Melodia i feeling

Melodia i feeling

Muzykę powinno się czuć, a u nas nawet jazz jest bardzo poważny, wystudiowany, mroczny Dorota Jarema, wokalistka – Nie ma pani poczucia, że porywa się z motyką na słońce? – Nie, nie mam. Dlaczego pan pyta? – Ponieważ repertuar, jaki pani wykonuje na swojej najnowszej płycie „Soni” – m.in. utwory takich artystów jak Burt Bacharach, Chaka Khan, Barry Manilow czy Dionne Warwick, i to w aranżacjach jazzmana, Krzysztofa Herdzina – może nie trafić w gusta naszej publiczności. Innymi słowy: polska popkultura czym innym się dziś żywi. – Nie mam takich rozterek, ponieważ z największą przyjemnością zrobiłam projekt, który idzie pod prąd panujących dziś w naszym show-biznesie mód. Można albo coś robić dla sławy i pieniędzy, albo iść za głosem serca. Świadomie wybrałam tę drugą drogę. Dzięki mojej menedżerce, Renacie Czaplińskiej, która jest wielką pasjonatką muzyki, spełniłam swoje marzenie i zaśpiewałam właśnie takie, a nie inne utwory. Zawsze chciałam nagrać płytę złożoną z moich ukochanych piosenek, które pamiętam z dzieciństwa. – Przyzna pani jednak, że to odważne posunięcie z punktu widzenia marketingowego. – Tylko że marketing był ostatnią rzeczą, o jakiej myślałam, nagrywając tę płytę. Proszę zwrócić uwagę, że nie tylko w muzyce, ale także w modzie i innych dziedzinach szeroko pojętej popkultury, panuje dziś stylistyczny miszmasz. Tak naprawdę nie ma jakiegoś wyrazistego, konkretnego nurtu, który dominowałby nad innymi. Rządzi artystyczny kolaż. Żyjemy w takich czasach, że możemy robić, co dusza zapragnie. Moja zapragnęła zmierzyć się z dawnymi gigantami zachodniej sceny rozrywkowej. Wychowałam się na tej muzyce, ona jest częścią mnie. – Bacharacha, którego utwory są melodyjne, a zarazem wyrafinowane, i po które sięgało wielu największych muzyków wszelkich stylów, słuchało się u pani w domu? – Tak, choć nie tylko jego. Pochodzę z muzycznej rodziny, a śpiewać zaczęłam już w wieku trzech lat. Można powiedzieć, że urodziłam się z pieśnią na ustach i tak już zostało. Akompaniowała mi i tworzyła dla mnie piosenki moja mama, kompozytorka, a tata, altowiolista, profesor warszawskiej akademii muzycznej i koncertmistrz Filharmonii Narodowej, kibicował mojej pasji. Rodzice zadbali też o moje wykształcenie muzyczne. Miałam więc szeroki dostęp do najlepszej muzyki, która kształtowała mój gust, od klasyki po jazz. Pewnie dlatego nie mogłabym śpiewać niczego wbrew sobie. – Czytałem kiedyś wypowiedź pewnego muzykologa, który stwierdził, że kryzys polskiej piosenki rozrywkowej bierze się z tego, że zamiast czerpać z rodzimych wzorów, choćby muzyki ludowej, sięga do repertuaru amerykańskiego. Zgadza się pani z taką diagnozą? – Nie do końca, ponieważ nie wszyscy wykonawcy zapominają o rodzimej tradycji, o czym świadczy choćby sukces Zakopowera czy Golec uOrkiestry, czerpiących garściami z muzyki góralskiej. Robią to wspaniale. Ale to nie jest akurat to, co ja czuję, ponieważ wychowałam się na innych wzorcach. Moja artystyczna prawda jest inna i nie uważam, by było w tym coś złego. Nie oznacza to jednak, że zawsze będę śpiewać covery, mam w planach inne projekty. Generalnie uważam, że muzyka jest albo dobra, albo zła, nie ma potrzeby szukać innych kategorii. Od Starszych Panów do Rubika – Pierwszą płytę „Sekret” nagrała pani w 1997 r. dla jednej z dużych wytwórni, potem zniknęła pani na długi czas z dużej sceny jako solistka. Dlaczego? – Przed 11 laty rzeczywiście poczułam się nieco sfrustrowana gustem muzycznym niektórych ludzi. Nie mówię o odbiorcach, lecz o całej machinie showbiznesowej, o ludziach, którzy nie pomogli mi wówczas w przebiciu się z moją muzyką, gdyż owładnięci byli marketingowym stylem myślenia. Ważniejsze było to, czy produkt się dobrze sprzeda, a nie jego wartość artystyczna. Za każdym razem, gdy proponowałam jakiś projekt, byłam proszona o to, by iść na rozmaite kompromisy. Trudno mi było wejść w buty, które mi wówczas proponowano. Wielkie koncerny lubią stawiać na swoim, a ja się temu nie poddaję. Poza tym jestem osobą kompletnie bezukładową, nie interesują mnie zakulisowe gierki. Chcę być uczciwa wobec swoich odbiorców Być może gdybym zdecydowała się pójść drogą łatwą, lekką i przyjemną, dziś konkurowałabym z Dodą, ale nie znalazłam w sobie takiej potrzeby. Zajęłam się studiowaniem psychologii, która jest drugą moją pasją. Zamierzam pracować w tym zawodzie. Płyta „Soni” to taka spontaniczna potrzeba. – Mimo przerwy nie zniknęła

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 27/2008

Kategorie: Kultura