Misja „Osiecka”

Misja „Osiecka”

Powiem państwu otwarcie, ja osobiście nigdy nie oglądam seriali, bo uważam, że nie. Nieosobiście, to co innego; jestem widzem biernym. Wszyscy wokół mnie seriale oglądają, ba, zdaje się, że nie oglądają niczego innego, potem gadają o serialach, piszą o serialach, czytają o serialach, kłócą się o seriale – a ja, nie chcąc pogłębiać swojej aspołeczności, przesiąkam dymem wokółserialowych pogwarek. A potem wracam do domu i wrzucam natychmiast wszystek odzież do pralki, aby Żona nie nabrała podejrzeń. Ona też nie ogląda, nieoglądająca natychmiast wyczuje oglądającego, zaraz mi będzie wyrzucać, że czas mitrężę, zamiast coś pisać lub choćby reperować; wnet będzie sobie pokpiwać: „Tylko mi nie tłumacz, że oglądałeś, ale się nie wciągałeś”. Niby wie, że nie oglądam, razem próbowaliśmy niejeden raz i odkrztuszaliśmy seriale po kwadransie, czasem po połowie pierwszego odcinka, tymczasem nasi znajomi, a nawet przyjaciele wykupują całe sezony i uprawiają binge-watching, czyli kompulsywne oglądanie. Mój zakres uwagi ustabilizował się w granicach formatu pełnometrażowych fabuł kinowych. Jak coś się przeciąga ponad dwie godziny, z bardzo nielicznymi wyjątkami dzielę projekcję, czasem nawet na parę dni; wyobrażenie sobie kompulsywnego pożerania całego serialowego sezonu naraz jawi mi się jako sezon w piekle. Zacząłem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 04/2021, 2021

Kategorie: Felietony, Wojciech Kuczok