Gdy stan powietrza powoduje alarm smogowy, rośnie liczba zawałów serca i udarów mózgu. Więcej osób umiera 9 stycznia prezydent Rybnika zdecydował o odwołaniu zajęć lekcyjnych w szkołach. Zalecono noszenie masek przeciwpyłowych. Tego dnia miasto stało się niechlubną europejską stolicą smogu. Poziom zanieczyszczeń wyniósł 860 µg/m sześc. i 17-krotnie przekroczył normę europejską wynoszącą 50 µg/m sześc. W stolicy – po raz drugi w ostatnim czasie – umożliwiono bezpłatne korzystanie z komunikacji miejskiej. Na miasto ruszyły smogobusy – mobilne laboratoria straży miejskiej, które za pomocą specjalistycznego sprzętu badają czystość powietrza. Strażnicy miejscy mogą dzięki nim wykryć np. miejsca, gdzie spalane są odpady, zatruwające powietrze w stolicy. Wszystko po to, aby uchronić mieszkańców przed szkodliwym smogiem i zmniejszyć emisję zanieczyszczeń, których norma tego dnia została przekroczona ponadtrzykrotnie (166,7 µg/m sześc.), a w niedzielę prawie czterokrotnie (197,7 µg/m sześc.). Magistrat Wrocławia zaapelował do mieszkańców o niespalanie śmieci i paliw gorszej jakości w domowych paleniskach, a także o informowanie straży miejskiej, gdyby ktokolwiek wiedział o takim zachowaniu. Tu dopuszczalne zanieczyszczenie przekroczono sześciokrotnie. W Krakowie – gdzie za darmo komunikacją miejską można było jeździć, mając dowód rejestracyjny pojazdu (i zabrać ze sobą tyle osób, na ile samochód jest zarejestrowany) – normy zanieczyszczenia powietrza zostały przekroczone siedmiokrotnie. Gdy nie ma wiatru, a tak było 8 i 9 stycznia, oddychamy tym, co produkujemy na miejscu. Czyli spalinami i dymem powstałym z tego, czym palimy w kominkach i piecach. Najgroźniejsze są pyły zawieszone PM10 i PM2,5. W ich skład wchodzą m.in. bardzo szkodliwe dla zdrowia siarka, metale ciężkie, silnie toksyczne chemiczne związki organiczne. Malutkie cząsteczki pyłów, o średnicy do 10 µm, bez trudu przenikają do układu oddechowego. Jeszcze groźniejsze są pyły PM2,5, które dostają się do układu krwionośnego. Dlatego wszędzie ostrzegano ludzi starszych, dzieci i osoby z chorobami serca oraz układu oddechowego przed wychodzeniem z domu i przebywaniem dłużej na powietrzu. Najważniejsze – informować Prof. Józef Pastuszka z Politechniki Śląskiej w Gliwicach, fizyk i specjalista z zakresu inżynierii i ochrony środowiska, zwraca uwagę na jeszcze inny – obok troski o zdrowie – powód tak drastycznych apeli i ostrzeżeń, które nazywamy alarmem smogowym. (Nazywamy niezbyt ściśle, bo żeby powstał smog, potrzebna jest jeszcze para wodna, mgła. U nas mamy do czynienia ze znacznym wzrostem stężenia zanieczyszczeń). Obecne alarmy to próba wprowadzenia lub spopularyzowania zachowań od lat funkcjonujących na zachodzie Europy, w tzw. starej Unii, gdzie przekroczenie norm zanieczyszczenia powietrza uruchamia rozmaite działania ochronne. My do tego jeszcze nie przywykliśmy, ale powoli zaczynamy wdrażać podobne procedury. Jest taka sugestia z UE, bo skoro bierzemy spore środki z europejskich funduszy na poprawę stanu środowiska naturalnego i podwyższenie świadomości ekologicznej, powinniśmy też się wykazać autentyczną troską o mieszkańców. Czy to znaczy, że wcześniej takie sytuacje również się zdarzały, ale o nich nie powiadamialiśmy? Prof. Pastuszka potwierdza. – Otwarto kanały informacji. Pamiętam, że kiedyś żadne wiadomości na temat stanu powietrza nie mogły się przedostać do opinii publicznej. W instytucie naukowym, w którym pracowałem, działała komisja tajności, tonująca nawet informacje zawarte w referatach naukowych przygotowanych na zagraniczne konferencje. Żyliśmy w nieświadomości, a teraz wahadło wychyliło się w drugą stronę. Zadymione polskie płuca Anna Dworakowska z Polskiego Alarmu Smogowego bardziej radykalnie ocenia ostatnie wydarzenia. Europa broni się przed smogiem, Polacy zaś trują się dalej i nie są informowani o zagrożeniu. – Dotarło do nas, że mamy do czynienia z sytuacją patologiczną. Zaalarmowane smogiem miasta europejskie podejmują działania, my tymczasem śpimy spokojnie, ponieważ u nas poziom alarmowy jest prawie czterokrotnie wyższy niż we Francji czy Włoszech. W Paryżu alarm smogowy wprowadza się przy stężeniu pyłu PM10 na poziomie 80 µg/m sześc., w Polsce – przy 300 µg/m sześc. Polski Alarm Smogowy przeanalizował zanieczyszczenie powietrza w sześciu miastach w roku 2016. Efekty? To, co w Paryżu uznaje się za największy smog od dekady, w Polsce jest na porządku dziennym, a władze nie informują mieszkańców o zagrożeniu. W ubiegłym roku w Warszawie i Łodzi było odpowiednio osiem i dziewięć dni z zanieczyszczeniem










