Reporter „Przeglądu” sprawdził internetowe ogłoszenia pań szukających kochanków To naprawdę była mężatka. Ten autentyzm jest godny podkreślenia, bo w internecie ludzie zwykle udają kogoś innego. Ale nie w tym przypadku. Jej anons znalazłem na jednej z wielu stron typu: „Pani pozna pana”. Pozna bez sponsoringu, bo chodzi o strony, na których ogłaszają się panie wykluczające branie pieniędzy za doznania zmysłowe. I często podkreślają, że są mężatkami, uważając widocznie, że to podnosi ich atrakcyjność. Tylko dlaczego mężatki tak chętnie i tak otwarcie szukają podobnych przygód? Otwarcie – bo umieszczają w sieci swoje zdjęcia, na których często pokazują dokładnie wszystko, nawet twarz. W ofercie prezentującej panią, z którą spotkałem się w realu, zdjęcie jest wprawdzie nagie, ale nie wulgarne, trochę z boku, z odwróconą głową, pokazujące ładną figurę i długie zgrabne nogi. W tekście nie było żadnego gawędzenia o tym, co i w jakiej sytuacji nasza ewentualna partnerka chciałaby robić. Tylko informacja, że ma 36 lat, „od zawsze” jest mężatką i szuka dyskretnego pana do zmysłowych spotkań. W ogłoszeniu jest numer, na który trzeba dzwonić (płatny 4,90 zł za minutę plus VAT, więc właściciele tych portali muszą dobrze zarabiać) oraz wewnętrzny, który odbiera już pani z ogłoszenia. Dzwonię więc i proponuję spotkanie, cały czas z przekonaniem, że to musi być lipa i naciąganie na koszty. Pani pyta, ile mam lat, jaki kolor włosów, wzrost, czy noszę okulary. Nie przedłuża sztucznie rozmowy, widać, że nie chodzi jej o to, by rozmówcę jak najdłużej utrzymać przy płatnym telefonie. A często tak się zdarza i jeśli ktoś myśli, że szukanie mężatki w sieci to działalność lekka, tania i przyjemna, grubo się myli. Nigdy bowiem nie ma pewności, kto kryje się pod numerem wewnętrznym, wynajętym w portalu ogłoszeniowym. Czy naprawdę będzie to kobieta, szukająca partnera poza małżeństwem, czy trafimy na zwykły sekstelefon, taki, przy którym urzędowała kiedyś Katarzyna Figura, gdzie panienka będzie nas naciągać na wielominutowe i kosztowne obsceniczne dyrdymały. Bo we mnie jest seks Tych kilka opisanych tu spotkań, do których rzeczywiście doszło, to wynik benedyktyńskiej wręcz pracy autora, który heroicznie, wielkim nakładem sił i środków, przedzierał się przez ostępy internetowego rynku erotycznego. I co chwila wchodził na minę, np. w rodzaju wspomnianych naciągaczek rozwlekających rozmowy do niemożliwości. Fikcyjnych mężatek umawiających się na spotkania i nieprzychodzących, a potem ponaglających SMS-ami, żeby koniecznie do nich jeszcze raz zadzwonić, na numer płatny 4,92 plus VAT, to wszystko wyjaśnią. Rozmówczyń, które pod tym samym numerem wewnętrznym zmieniały się co parę godzin, ale cały czas uparcie twierdziły, że są jedną i tą samą osobą, jak najbardziej mężatką. Zwykłych prostytutek, za którymś razem wreszcie przychodzących na umówione spotkanie i proponujących pójście razem do mieszkań znajomych, które okazywały się burdelami, gdzie wprawdzie panienkom nie trzeba było płacić, ale gorylom rządzącym takimi przybytkami, jak najbardziej, i to słono. A na delikatne uwagi, że raczej nie o to chodziło, mówiły ze świętym oburzeniem: „Ale ja naprawdę jestem mężatką! Czy laska z agencji nie może mieć męża?”. Tak więc komuś, kto pragnie dzięki sieci przeżyć pikantną przygodę z mężatką, trzeba powiedzieć, że to droga prowadząca często na manowce. Autorowi w paru przypadkach udało się doprowadzić do osobistych spotkań z zamężnymi paniami, bo mozolnie usiłował oddzielić ziarno od internetowych plew, ale stuprocentowej pewności przecież nie uzyskał. Aktów małżeństwa nikt mu nie pokazywał, a eksperyment obyczajowy przerywał na tyle wcześnie, że nie zawsze był w stanie ustalić, czy naprawdę spotykał się z panią mającą męża. Co nie zmienia faktu, że mężatki naprawdę ogłaszają się w internecie, chcą się spotykać, zwykle nie chcą za to pieniędzy i można do nich dotrzeć. – Informowanie w internecie, że „mężatka szuka partnera”, służy zwykle przekazaniu komunikatu, że w takich poszukiwaniach nie chodzi o nic trwałego, lecz o seks z zachowaniem anonimowości. Możemy sobie opowiadać o różnych stereotypach dotyczących kobiecości, ale jest pewna grupa kobiet, którym zależy na seksie tylko w jego aspekcie fizycznym. Moje ubiegłoroczne badania grupy 10 tys. internautów obojga płci wykazały, że niemal połowa z nich zdradziła (42% kobiet i 48% mężczyzn) – wskazuje prof. Zbigniew Izdebski, pedagog i seksuolog. Zdaniem psycholog Tatiany Ostaszewskiej-Mosak, wreszcie zaczęło funkcjonować prawdziwe równouprawnienie. Kobiety poczuły się pełnoprawnymi partnerkami, mogącymi pozwolić sobie także na niewierność. – Wskaźnik
Tagi:
Andrzej Musiał









