Megalomania szlachty sięgała nieba – rozmowa z prof. Januszem Tazbirem
Prawie każdy król zaczynał rządy od euforii. Witano go z radością, z nadziejami. A potem narastało niezadowolenie, pytano, kiedy to się skończy i będzie nowy władca Jak to jest, że w Polsce szlacheckiej szlachta, tak czuła na punkcie swojej niezależności, wybierała królów cudzoziemskich? – Dlatego że magnateria nie mogła się zgodzić, który z rodów magnackich jest godzien zasiąść na tronie. A właściwie każdemu z tych magnatów marzyła się korona, co bardzo dobrze określił Sienkiewicz ustami pana Zagłoby, że wszyscy się palą, gdy zobaczą skrawek gronostajów i są gotowi zrobić dla niego wszystko. Wybierano więc przeważnie króla cudzoziemskiego, wierząc, że będzie łatwiej spętać go nowymi ograniczeniami. To było ważne? To spętanie? – Tak szlachta uważała. Bała się, że król będzie dążyć do wzmocnienia swojej władzy, nawet do władzy absolutnej, więc jej rzeczą jest pilnowanie, żeby do tego nie dopuścić. To było dość zabawne, bo brała sobie władców z krajów rządzonych absolutnie i patrzyła im na ręce, czy nie chcą wprowadzać absolutyzmu. Logiki tutaj nie widzę. – Była jeszcze jedna zasada przestrzegana przez szlachtę – że opozycja polityczna jest obowiązkiem i cnotą obywatelską, że nie jest grzechem. A jeżeli król nie dotrzymuje obietnic, można mu wypowiedzieć posłuszeństwo. Czyli szlachcic mógł nie dotrzymywać zobowiązań, nie płacić podatków itd. – To co innego. Natomiast szanowanie wolności szlacheckich to był podstawowy obowiązek każdego panującego. Np. próbowano zebrać podpisy w czasie rokoszu Zebrzydowskiego pod aktem detronizacji Zygmunta III, argumentując, że nie dotrzymał zobowiązań. Tymczasem w krajach sąsiednich, zwłaszcza na wschodzie, w Rosji, opozycja polityczna była zbrodnią, przestępstwem samym w sobie. Pamiętam, swego czasu dziwiłem się, dlaczego zarówno w XIX stuleciu, za cara, jak i w XX w., za czasów radzieckich, tak często pakowano tzw. dysydentów do domu wariatów, do tzw. psychuszki. A odpowiedź jest prosta – uważano, że tylko wariat może występować przeciwko władzy. Jest jedna ciekawa rzecz, już o tym parokrotnie pisałem: gdy była słynna afera Watergate, w Rosji tuszowali wszelkie jej echa. Bo to zupełnie burzyło ich świat wyobrażeń. Bo cóż to za zarzut – że ekipa rządząca założyła nielegalnie podsłuch w kwaterze opozycji! Po pierwsze, co to jest za opozycja, której kwatera jest znana? Po drugie, co nielegalnego może robić rząd? Przecież wszystko, co rząd robi, jest legalne i dozwolone. To opozycja działa nielegalnie. Po co więc informować własnych obywateli, że tam upada prezydent, bo założył podsłuch w kwaterze opozycji? Sługa obcych królów A jak wytłumaczyć łatwość, z jaką szlachta zwracała się do obcych państw, by interweniowały w sprawy polskie? To było nagminne. Weźmy Radziejowskich, którzy ściągnęli na kraj potop szwedzki. – Oni, być może, uważali, że jest to tylko zmiana dynastii. Że Karol Gustaw zwoła sejm, zdetronizuje Jana Kazimierza i przejmie oficjalnie władzę. Ale potem okazało się, że jest inaczej. I że Radziejowscy są zdrajcami. Ale zdrajcom przebaczano. Radziejowski skończył jako nasz poseł w Stambule. A czy zarzucano zaprzaństwo? Czy potrafiono komuś powiedzieć, że jest zaprzańcem, że zaparł się polskości? – Polskości… Oni nie mieli tego pojęcia. Po prostu, że zdradził Rzeczpospolitą. W XVI w. mówiono, że zdradził monarchę, póki jeszcze była dynastia Jagiellonów. A potem już nastała epoka królów elekcyjnych. Więc mówiono, że zdradził Rzeczpospolitą, że to zdrada stanu szlacheckiego, zdrada wolności szlacheckich. Pojęcie zdrady, zaprzaństwa było mocne? – Mocne. W XVII w. było mocne, bo wróg był określony – odmiennym sposobem rządzenia, odmiennym językiem i odmiennym wyznaniem czy nawet religią (Turcy). Dlatego arian wygnano po potopie? – Po potopie to był zabieg magiczny. Arianie zostali złożeni w ofierze za to, że ściągnęliśmy na siebie nieprzyjaciół, bo obraziliśmy Pana Boga. Obraziliśmy herezją. Do luteranów nie można było się dobrać, bo miasta Prus Królewskich były ekonomicznie bardzo mocne. Kalwiniści stanowili spory odsetek szlachty. Natomiast arianie byli słabi. Uznano więc, że jeżeli ich się wygna, to Pana Boga się przebłaga. I potem, w latach 60., 70. XVII w., zaskoczenie. No jak to, wygnaliśmy arian, a Pan Bóg nadal nam nie szczędzi kłopotów? Upadek elit Panie profesorze, wiek XVII jest zadziwiający. W ciągu niespełna stulecia, przez okres 50, 60, 70 lat, demokracja szlachecka, dość sprawna, przekształca









