Młodzi, bezwzględni, źli

Młodzi, bezwzględni, źli

Jeszcze nigdy przestępczy półświatek nie był tak brutalny jak na przestrzeni ostatnich dwóch lat Niemal przez całe lata 90. sytuacja w rodzimym podziemiu była klarowna. Pozycje liderów zdobyły gangi z centralnej Polski – „Pruszków” i „Wołomin”, z którymi współdziałały – w różnych konfiguracjach – mniejsze grupy: „Oczki” z Pomorza Zachodniego, „Krakowiaka” z Górnego Śląska i „Carringtona” z Dolnego Śląska. Kres przestępczej hossy i ustalonego porządku nastał wraz z końcem dekady – dziś mijają już trzy lata, od kiedy policji i prokuraturze udało się rozbić najważniejsze i najgroźniejsze gangsterskie struktury. – Część bossów, jak Andrzej Kolikowski, „Pershing”, czy Marian Klepacki, „Klepak”, nie uniknęła odstrzału. Inni, jak Andrzej Zieliński, „Słowik”, lub Henryk Niewiadomski, „Dziad”, siedzą w pudle – mówi oficer operacyjny Komendy Stołecznej Policji. – Jednak w błędzie był ten, kto sądził, że pozbawione szefów podziemie przestanie istnieć. Bo w tym fachu natura nie znosi próżni. Na miejsca starych bossów napalili się drugo- i trzeciorzędni gangsterzy. Skrzyknęli więc własne ekipy i sięgnęli po schedę. A że pretendentów było wielu, rozpętała się prawdziwa wojna. Największym placem boju, który z całą siłą rozgorzał w 2002 r., stały się Warszawa oraz m.in. Pruszków, Błonie, Grodzisk i Ożarów Mazowiecki. Stolica – bowiem to właśnie w niej robi się największe interesy na handlu narkotykami, kradzionymi samochodami i sprzętem komputerowym, na haraczach, prowadzeniu agencji towarzyskich i instytucji parabankowych. Okoliczne miasteczka – dlatego że to z nich rekrutowali się członkowie starych gangów i nowo powstających grup. O ile jednak wcześniejsze potyczki gangsterskie miały bardziej „cywilizowany” charakter – polegały np. na wysadzaniu, wyłącznie na postrach, pustych restauracji, pubów czy samochodów – o tyle nowa wojna przybrała bardzo brutalne oblicze. – W czasach „Dziada” czy „Pershinga” decyzja o odstrzeleniu konkurenta była ostatecznością – twierdzi mój rozmówca z KSP. – Facet musiał nieźle narozrabiać, by zasłużyć sobie na kulkę. Dziś mordowanie członków innych grup to standard – najszybsza i najskuteczniejsza metoda powiększania własnej strefy wpływów. Nowy porządek Od początku 2002 r. w bandyckich porachunkach zginęło co najmniej 20 stołecznych gangsterów, a drugie tyle odniosło rany. Po kilkunastu innych ślad zaginął. – W najlepszym razie żyją w ciężkim strachu, ukrywając się przed konkurentami, w najgorszym – od dawna gryzą ziemię – wtrąca inny oficer, funkcjonariusz Centralnego Biura Śledczego. Z kilkunastomiesięcznych bojów wyłania się nowy gangsterski porządek – miano najsilniejszego zyskuje tzw. gang mokotowski, stworzony przez Andrzeja H., „Korka”, weterana gangsterki, działającego niegdyś pod skrzydłami „Pruszkowa”. „Korek” rękoma swoich ludzi spacyfikował próby reaktywowania „Pruszkowa” i „Wołomina”. Zmarginalizował również kilka innych grup, w tym tzw. grupę żoliborską, rosnącą w siłę po likwidacji gangów matek. Ale nie było łatwo… 31 maja 2002 r. w barze warszawskiego centrum handlowego Klif zastrzelono dwóch i raniono jednego członka grupy mokotowskiej. Niespełna dwa miesiące później od strzałów w plecy zginął Tomasz S., ps. „Komandos”, jeden z najbliższych współpracowników „Korka”. Jednak największe spustoszenie w szeregach „Mokotowa” zrobił… sam „Korek”, a właściwie jego prywatne komando dowodzone przez niejakiego „Wojtasa”. We wrześniu 2002 r. koło własnego bloku przy ul. Wilanowskiej w Warszawie zabito Krzysztofa K., „Benka”. Trzy miesiące później w garażu na warszawskim Ursynowie zastrzelono Tomasza P., „Tomsona”. Zaś w styczniu 2003 r. w mieszkaniu na Mokotowie policjanci znaleźli ciała Anny S. i Piotra S. – oba z przestrzelonymi głowami. – Zabito ich, bo próbowali się usamodzielnić – wyjaśnia policjant z KSP. – Wydawało im się, że można wykiwać starego wyjadacza „Korka”. Przeliczyli się. Na dobre i na złe – Niedoświadczone żółtodzioby – wzdycha ów oficer. Jak większość trudniących się dziś gangsterką – dodam. Fala aresztowań sprzed trzech, czterech lat objęła bowiem nie tylko bossów podziemia, ale również ich ochroniarzy i żołnierzy. Efekt? O ile na początku lat 90. średnia wieku w zorganizowanym bandyckim fachu przekraczała trzydziestkę, dzisiaj wynosi 22-25 lat. I nadal spada, o czym policjanci przekonują się przy okazji kolejnych zatrzymań. – Nie zazdroszczę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2004, 2004

Kategorie: Kraj