Czy dziennikarze powinny bojkotować agresywnych polityków? Na to pytanie część opinii społecznej z pewnością odpowie twierdząco. Chamstwo wylewające się z ust polityków rani nasze poczucie przyzwoitości, obraża tych, którzy utożsamiają się z opluwanymi postaciami lub wychowani są w kulturze dialogu. Ale nie brak i głosów odwrotnych, które mówią, że nudno byłoby w radiowych czy telewizyjnych dyskusjach, gdyby nie język knajacki rodem z „Psów” Pasikowskiego i słowne zaczepki – im ordynarniejsze, tym ciekawsze. Dlaczego politycy są chamscy i agresywni? Po pierwsze, dlatego, że niektórzy mają to we krwi. A po drugie, to się jednak jakoś opłaca. Nawet opluty przez Andrzeja Leppera minister spraw zagranicznych, Włodzimierz Cimoszewicz, przyznał, że szef Samoobrony istnieje w polityce tylko dzięki takim „medialnym” wypowiedziom, które mimo, że kłamliwe i wulgarne, są powielane i prezentowane. Minister dodał, iż szanujące się media nie powinny pokazywać „politycznego chuligaństwa”. Ryszard Hińcza, wicedyrektor Programu I Polskiego Radia, uważa, że stacje prywatne mogą bojkotować wybranych polityków, jednak stacjom publicznym to nie przystoi. – Nie może być tak, że ktoś przychodzi do radia i komuś ubliża. Z drugiej strony, mamy określone obowiązki, jesteśmy radiem publicznym i nie możemy nikogo pomijać. Możemy natomiast wstępnie porozmawiać i spróbować narzucić tej osobie kulturalny sposób bycia. Nie pozwolić na krzyk i przeklinanie na antenie. Tutaj trzeba znaleźć złoty środek. Spotkanie z agresywnym politykiem wymaga dużego wysiłku, przygotowania i nerwów, bo wiadomo, że jest osobą, która nie spełnia ogólnie przyjętych norm. Należy jednak starać się ją jakoś ukierunkować. Można wytłumaczyć, że nawet w Hyde Parku obowiązują pewne zasady, a szczególnie oporni są stamtąd usuwani. Prywatny bojkot TVN, jako kanał telewizyjny, nie zajął w sprawie Leppera stanowiska, zajęła je jednak pierwsza z gwiazd polskiej żurnalistyki, prowadząca w TVN „Kropkę nad i”, Monika Olejnik. To ona zapowiedziała, że już nie zaprosi Andrzeja Leppera do „Kropki”, ani do prowadzonej w Radiu ZET audycji „Siódmy Dzień Tygodnia”. Decyzja ta może mieć przełomowe znaczenie dla mediów, bo istnieje przecież solidarność dziennikarska, a pewne gesty i postawy bywają zaraźliwe, zresztą nie tylko w tym środowisku. Monika Olejnik jednak nie chciałaby czynić ze swojej decyzji żadnego aktu o charakterze społecznym. Oświadczenie, iż „dała Lepperowi czarną polewkę”, tłumaczy jego krętactwem. Najpierw szef Samoobrony i wicemarszałek Sejmu przeprosił publicznie Włodzimierza Cimoszewicza w audycji radiowej „Siódmy Dzień Tygodnia”, a zaraz potem w inny miejscu powiedział, że przeprosił jako prywatna osoba, a nie postać życia publicznego i jedna z najważniejszych osób w państwie. Red. Olejnik uważa, iż przeprosiny powinny być szczere, dlatego zapowiedziała, że od tej pory Lepper u niej nie wystąpi. Nie chciałaby jednak, aby tej sprawie nadawać specjalny rozgłos. – To przesada – mówi.- Wszyscy koncentrujemy uwagę tylko na tej jednej osobie. Moja decyzja nie jest żadnym apelem do innych dziennikarzy, nie jest to też wezwanie do gremialnego bojkotu Andrzeja Leppera. Gdyby ktoś dał mi do podpisania apel, aby nie rozmawiać z liderem Samoobrony, nie podpisałabym. – Dałam mu czarną polewkę, ale kobieta zmienną jest – mówi tajemniczo Monika Olejnik, dając do zrozumienia, że nawet Andrzej Lepper, jeśli się zmieni, poprawi, nie jest u niej całkiem bez szans. Zmowy nie będzie Złotouści politycy, posłowie chętnie używający obraźliwych epitetów, z reguły zdobywali sporą popularność, nawet u swoich przeciwników. Ktoś, kto bluzga i świntuszy, jest chętnie słuchany. Nie ma więc wątpliwości, że krótkotrwały bojkot, nawet jeśli zostałby uchwalony, może dotyczyć pewnej części mediów, np. tych, które bardzo dbają o swój wizerunek, poziom, powagę i autorytet, ale tylko na krótko i nie globalnie. Zawsze znajdzie się ktoś, kto przerwie zmowę milczenia, udostępni mikrofon, zaprosi do studia lub na łamy gazet. Lepper, Wrzodak, Macierewicz i inni mogą spać spokojnie. Przekroczenie niepisanej granicy, chociaż mogłoby stać się powodem do medialnej anatemy, w naszych warunkach sprowadza się do pojedynczych dziennikarzy lub grupy redakcji. I to z pewnością nie na długo. Andrzej Kwiatkowski z telewizyjnej Jedynki jest raczej za umiarem niż zatykaniem ust. – Media nie powinny wszędzie towarzyszyć takim politykom i dawać im trybuny, bo ci to z miejsca wykorzystują. Zamawiają sobie kamery i mają spektakl w mediach. Krzysztof Skowroński, dziennikarz znany z radia i telewizji, który też miał drobne „przejście” z Lepperem, wyobraża sobie
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









