Zmusili Orbána do wycofania Budapesztu z wyścigu o igrzyska olimpijskie, a teraz tworzą partię. Czy poruszą węgierską scenę polityczną? Jeśli polską scenę partyjną nazywa się zabetonowaną, to jeszcze radykalniej trzeba by oceniać sytuację na Węgrzech. Tam rządzący Fidesz premiera Viktora Orbána skonsolidował władzę jeszcze bardziej niż PiS Jarosława Kaczyńskiego nad Wisłą (przede wszystkim dzięki skutecznemu przeforsowaniu reformy konstytucyjnej). Obu panom w ustanowieniu monopolu bardzo pomógł rozkład partii lewicowych, dodatkowo Orbán może w każdej chwili użyć straszaka w postaci skrajnie prawicowego, ksenofobicznego Jobbiku, który stanowi dużo bardziej realną siłę polityczną niż nasi narodowcy. Węgierski premier niejednokrotnie podkreślał, że jego partia jest główną zaporą przed dalszym wzrostem znaczenia Jobbiku, sobie przypisując zasługi w „poskramianiu” radykałów. W dodatku, w przeciwieństwie do ekipy Kaczyńskiego, obóz Orbána jest u władzy na tyle długo, by wprowadzone przez niego prawa działające na szkodę opozycji wystarczająco osłabiły potencjalnych rywali. Jeśli dodamy do tego szeroko zakrojony plan wybicia zębów organizacjom pozarządowym, głównie poprzez nałożenie ciasnych filtrów na finansowanie ze źródeł zagranicznych, zarysuje się nam autostrada do władzy niemal absolutnej. Potknięcie na igrzyskach W momencie gdy wydawało się, że Orbán długo pozostanie niezagrożony, na węgierskiej scenie politycznej coś drgnęło. Wstrząs był oddolny, wywołany sprzeciwem społecznym. Punktem zapalnym okazał się start Budapesztu w wyścigu o organizację igrzysk olimpijskich w 2024 r. Orbán był wielkim zwolennikiem tej kandydatury, uzasadniając ją „narodowym marzeniem i krokiem ku światowej rozpoznawalności”. Nie był zresztą osamotniony – choć z reguły poważnie skłócone, tym razem niemal wszystkie partie polityczne poparły jego inicjatywę. Kiedy w 2015 r. głosowano nad oficjalnym wysunięciem kandydatury Budapesztu, wniosek poparło 92% radnych stolicy i 80% deputowanych w parlamencie – takich wyników nie dałoby się uzyskać bez znaczącego poparcia opozycji. Jednocześnie organizacje pozarządowe zajmujące się walką z korupcją alarmowały, że jednym z głównych powodów zgłoszenia stolicy Węgier do wyścigu miały być ogromne korzyści majątkowe, jakie odniosłaby niezwykle gęsta sieć spółek państwowych i miejskich, w których usadowili się członkowie rodziny i najbardziej zaufani ludzie premiera. Od samego początku kandydatura budziła szeroki sprzeciw społeczny – Węgrzy bali się, że organizacja olimpiady pochłonie ogromne kwoty i wpędzi kraj w jeszcze większy deficyt. Dlatego zaczęli się jednoczyć wokół idei wywarcia presji na komitet organizacyjny. Najważniejszy w całym tym sporze okazał się jednak jego skutek – sprzeciw przyjął zinstytucjonalizowaną formę, przeobrażając się w ruch, zwany Momentum. Początkowo organizacja założona przez dziewięciu aktywistów domagała się referendum w sprawie igrzysk, w którym mieliby się wypowiedzieć mieszkańcy stolicy. Z czasem jednak potencjał ruchu okazał się tak duży, że coraz śmielej zaczęto mówić o bezpośrednim wycofaniu kandydatury. Pod koniec lutego Momentum ogłosiło, że petycję w sprawie organizacji plebiscytu podpisało 266 151 osób, czyli niemal 16% mieszkańców Budapesztu z ważnym prawem głosu. Z takim wyrazem sprzeciwu władze musiały zacząć się liczyć – mimo że Orbán oskarżał ich o „zdradę narodowego marzenia”, liderzy Momentum publicznie domagali się wycofania Budapesztu z wyścigu. I dopięli swego – 1 marca kandydatura została oficjalnie anulowana. Polityka wartości Momentum postanowiło przekuć swój obywatelski sukces w szansę poruszenia skostniałej sceny politycznej. Organizacja poszła za ciosem i w zeszłym tygodniu oficjalnie przekształciła się w partię. Na pierwszym formalnym zgromadzeniu oszałamiającym wynikiem 140:0 na przewodniczącego partii został wybrany András Fekete-Győr, 28-letni prawnik i działacz społeczny, jeden z dziewięciu ojców założycieli Momentum w 2015 r. i lider kampanii NOlimpiada, która doprowadziła do wycofania kandydatury węgierskiej stolicy. Zaraz po oficjalnej rejestracji i wyborze przewodniczącego Momentum ogłosiło, że zamierza wystawić swoich kandydatów we wszystkich 106 okręgach w następnych wyborach parlamentarnych, zaplanowanych na rok 2018. Choć zdecydowanie za wcześnie prorokować, czy młodym aktywistom (większość członków ruchu to 20- i 30-latkowie) uda się zrzucić ze szczytu Orbána i Fidesz, wielu ekspertów stawia tezę, że mogą trwale zmienić krajobraz partyjny na Węgrzech. Tamás Boros z Policy Solutions, firmy doradczej zajmującej się










