Medycyna Wschodu

Tylko z akupunktury korzysta 400 tys. Polaków rocznie. Kolejne setki tysięcy zachwycają się moksą, ajurwedą i innymi podobnymi metodami. Dlaczego? Kamienica na starym Mokotowie. Zwyczajne mieszkanie, w którym nie ma na czym oka zaczepić. Jeden pokój został przerobiony na gabinet lekarski. Gdyby nie dziwnie tlące się, aromatyczne cygaro, wszystko byłoby jak u dorabiającego po godzinach internisty. – Od kilku miesięcy czuję się, jakbym była z ołowiu. Poza tym bolą mnie mięśnie i głowa – mówi Grażyna, pacjentka. Naga, tylko przykryta białym prześcieradłem, wygląda na osobę, która wreszcie znalazła zbawienie. Lekarz rodzinny, z kpiącym uśmiechem, powiedział jej, że ten „ołów” to menopauza, a w ogóle powinna schudnąć. Więcej do niego nie poszła, bo nie chce wysłuchiwać impertynencji i pouczeń. Koleżanka poleciła jej promienną dr Wiesławę Stopińską, 50-latkę, której na oko daje się 15 lat mniej. Stosuje ona moksę, czyli metodę przygrzewania pewnych punktów ciała. – Ciepło rozszerza naczynia krwionośne, a więc także dodaje nam energii – wyjaśnia dr Stopińska. Rozżarzone cygaro zbliża się do pulchnej łydki Grażyny. Na stoliku leży tylko paczka igieł i sproszkowany piołun chiński. – Działaniem ubocznym jest usunięcie zmarszczek i ujędrnianie skóry – dodaje dr Stopińska. Kobiety rozmawiają leniwie. Grażyna przeciąga się zadowolona. Moksa działa jak najlepsze doładowanie akumulatora. Panie doktorze, igłę proszę Inny punkt Warszawy. Też zero magii. Typowy parterowy budynek, tabliczka o dość bezsensownej treści: „Centrum Leczenia Bólu i Akupunktury”, linoleum, lekki zapach przychodni i rzędy krzeseł przed gabinetami. Coraz częściej akupunkturzyści to lekarze w białych kitlach, opłacani z państwowych pieniędzy. A nawet jeżeli nie, to przyjmujący bez tajemniczej wschodniej otoczki. W Polskim Towarzystwie Akupunktury wyliczono, że tylko w ich gabinetach lekarskich leczy się 400 tys. Polaków. Z innych metod korzystają kolejne setki tysięcy. – Choć leczenie akupunkturą może trwać wiele tygodni, jest tańsze niż podawanie leków – mówi dr Wiesław Salach, dyrektor centrum. – Przeszkolono ok. 1,5 tys. osób, ale np. w Niemczech posługiwać się igłami potrafi 10 tys. osób. – Jeżeli Narodowy Fundusz Zdrowia podpisał z nimi kontrakt, to przecież nie muszę się bać – stwierdza pani Janina, która już nie chce się „faszerować chemią”, szczególnie że żołądek po porcji leków na serce i na reumatyzm zaczyna się buntować. Dlatego do centrum przyszła z migreną, choć przyznaje – musiała wymóc skierowanie na lekarzu rodzinnym. – Może ma układy z producentem środków przeciwbólowych? – zastanawia się tutejszy lekarz. – To dla nich jesteśmy największą konkurencją – dodaje i wkłuwa jedną igłę w biodro pacjenta, drugą w pośladek. Ma to pomóc na chroniczny tlący ból nogi, w sprawie którego ortopedzi okazali się bezradni. – Nie jestem silnikiem do naprawy – mówi pacjentka dr. Salacha, która przyszła do niego, bo internista przeczytał wyniki analiz, wypisał receptę, a odezwał się tylko raz. Powiedział: „Następny, proszę”. Tymczasem obolały pacjent chce otrzymać nie tylko receptę, ale i odpowiedź na pytanie: jak żyć ze schorzeniem? Większość lekarzy ani nie jest przygotowana, ani nie ma czasu, by wdawać się w rozważania filozoficzne. Dla specjalisty od akupunktury czy moksy to obowiązek. Pani Janina rozgląda się po centrum i uspokaja. Żadnych kadzidełek ani ziółek. Na drzwiach tabliczki: „Lekarz medycyny”. Potężny odłam medycyny Wschodu, którego lokomotywą jest akupunktura, przestał bowiem walczyć z konwencjonalnymi lekarzami, oszukiwać i mamić cudami. Specjaliści postanowili udowodnić, że są naukowcami. Przez polskich pacjentów zostali przyjęci entuzjastycznie. – To oczywiste, że akupunkturę winien wykonywać lekarz. Przecież to ingerencja w ciało człowieka – mówi zadowolona pani Janina, a pracownicy centrum przytakują. Szanujący się przedstawiciel medycyny Wschodu nie bierze udziału w targach medycyny naturalnej. To tam można zobaczyć ludzi, którzy za kilka złotych są otumaniani hukiem mis tybetańskich. Pośród tłumu ustawia się przybrudzone kozetki. Każdy zwiedzający może podziwiać klientów, którym brudnymi rękami świecowane są uszy albo masowany jest brzuch i fragmenty powyciąganej bielizny. Homeopatka z wyższym wykształceniem Kulturalni, serdeczni, ale przede wszystkim wykształceni. Tacy są działający w Polsce mistrzowie medycyny Wschodu. Dr Wiesława Stopińska, zanim zrobiła

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2005, 2005

Kategorie: Zdrowie