Moja mama umarła przez PiS

Moja mama umarła przez PiS

REFLEKSJE PESYMISTY

Przeczytałem niedawno rozmowę Krystyny Jandy z Tomaszem Lisem. Wielka aktorka mówi: „Ja myślę, że PiS zabił kilka osób. Moja matka umarła przez PiS. W pewnym momencie zrobił się guz i już tego nie wytrzymała. (…) Moja matka spędzała ostatni rok życia cały czas przed telewizorem, denerwując się do tego stopnia, jakby nie mogąc się pogodzić ze wszystkim, co słyszy, że moim zdaniem niestety umarła od tego”. Czytałem, nie dowierzając: o kim mówi Krystyna Janda? Przecież to jest o mojej mamie.

Był 3 maja 2007 r. Święto narodowe. Pisowskie szaleństwo weszło w apogeum. Premier Jarosław Kaczyński opowiadał o ludziach, którzy – wyjeżdżając w czasach PRL na Zachód – stawali się automatycznie „zahaczeni o bezpiekę”. Prezydent Lech Kaczyński twierdził, że inteligent przeciwstawiający się lustracji przestaje być inteligentem. Mama cały dzień słuchała telewizji. Myślała o mnie, bo w czasie PRL wyjeżdżałem na Zachód z paszportem służbowym z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Myślała o mnie, bo w III RP krytykowałem lustrację. Nie mogła uwierzyć, że władze wolnej Polski mogą insynuować, że jej syn był niemal-kapusiem. Oraz że nie jest inteligentem.

„Siedziałam w fotelu, przykuta do ekranu – mówiła mi wieczorem – nie chciałam tego słuchać, ale nie byłam w stanie oderwać się od telewizora. Głowa mi puchła”. Wróciłem właśnie z wycieczki w Beskid Żywiecki i słuchałem mamy z pewnym roztargnieniem. Czemu tak stale się przejmuje? Ja byłem na wszystko odporny: na lustracyjny obłęd, na obelgi, jakie na mnie spadały, na pogróżki, jakimi mnie częstowano. Powiedzieliśmy sobie z mamą „dobranoc”. Rano zadzwonił ojciec. Mamie odjęło władzę w nogach.

Szpital jeden, drugi i trzeci. Mama rześka i pogodna, ale na nogach wciąż nie może ustać. Lekarze rozkładają ręce. Zawieźliśmy więc mamę do domu. Do jej własnego łóżka. Ale tu jej się pogorszyło: nie była w stanie mówić, z wysiłkiem chrypiała. Potem zaczęła się dusić. Karetka znów zawiozła ją do szpitala – mama została zaintubowana. Po paru dniach zatelefonowała do mnie siostra. Znała już diagnozę: to był rak. Dla mamy nie było ratunku.

Czy była ofiarą PiS? Nowotwór z pewnością zżerał ją od długiego czasu. Ale od jak długiego? Rządy tamtego, „pierwszego PiS”, trwały już dwa lata – czy to przez ten czas rak się rozwinął? I jak to się stało, że organizm mamy tak się załamał? Mama nigdy nie przeszła operacji, a w szpitalu leżała tylko wtedy, gdy rodziła mnie i siostrę. Mąż lekarz, mój ojciec, czuwał nad nią każdego dnia. Ale teraz medycyna była już bezradna. Odłączono mamę od respiratora, nakarmiono sterydami. Mama znowu odżyła i tylko my, rodzina, wiedzieliśmy, że polepszenie jest chwilowe. 9 czerwca rozmawialiśmy po raz ostatni, katastrofa przyszła zaraz potem, w nocy. Mama zapadła w śpiączkę, z której już się nie wybudziła. Leżała w szpitalu nieprzytomna półtora miesiąca. Zmarła 18 lipca.

Czy była ofiarą PiS? Staram się zrozumieć optykę jej generacji – „pokolenia Kolumbów”. Przed wojną ci ludzie wzrastali w kulcie odzyskanego państwa. W czasie okupacji konspirowali i walczyli, ryzykowali życiem. Po wojnie, z całym swoim antykomunizmem, starali się coś zrobić dla Polski – aż do Solidarności. To wszystko było udziałem mojej mamy. Kuzynka Jana Bytnara „Rudego”, przyjaciółka Stanisława Dydy, konspiratora rozstrzelanego po wojnie, wielbicielka PSL Stanisława Mikołajczyka, nie była w stanie tolerować łże-patriotyzmu naszych czasów. I nie mogła się odnaleźć w klimacie pisowskiej nienawiści. Rozumieliśmy się z mamą bez słów. Zaraz po jej śmierci wydałem książkę „Rozkosze lustracji”, którą jej zadedykowałem: „Wiernej towarzyszce mych bojów z lustracją”.

Bo dla mojej mamy odrzucenie pisowskiej lustracji było kwestią nie tylko zasad, ale może przede wszystkim smaku. Gdyby jednak z zachowanej dokumentacji medycznej okazało się dzisiaj, że łączenie tej śmierci z PiS nie jest uzasadnione, i tak nie może to zmienić mojej świadomości: pamięci o telewizyjnej torturze mamy w święto 3 Maja i o początku jej choroby rankiem dnia następnego. Te fakty przedziela przecież najwyżej 12 godzin. Dwuipółmiesięczne umieranie mojej mamy zaczęło się od PiS.

Nie znam osobiście Krystyny Jandy, podziwiam tylko od lat jej wspaniałe aktorstwo. Ale wiem, że jesteśmy rówieśnikami. I wielce prawdopodobne, że rówieśniczkami były też nasze mamy. Ich odporność, wytrzymałość starego człowieka okazały się na Polskę pisowską zbyt słabe. My żyjemy. Ale nasze mamy umarły przez PiS.

a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl

 

Wydanie: 2023, 39/2023

Kategorie: Andrzej Romanowski, Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy