Minął czas komisarzy

Minął czas komisarzy

Historia Gminy Centrum uczy, że w polityce trzeba umieć nie tylko wygrywać Samorząd warszawski lat 90. i przełomu tysiącleci – jaki był, jaki jest, jaki będzie? Akceptowany czy potępiany, skuteczny czy mało decyzyjny, dynamiczny czy niemrawy, bulwersujący czy oklaskiwany, twórczy czy destrukcyjny? Można by przytoczyć jeszcze wiele określeń; wszystkie one byłyby prawdziwe, ale jednocześnie żadne nie oddaje do końca prawdy o samorządzie warszawskim. Źródła problemu Niewątpliwie historia tego samorządu na przestrzeni ostatnich lat jest skomplikowana i o tym stanowią przynajmniej dwie kwestie. Po pierwsze, skomplikowane prawo ustalające kształt samorządu w Warszawie. Oryginalna Ustawa Warszawska z 1993 r. wprowadziła swoisty eksperyment co do ustroju miasta: jedna wielka Gmina Centrum i 10 mniejszych lub całkiem małych oraz unia personalna prezydenta miasta i burmistrza Gminy Centrum. Taka konstrukcja miała zapewnić dynamiczny rozwój miasta, pełną koordynację zadań oraz właściwą zdolność finansową. Ale tych celów nie zapewniła. Ustawa, od początku krytykowana, weszła jednak w życie i gmatwa je warszawiakom do dziś. Pamiętam, jak nieżyjący już wojewoda Bogdan Jastrzębski przyjechał na ul. Rozbrat do SLD skonsultować zapisy ustawy. Usłyszał wówczas opinie pełne krytyki, ale stwierdził, że nic już nie można zmienić. Swoisty rodzaj konsultacji! Więc mamy złą ustawę, taką prawną prowizorkę, trwającą do dzisiaj. Po drugie, polityczny układ wynikający z kolejnych wyborów samorządowych. Wybory z 1994 r. stworzyły warszawską scenę polityczną złożoną – z grubsza biorąc – z trzech formacji politycznych: – „ruchomej prawicy” – ruchomej, tzn. ciągle dzielącej się lub łączącej, złożonej z różnych prawicowych partii i partyjek o często zmieniających się nazwach; – partii środka warszawskiej sceny – Unii Wolności, w gruncie rzeczy bliższej prawicy, ale przez warszawską prawicę znienawidzonej, partii pragmatycznej w działaniu, stworzonej – w swoim mniemaniu – tylko do rządzenia; – powracającej w 1994 r. lewicy, rosnącej z roku na rok w siłę, coraz pewniejszej poparcia społecznego, formacji uchodzącej w Warszawie za najlepiej zorganizowaną, konsekwentną w działaniu, budzącą nadzieję swoją fachowością, rozsądkiem i przyjaznym stosunkiem do ludzi. Taki układ polityczny nie pozwalał – a jest to aktualne do dziś – żadnej z tych partii rządzić Warszawą samodzielnie. Aby stworzyć władze wykonawcze, trzeba było budować koalicje; trudne, bo nawet one nie zawsze dawały odpowiednią, stabilną większość. Niewątpliwie pierwsze takie koalicje, te z roku 1994, były najbardziej zaskakujące, przez niektórych zwane „zwierzęcymi”. Zaskakujące, bo bodaj jako pierwsze w Polsce łączyły formacje „postsolidarnościowe” z formacją „postkomunistyczną”, żeby użyć nazewnictwa wtedy popularnego, choć na pewno zbyt uproszczonego. Trudno w krótkim tekście pokazać złożoność stosunków politycznych, całość procesów budowy władz wykonawczych, ale może krótki opis wyborów kolejnych prezydentów stolicy da dobry obraz stopnia komplikacji. Prezydent za prezydentem Mieczysław Bareja został wybrany prezydentem Warszawy po 4-miesięcznych grach politycznych. Po wyborach 1994 r. Unia Wolności nie myślała o koalicji z SLD. Chciała, abyśmy zgodzili się na wybór unijnego prezydenta (w grę w chodził Michał Boni), nie proponując nic w zamian. Część radnych prawicy zaproponowała nam rozmowy. Efektem tych rozmów był wybór Barei na prezydenta. Prawnik, sędzia, ówczesny przewodniczący Okręgowej Komisji Wyborczej w Warszawie, człowiek bez żadnego doświadczenia samorządowego. Wybór Barei utarł nosa unitom – nagle znaleźli się w opozycji. Zaproponowali nam koalicję – bez Barei. Była to propozycja rozsądna, bowiem układ z Bareją nie gwarantował skutecznej większości zdolnej dłużej zarządzać miastem. Marcin Święcicki – tę kandydaturę wybraliśmy spośród kilku przedstawionych przez Unię. Święcicki – członek UW, ale przedtem sekretarz KC PZPR – zdawał się gwarantować dobrą współpracę zarówno z nami, jak i z Unią. Jednak – jak się potem okazało – zaprzepaścił tę szansę po obu stronach. Był jednak prezydentem koalicji SLD-UW, wówczas ocenianej jako niezwykle odważna; niewielu wróżyło jej dłuższy żywot, a przetrwała do końca kadencji. Paweł Piskorski – jedyny dwukrotnie wybierany na funkcję prezydenta Warszawy. Pierwszy raz w roku 1998, bez udziału SLD. UW zawarła koalicję z AWS, na wzór zawartej rok wcześniej koalicji parlamentarnej. Ale

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 36/2001

Kategorie: Opinie
Tagi: Jan Wieteska