Minęły trzy lata…

Minęły trzy lata…

Chciałem zawsze, żeby ludzie mnie czytali – Paraliżuje mnie niagara słów, piramidy słów, publikowanych bez miary. Teraz w gazetach nawet aktorki i piosenkarki występują w roli Heideggerów. Każdy wie wszystko. A ja nie wiem wszystkiego…. Jestem znany, popularny czy nawet sławny między Wartą, Wisłą a Odrą… i jestem nieznany. Czytany nieuważnie… Napisałem na 60-lecie odzyskania niepodległości utwór „O wojnę powszechną ludów prosimy cię panie (Głos anonima)”. Jest to mój najlepszy scenariusz dla widowiska telewizyjnego. Leży bezużytecznie. Pies z kulawą nogą nie zwrócił się do mnie z propozycją, żeby to zrealizować. A mówi się często, że nie ma aktualnych sztuk… Jest aktualna wciąż komedia „Pogrzeb po polsku” grana jeden jedyny raz, 30 lat temu, w teatrze we Wrocławiu, poza tym nigdzie w Polsce… Niech pani nie myśli, że jestem autorem, który się żali i wypłakuje na pani piersi. Chodzi o to, że ja chciałem zawsze, żeby ludzie mnie czytali, żeby wiedzieli, że pewne problemy, które się teraz pojawiają w dziennikach, telewizyjnych i prasowych, poruszałem, przeczuwałem ćwierć wieku temu i pół wieku temu. Dekonstrukcję próbowałem wprowadzać w praktyce, w poezji, już w latach 40., a teraz nagle mówi się, że dekonstrukcja w teatrze czy teatr dekonstrukcji to jakieś objawienie. Napisałem wiersze o śmierci idei, o zmierzchu idei, prawie nikt nie zauważył. Nie! Musieli czekać pół wieku, aż im to Fukuyama powie. Ja się pani nie wypłakuję, tylko mówię: Na miłość boską, przeczytajcie raz uważnie moje wiersze, sztuki i opowiadania. (wybrane z wywiadu zamieszczonego w „Przeglądzie” nr 2/2001) Od czasu Busoli Tadeusz Różewicz jako pierwszy (między pierwszymi) otrzymał naszą Busolę. Było to w grudniu 2000r. Od tamtej pory wydał trzy książki: gruby tom poezji i prozy „Uśmiechy” (pięknie wydany, z ilustracjami Jerzego Tchórzewskiego), tomik poetycki „Nożyk profesora” (tu ciekawostką edytorską jest dołączenie maszynopisu-rękopisu z licznymi poprawkami Autora; możemy badać „anatomię wiersza”, zbliżyć się nieco do tajemnicy Jego poezji) oraz najnowszy tomik „Szara strefa””, który w znacznej części stanowi „wierszowaną publicystykę” dotyczącą problemów współczesnej rzeczywistości i zachodzących w niej (i w nas) przemian. Wszystkie trzy książki, szeroko omawiane w prasie, ukazały się nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego – podobnie jak ilustrowana monografia „Różewicz” pióra Zbigniewa Majchrowskiego, z serii „A to Polska właśnie”. W tym czasie Poeta został uhonorowany Nagrodą Nike za książkę „Matka odchodzi” (2000 r.) oraz Główną Nagrodą Literacką Bośni i Hercegowiny (2002). W roku 2000 tytuł doktora honoris causa przyznał Mu Uniwersytet Jagielloński, w roku 2001 – Uniwersytet Warszawski (Uniwersytet Wrocławski w 1991 r., a Śląski oraz Opolski – w 1999 r.) W ciągu ostatnich trzech lat na scenę trafiły Jego sztuki: „Do piachu” (Teatr TV), „Kartoteka” (Olsztyński Teatr Lalek; Teatr Śląski, Katowice; Teatr Polski, Bydgoszcz), „Kartoteka rozrzucona” (Teatr TV), „Moja córeczka” (Teatr TV), „Na czworakach” (Teatr Narodowy, Warszawa), „Odejście Głodomora” (Teatr im. Osterwy, Gorzów), „Recycling” (Wrocławski Teatr Lalek), „Spaghetti i miecz” (Stary Teatr, Kraków), „Stara kobieta wysiaduje” (Teatr TV), „Śmieszny staruszek” (Teatr im. Norwida, Jelenia Góra; Wrocławski Teatr Lalek). Poeta w cytowanym wyżej wywiadzie skarży się, że jest czytany nieuważnie. Czy ma rację? Przypomnijmy, że już ponad 40 lat temu w „Żarcie patetycznym” pisał: nie do potomnych kieruję te słowa Mówię do polityków którzy mnie nie czytają mówię do biskupów którzy mnie nie czytają mówię do generałów którzy mnie nie czytają mówię do tzw. „prostych ludzi” którzy mnie nie czytają będę mówił do wszystkich którzy mnie nie czytają nie słuchają nie znają nie potrzebują Oni mnie nie potrzebują ale ja ich potrzebuję Panie Tadeuszu! Tu się Pan myli! Może „Oni” Pana nie potrzebują, ale my – potrzebujemy! Pana głos nie jest cichy i bez znaczenia jak wiatr dmący przez osty… Czytamy Pana, słuchamy – i kochamy. Wielkim Poetom zawsze się wydawało, że ich „nikt nie czyta”… Że siła fatalna ich talentu dopiero po śmierci będzie gniotła (niewidzialna), odkryta przez późnego wnuka… Często, niestety, mieli rację. Ale ta „wróżba” nie zawsze się sprawdza… I jeśli ktoś wpisuje się w marzenie Norwida – „Miło być od swojego czasu zrozumianym, / Przyjętym od epoki, stąd tak czytywanym, / Iż żaden odcień słowa nie tonie w papierze”

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 47/2002

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska