszczepi. Tym się wyróżnia. Jak na ruch z większymi ambicjami to żałośnie mało.

5. Jacek Czaputowicz – eksperyment się nie udał
Ciekaw jestem, czy ktoś jeszcze pamięta, że był taki minister spraw zagranicznych. Gdy nim został, po Witoldzie Waszczykowskim, Jarosław Kaczyński nazwał go pogardliwie eksperymentem. I trzeba przyznać, że Czaputowicz zrobił wiele, by te słowa się zmaterializowały. Pozycja MSZ za jego czasów malała, a teraz, gdy zastąpił go Zbigniew Rau (bo Czaputowicz był za mało pisowski, ha, ha…), trzeba wielkiego samozaparcia, by to ministerstwo w systemie władzy w ogóle dojrzeć.

Przez lata MSZ otoczone było nimbem elitarności. Życie dyplomatyczne – to brzmiało kusząco i powabnie, więc do tego świata ciągnęli różni chętni i zasłużeni. Teraz, za PiS, raczej są to pojedyncze przypadki. Po pierwsze, to już nie te czasy, że dieta dyplomaty ustawiała na kilkanaście lat, bardziej opłacalne i chyba łatwiejsze jest załapanie się do spółki skarbu państwa – pieniądze lepsze i człowiek mieszka w domu. Po drugie, nie trzeba udowadniać, że się zna obce języki i kraje. Ot i cała tajemnica upadku MSZ.

NA ZERO

1. Jarosław Kaczyński – caryca
Rządzi Polską, tak jak rządził rok temu czy dwa. Dlaczego więc nie umieściłem go na samej górze klasyfikacji? Z prostego powodu – bo ster władzy coraz częściej odbija mu na boki, a to z powodu Gowina albo Ziobry, albo futerkowców. I musi się dogadywać. Poza tym partia mu się biesi, to już jest bardziej spółka do dojenia państwa niż ekipa do rządzenia.

Rekompensuje to sobie w dworski sposób. Spójrzcie, jak zachowują się najważniejsi politycy PiS. Prześcigają się w komplementach, w czołobitności, w opowiadaniu, jaki to z niego wybitny Polak. Wiedzą, że to mu się spodoba, że na tym zyskają. Wazelinując, jak Morawiecki w Sejmie, albo otaczając jego dom kordonami policji. Żeby dobrze się czuł. Tak rodzi nam się słońce Karpat i geniusz znad Wisły. I już czujemy wschodnie klimaty.

2. Andrzej Duda – narciarz
Wygrał wybory prezydenckie. Dzięki dużemu szczęściu. I zniknął. Kolejna informacja o nim była taka, że jeździł na skuterze wodnym i się przewrócił. Ale go wyłowili. To nie jest człowiek, który miałby zapał do polityki, jak Kaczyński i Ziobro, czy też jakiś wielki talent. Albo był lojalny wobec ludzi, którzy go na tym prezydenckim stołku podtrzymali. Zresztą do końca wierzył, że Trump zostanie na drugą kadencję, że coś się uda zakręcić w sądach, więc po co Bidenowi składać życzenia? I to w sumie pokazuje, jaki z niego mąż stanu.

Jego żywioł to jeżdżenie. Albo na nartach, albo po jarmarkach. I to ludzie widzą. Nie sądzę więc, by ktoś w PiS budował na Dudzie jakieś plany na przyszłość. Na razie oprócz reelekcji jedno mu się udało – w sumie to sztuka zrobić z funkcji poważanej i szanowanej takie nic.

3. Mateusz Morawiecki – delfin czy zderzak?
Faluje. Raz idzie mu dobrze, raz – fatalnie. Raz delfin, raz zderzak. Wielkie dni miał w lipcu, po wyborach prezydenckich, kiedy mówiono, że jesienią zostanie wiceprzewodniczącym PiS, że jest pupilem Kaczyńskiego i inne tego typu rzeczy. A potem przyszła druga fala covidu, państwo runęło i wszystkie nadzieje zostały zmiecione. Jeszcze później, przed szczytem w Brukseli, zaatakował go Ziobro. Ale Morawiecki nie zawetował budżetu Unii, pół Polski odetchnęło, że nie wariat, i takim trikiem, że nic nie zrobił (a mógł!), zdobył sporo punktów.

Obserwuję go od dawna i zastanawiam się, skąd u niego to falowanie, te dziwne ruchy. Bo czuje się w PiS niepewnie? Bo Kaczyński go krótko trzyma? Bo za często kłamie? Bo nie ma charakteru? A może wszystko razem wzięte?

W sumie, jak na nadzieję Kaczyńskiego, to mało optymistyczny obrazek.

4. Zbigniew Ziobro – miękiszon
Śmieją się z niego, że miękiszon. Że twardszy jest od niego brat, nie mówiąc już o żonie, czyli Pati Koti. Spośród ludzi prawicy w całym obozie władzy sprawia wrażenie najbardziej dynamicznego. Ciągle coś wymyśla, jątrzy, jest w tym podobny do Kaczyńskiego. Widać tu jakąś mieszaninę wielkich ambicji, prób plasowania się między PiS a Konfederacją i zwykłego braku politycznego talentu. Bo na koniec okazuje się, że awantura, którą wywołał, była bez sensu, że znów dostał po nosie i musi przepraszać. Widzieliśmy to podczas letniej rekonstrukcji rządu, podobnie było teraz, gdy ważył się budżet Unii. Najpierw ziobryści krzyczeli: „Weto albo śmierć!”, a potem, żeby nie stracić rządowych posad, potulnie się wycofywali.

Oceniając na zimno, Kaczyński radzi sobie z nim dość łatwo. Może więc taki Ziobro jest mu potrzebny? I do zabawy, i na konfederatów.

5. Władysław Kosiniak-Kamysz – między Scyllą a Charybdą
Przegrał boleśnie wyścig o prezydenturę, ale już się ogarnął. Nie ma łatwej sytuacji, musi lawirować między PiS, Platformą a nastrojami wsi. Plan ma – od lat ludowcy chcieliby zbudować formację centroprawicową, dość blisko Kościoła, raczej konserwatywną niż liberalną. Sęk w tym, że podobne zamiary mają Kukiz, Gowin, Hołownia i część ludzi z PO i PiS. Pole, by się rozwijać, nie jest zatem zbyt wielkie.

Na razie PiS kusi ludowców koalicją albo straszy połknięciem. Sondaże, trochę ponad 5%, dają Kosiniakowi-Kamyszowi poczucie siły, więc odmawia. Ech, gdy będzie miał 7%, odmówi zdecydowanie, gdy 3% – zacznie rozmowy. Tak oto przyszłość polskiej polityki zależy od trzech, czterech sondaży i kilkunastu ankieterów.

ROZCZAROWANIA

1. Borys Budka – epigon
Nudny jak flaki z olejem. Jeśli to miała być nowa twarz PO – nawet więcej, lider opozycji – to dajmy sobie spokój i przyjmijmy od razu, że Kaczyński będzie nam panował tak długo, jak będzie chciał.

Przypadek Budki potwierdza przynajmniej dwie tezy. Pierwszą, o ławce kadrowej PO – że to trzeci garnitur, takie tuzy, co to poprotestują, będą wołać: „Złe PiS!”, i do kasy. I drugą – że jak chcesz odświeżać politykę, epigonem tego nie zrobisz.

2. Włodzimierz Czarzasty – lobbysta
Wszyscy wołają, że właśnie nadeszła pogoda dla lewicy, że w jej żagle wieje wiatr. No i ma lewica w sondażach 5-8%. Tyle wiatru Czarzasty złapał. Bardzo zdolny żeglarz. Ma jeszcze osiągnięcia kadrowe – Robert Kwiatkowski został powołany do Rady Mediów Narodowych, a Anna Maria Żukowska została wiceprzewodniczącą sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Takie to deale z PiS Czarzasty zawiera. To potrafi.

Swego czasu objawieniem życia publicznego było Stowarzyszenie Ordynacka. Wydawało się, że będzie to ważne miejsce spotkań polskiej inteligencji. W rzeczywistości stało się małym klubem załatwiania posad. A potem już tylko wspominkowym. Odnoszę wrażenie, że w tym kierunku Czarzasty SLD (bo ta nazwa jeszcze obowiązuje) prowadzi.

3. Donald Tusk – emeryt
Pokrzykuje zza ściany. Czytam te wszystkie tweety na temat Polski i Kaczyńskiego, które Tusk wysyła z Brukseli, i – nie powiem – bardzo mnie one bawią. Tylko czy rolą byłego premiera, szefa wielkiej formacji, jest rozśmieszanie publiczności? I wpychanie w kompleksy Budkę, Schetynę oraz pomniejszych, że oni tak nie potrafią?

Ewidentnie chciałby Tusk wrócić do gry, rozdawać karty itd. Rzecz w tym, że mało kto w Polsce na niego czeka. Bo ta Polska to już inny kraj, niż Tusk pamięta.

4. Polska policja – witaj pałko
Żal bierze, gdy się patrzy na policję, na jej komendanta głównego, który posyła na kobiety i dzieci tajniaków z pałkami teleskopowymi, i rzecznika, który uzasadnia tę głupotę, plotąc różne brednie.

Z punktu widzenia krawężnika sadysty nadeszły być może dla policji piękne dni, bo można bezkarnie tłuc słabszych. Dla takiego pałkarza policja kwitnie, staje się w państwie coraz ważniejsza, bo bez niej PiS cienko by piszczało. A tak może się schować za barierkami i tarczami. Ale w sumie żałośnie to wygląda. Jak na wiek XXI i państwo Unii – to patologia. Dla nas, ludzi życiem doświadczonych, jest tylko jedna zagadka: kto kogo pierwszy zdradzi – policja PiS czy PiS policję?

5. Ryszard Terlecki – Dorn 2.0
Ma tytuł profesora, jest wicemarszałkiem Sejmu, więc choćby z tych powodów ktoś mógłby mieć nadzieję, że będzie elegancki, przynajmniej w słowie. Nic z tych rzeczy. Terlecki szaleje w Sejmie. „Siadaj, pajacu!”, woła do polityków PO albo „Puknij się w czoło!”. Są i dłuższe wypowiedzi, ze względu na szczupłość miejsca nie będę ich cytował.

Widać w każdym razie, że Sejm źle na Terleckiego wpływa, że chęć przypodobania się Kaczyńskiemu, pokazania, że jest taki bojowy, odbiera mu rozum i resztki kindersztuby. Tak to jest, jak prezes oczekuje od ciebie roli Dorna, a ty nie masz do tego ani talentu, ani rozumu.

NADZIEJE

1. Strajk Kobiet – jest moc
Nie tylko Marta Lempart i Klementyna Suchanow, ale także wielkie rzesze tych wszystkich (płci obojga), którzy wyszli na ulice, żeby zaprotestować przeciwko wyrokowi trybunału Julii Przyłębskiej w sprawie zakazu aborcji. Ja wiem, że uliczne protesty to efemeryda, bo ile można krzyczeć na ulicy. Ale wiem też, że to w umysłach zostaje, że jak ktoś manifestował i był ganiany przez policję, raczej już na PiS nie zagłosuje.

Strajk Kobiet przyniósł jeszcze jeden skutek. Otóż bardzo oburzył Jarosława Kaczyńskiego – że niekulturalny i szkodliwy dla Polski. Tak powiedział, chyba nie do końca wiedząc, jak bardzo się obnaża. Bo o ile w demokracji ludzie demonstrujący na ulicach mało kogo ruszają, o tyle dyktatorzy mocno to przeżywają. Zwłaszcza niemiłe sobie hasła. I troskają się, co świat na to powie. Tak to kobiety pokazały nam prawdziwego prezesa.

2. Krystian Markiewicz (Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia), Bartłomiej Starosta (Forum Współpracy Sędziów) – sędziowie, którzy się nie dają
To, że Ziobro jeszcze nie rządzi wszystkimi sądami i nie ma wyroków, jakie chce, jest zasługą sędziów, ich organizacji; tego, że się stawiają, że się nie dają. Mimo kolejnych dyscyplinarek. Teoretycznie powinni już dawno być spacyfikowani, a tu – proszę, jest w duch w narodzie. O tym, jakie to ważne, przekonują się uczestnicy demonstracji i protestów, których sprawy trafiają przed sądy.

W jednym z ostatnich wywiadów Karol Modzelewski mówił o władzy PiS, że będzie się opierała na policji i prokuratorach. I że kluczowa będzie nasza postawa. Czy położymy uszy po sobie, czy będziemy niezależni. Akurat ci sędziowie dają nam przykład. I nadzieję, że ktoś obroni nas przed usłużnym prokuratorem.

3. Paweł Sękowski – głos lewicy
Szef Kuźnicy, redaktor naczelny „Zdania” – uprawia orkę na ugorze, przedstawiając Polakom myśl lewicową i ludzi z lewicą związanych. Ma trudne zadanie, bo propaganda Solidarności i dwóch głównych postsolidarnościowych partii – PO i PiS – przez lata wmawiała nam, że lewica to zdrada, że nic wartościowego z jej strony Polski nie spotkało, że nic niewarte są historia ruchu robotniczego, Polska Ludowa i ludzie z niej się wywodzący. Ta propaganda była tak skuteczna, że w pewnym momencie uległ jej nawet SLD. Tym samym dokonując politycznego harakiri.

Czasy się zmieniają, pojawia się coraz więcej ludzi i coraz więcej różnych grup, które przeciwstawiają się narracji prawicy. Sękowski wyróżnia się w tym gronie.

4. Tomasz Sekielski – tylko powiedz wszystkim
Obsypują go nagrodami i ja to rozumiem, bo Tomasz Sekielski z bratem stworzyli w Polsce nowy gatunek dziennikarski – dokument śledczy. Nazwa zresztą nie jest ważna – ważne jest to, że jadą z kamerą i wyciągają na światło dzienne to, co było skrywane. A potem do sieci. I ludzie to oglądają, „Tylko nie mów nikomu”, dokument o księżach pedofilach, ma ponad 24 mln wyświetleń, pewnie obejrzał to już każdy.

Sekielski jest zatem nadzieją na trudne nadchodzące czasy – że PiS, które za chwilę wykupi media, nie zaleje nas swoją propagandą, że nie zgłupiejemy, bo zawsze znajdzie się kilku zapaleńców, którzy nagrają i puszczą do internetu, będzie o tym głośno. Ja wiem, że to taka nadzieja à la Hubal, że można bronić się jak partyzant, ale co nam pozostało?

5. Maciej Konieczny – historia jak polityka
Poseł lewicy, partia Razem. W życiu z człowiekiem nie rozmawiałem, ale to bez znaczenia. Konieczny ma u mnie plus, bo chce mu się boksować z fałszerzami historii, z tymi wszystkimi prawicowymi strukturami ociekającymi forsą, które piszą nam historię Polski na nowo. A on z uporem przedstawia historię Polski, tę prawdziwą, z rewolucją 1905 r. i organizacjami robotniczymi, a także prawdziwych bohaterów, związanych z ruchem socjalistycznym.

Ta działalność to nie hobby, to ciężka bitwa o to, kto ma prawo w ogóle we współczesnej debacie się odzywać. Kto jest czyim spadkobiercą. Konieczny to rozumie, szkoda, że nie rozumieją tego inni.

r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 01/2021, 2021

Kategorie: Kraj