Co się dzieje, kiedy spotka się siedem osób? Włosi rozmawiają o piłce nożnej, Francuzi mówią o miłości, a Niemcy zakładają stowarzyszenie Korespondencja z Berlina Najpierw Renate, urzędniczka w średnim wieku, wywiesiła na tablicy w supermarkecie ogłoszenie: „Szukam koleżanek do wspólnego gubienia wagi”. Zgłosiły się Elke, mama na urlopie wychowawczym, Barbara i Ulla, wykonujące wolne zawody, a kilka miesięcy później dołączyły księgowa, bezrobotna i sprzedawczyni. Zaprzyjaźniły się i zaczęły uprawiać nordic walking. Najpierw w parku, dwa razy w tygodniu, a potem coraz częściej i dalej. Kiedyś odkryły, że niedaleko Berlina odbywa się maraton chodziarzy. Prawdziwy, z nagrodami. Zgłosiły się jako Nordic Walking Club Mariendorf. Zamówiły w pobliskim zakładzie czapeczki z własnoręcznie zaprojektowanym logo klubu i tydzień później maszerowały w nich na trasie maratonu. Na brak możliwości manifestowania zainteresowań i przekonań Niemcy narzekać nie mogą. Konstytucja zapewnia im wolność zrzeszania się w organizacjach o charakterze pokojowym w dowolnym miejscu, o każdej porze dnia i nocy. Najwyraźniej jednak potrzebują czegoś jeszcze, aby korzystać z tego prawa: statutu, zarządu i nazwy. Stąd wysyp stowarzyszeń, Vereine. Pół etatu dla związku Siedem osób w kraju nad Renem to już poważna reprezentacja społeczna, oczywiście wtedy, kiedy dzielą wspólne zainteresowania, np. nordic walking. Choć równie dobrze może to być miłość do samochodów lub wręcz przeciwnie, niechęć do nich, a także zamiłowanie do królików, długich bród czy tulipanów. Siedem osób to minimum, które ze zwykłej grupy znajomych czyni podmiot prawny i pozwala dołączyć do nazwy magiczne literki e.V. – eingetragenes Verein, zarejestrowane stowarzyszenie. To wymóg ostrzejszy niż we Francji czy w Belgii, gdzie do zarejestrowania stowarzyszenia wystarczą trzy osoby. Jednak właśnie Niemcy zrzeszają się najczęściej. Statystyki pokazują, że pod względem liczby stowarzyszeń są mistrzami Europy! Jedno przypada na 138 mieszkańców. Średnio więcej niż co drugi obywatel jest w jakimś stowarzyszeniu, wielu ma po kilka legitymacji członkowskich. Istnieje nawet specjalne określenie człowieka, który nie wyobraża sobie życia bez stowarzyszeń – Vereinsmeier. Związkoholizm to coraz poważniejszy problem, jak wskazują liczne zapytania na forach internetowych. „Co mam robić, gdy mój mąż zamiast spędzać czas w domu ciągle chodzi na zebrania klubowe?”, radzą się głównie żony i partnerki, bo to najwyraźniej mężczyźni są szczególnie podatni na tę przypadłość. 27 godzin pracy w tygodniu to więcej niż pół etatu. Tyle czasu zabierają Ralfowi Kraakowi z Berlina obowiązki w stowarzyszeniach. Liczba mnoga nie jest przypadkowa – Kraak należy do trzech. 72-letni emerytowany pedagog pisze wnioski, wydaje stowarzyszeniowe biuletyny, oprowadza młodzież. Nie narzeka: – Ciągle poznaję coś nowego i wciąż mam co robić. Związkową aktywność zaczął jeszcze w szkole, w Niemczech Zachodnich. Najpierw związek lekkoatletyczny, potem stowarzyszenie muzyczne i chór. Po zjednoczeniu kraju doszedł związek filatelistyczny w Salzgitter. Gdy Kraak przeniósł się do Berlina, natychmiast sprawdził, gdzie w stolicy są stowarzyszenia filatelistów. Były w każdej części miasta, ale zaprzyjaźnione z tym w Salzgitter pechowo miało siedzibę w odległej od nowego mieszkania dzielnicy Tempelhof. Więź stowarzyszeniowa wygrała, Kraak do dziś regularnie jeździ na zebrania, mimo że podróże są czasochłonne. – Ostatni spis sprzed trzech lat wykazał, że w Niemczech jest prawie 600 tys. stowarzyszeń – mówi Peter Knuff ze związku tych organizacji, Bundesverband Deutscher Vereine & Verbände e.V. – Trzeba jednak pamiętać, że oprócz zarejestrowanych są jeszcze setki grup nieujętych w żadnych spisach. Czasem dlatego, że brakuje wymaganej siódmej osoby, albo dlatego, że zmiana osobowości prawnej nikomu nie jest potrzebna. Przynajmniej przez jakiś czas. Z rejestracji rezygnują zwykle małe stowarzyszenia, które nie mają wydatków i którym nie zależy na ułatwieniach finansowych. Spotykają się tylko towarzysko, tak jak Nordic Walking Club Mariendorf, którego członkinie o e.V. jeszcze nie myślą, czy rezydujący w tym samym parku weekendowy kilkudziesięcioosobowy Stammtisch (stały stół) modelarzy, budujących miniatury ślizgaczy i jachtów. Kontrolerzy pojemności kufli do piwa Analiza najpopularniejszych stowarzyszeń ukazałaby obraz, który z funkcjonującym w Polsce stereotypem nieczułego, skąpego i nudnego Niemca ma niewiele wspólnego. Nasz zachodni sąsiad pomaga potrzebującym, lubi sport, walczy z niesprawiedliwością, a pozostały czas poświęca swoim
Tagi:
Agnieszka Hreczuk









