Moja chata z kraja

Moja chata z kraja

Najpierw „dobra zmiana” stawała na głowie, żeby Polska z kraju dla przybyszów względnie gościnnego, otwartego i tolerancyjnego zmieniła się w zamkniętą twierdzę. Jeszcze bez murów. Ale i to można sobie wyobrazić, słysząc trwające non stop ujadanie prawicowych polityków i najętych przez nich mediów. Atmosfera nagonki na obcych jest już taka, jakby do naszych granic zbliżały się hordy barbarzyńców, terrorystów i gwałcicieli. Taki jest język władzy. Od prezydenta i premier po ostatni szereg polityków PiS. A także ultrapatriotów i narodowców. Tak rozhuśtali nastroje, że dziś większość Polaków nie chce słyszeć o przyjmowaniu uchodźców. A skoro naród nie chce, to politycy tym bardziej. Rozum i odpowiedzialność nie są cnotami polityków. Jeśli politycy jeszcze czegoś się boją, to wyników sondaży i wystąpień ulicznych. Wiedzą przecież, że mają słaby mandat do sprawowania władzy. Że wystarczy kilka poważniejszych błędów, by suweren ich opuścił. Kampania przeciwko uchodźcom, jaką zorganizowało PiS, jest w grupie błędów największych. Najgłupszych i dla Polski w długim planie najbardziej szkodliwych. Unia Europejska wygrzebie się z kryzysowego dołka. I to szybciej, niż polscy zwolennicy jej rozpadu myślą. A my będziemy musieli bardzo mocno przemyśleć, co takiego z nami się stało, że większość Polaków nie chce przyjąć 7 tys. uchodźców.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2017, 21/2017

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański
Tagi: Polacy, uchodźcy