Monodram jest kobietą

Monodram jest kobietą

Wśród premier spektakli jednoosobowych zdecydowana większość to spektakle aktorek

Wniosek nasuwa się sam – z dziesięciu produkcji zaprezentowanych w tym roku na festiwalu monodramów w Toruniu aż osiem przedstawiły aktorki. Na dodatek laury w poprzedzającym festiwal konkursie interpretacji teatralnej dla dzieci i młodzieży zdobyły wyłącznie dziewczyny. Można to zjawisko zaobserwować nie tylko na festiwalach. Wśród premier przedstawień jednoosobowych zdecydowana większość to spektakle aktorek. Zawsze były one widoczne na scenie tego najmniejszego teatru, ale teraz wyraźnie dominują. Nie ma więc żadnej przesady czy kokieterii w stwierdzeniu, że monodram jest kobietą.

Przy czym dobór spektakli na ten wyśmienity pod względem artystycznym przegląd teatrów jednego aktora pod dyrekcją Wiesława Gerasa uświadomił, że chodzi nie o samo wykonawstwo, ale też o punkt widzenia, właśnie kobiecy albo w szczególny sposób dotyczący kobiet. Nawet jednoosobowa prezentacja „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego (monodram Kingi Kowalskiej) nosiła podtytuł: „Raz dokoła. Kobiety Wesela” i oddawała głos bohaterkom dramatu.

Pokolenie na kozetce

Większość prezentacji wiązała się silnie z czasem dorastania, z traumami wyniesionymi z dzieciństwa, niezaleczonymi ranami psychicznymi, których skutki wraz z upływem lat wcale nie malały.

Festiwal otworzył autorski monodram Julii Wyszyńskiej „Fizyka kwantowa, czyli rozmowy nigdy nieprzeprowadzone” (nagroda dziennikarzy). Julek, bohater tego monodramu, jest psychicznie poraniony. Wyszyńska portretuje bolesny proces dojrzewania w opresyjnej szkole, lodowatej rodzinie i przemocowym środowisku rówieśniczym. Ukazuje dramaty dorastania i zdobywania samowiedzy przez młodych ludzi, doznających upokorzeń w szkole, w domu i wśród rówieśników, zmagających się z przeklętymi polskimi problemami. Julia Wyszyńska kładzie na kozetce psychoterapeuty swoje pokolenie. Opowiada o przemocy, z jaką spotykały się dzieci wychowywane w reżimie bezwzględnego posłuszeństwa, pozbawiane podmiotowości i praktycznie odtrącane przez zapracowanych ojców.

Bohater monodramu nie przeżywa jakiejś wielkiej tragedii na miarę antyczną. To raczej mikrourazy, drobne zdarzenia, których masa krytyczna w pewnym momencie wywołuje eksplozję. Pewnie dlatego Julek, podlegający obróbce wychowawczej, znajdzie się w grupie, gdzie także panują przemoc i ustalona hierarchia w świecie odwróconych wartości – wiąże się z kibolami, przejmuje ich chwytliwe hasła nacjonalistyczne, jego świat się zaburza. Błądzi.

A mimo wszystko autorka-aktorka odnajduje drogę wyjścia. Nie przez odrzucenie i wieczny jałowy bunt, ale w ugodzie z samym sobą, przepracowaniu, akceptacji samego siebie, odrzuceniu nienawiści jako regulatora stosunków z innymi ludźmi. Dlatego tak potrzebne było przeprowadzenie rozmów z samym/samą sobą.

Opresyjne polskie drogi

Po tak mocnym otwarciu kolejne monodramy wiodły widzów opresyjnymi polskimi drogami. Damian Droszcz w monodramie „Ściana” jako odratowany przez teatr kibol (scenariusz oparty na faktach), który odnawia tytułową ścianę, snuje tchnącą autentyzmem opowieść o swoim dzieciństwie, o swoich błędach, potknięciach i brutalnym wychowaniu przez przemoc. To mocna lekcja pokory wobec traumatycznych doświadczeń niekochanego dziecka.

Jeszcze silniej oddziałuje rozwibrowana emocjonalnie opowieść dzieciobójczyni z monodramu „Jordan”, przedstawiona przez Zuzannę Bernat w formie wyznania kobiety zdesperowanej i doprowadzonej do szaleństwa przez przemoc jej partnera. To monodram opromieniony legendą kreacji Doroty Landowskiej, przed laty pokazywany w Toruniu. Tym razem Landowska podjęła się jego reżyserii, w pewnym sensie oddając go w ręce swojej następczyni. Przejmująca treść uświadamia, jak przemoc rodzi przemoc, jak bezradność maltretowanej kobiety może przejść w niekontrolowaną agresję. Monodram niczym przestroga.

W tonacji nieco spokojniejszej, co nie znaczy spokojnej, Karolina Miłkowska-Prorok w monodramie „Nadbagaż” przedstawia historię dziewczynki, a potem kobiety oderwanej bez jej woli od rodzimego środowiska, dorastającej na obczyźnie, a potem wracającej z wypalonym emocjonalnie wnętrzem do ojczystego kraju.

Po tym wyciszeniu nastąpił ściskający za gardło finał, w którym zaprezentowane zostały monodramy o ludziach miażdżonych przez politykę i historię. Pierwszy to „Rachela Auerbach, pisma z Getta Warszawskiego” w wykonaniu Jowity Budnik, stworzony na podstawie zapisków dziennikarki i tłumaczki, która w getcie prowadziła kuchnię samopomocową dla głodujących. Drugi, mający premierę 14 maja w warszawskim Domu Spotkań z Historią, to spektakl Agnieszki Przepiórskiej „W maju się nie umiera” (tekst Piotra Rowickiego, reżyseria Anny Gryszkówny, Nagroda im. Antoniego Słocińskiego i Nagroda ZASP), rzecz o poetce Barbarze Sadowskiej, matce zakatowanego na śmierć Grzegorza Przemyka.

Jowita Budnik, ubrana jak przystoi kierowniczce stołówki, z obowiązkowym fartuchem, krząta się nieśpiesznie wokół stołów, dostawia krzesła, żeby stały równo, dba o schludny wygląd surowego wnętrza. Czasem przysiada na jednym z krzeseł. Krążąc wokół stołów, potem rozkładając skromne pajdy chleba i obierając ziemniaki, prowadzi swoją opowieść. Jak zawsze w teatrze jednego aktora, zdana jest tylko na siebie, choć niekiedy wspomagają ją głosy w tle – wygłodniałe dzieci, wystrzały, echa trwającego bez przerwy terroru.

Zrazu Rachela mówi powściągliwie, jej opowieść brzmi jak relacja o faktach zwyczajnych, codziennych, same bowiem fakty są porażające, nie trzeba ich wzmacniać ekspresją. Ale w miarę upływu czasu reaguje coraz bardziej emocjonalnie, a kiedy jej zdolność dystansowania się wobec nieszczęścia przekroczy punkt krytyczny, dojdzie do wybuchu gniewu. Wtedy postanowi, że musi przetrwać, aby dokonać zemsty – i tak się stanie. Rachela Auerbach przejdzie na aryjską stronę, a jej notatki ocaleją w jednej z odnalezionych po wojnie w ruinach gettach skrzynek archiwum Emanuela Ringelbluma.

Jej zemstą stanie się dokumentacja zbrodni, tworzona w tym szczególnym punkcie obserwacyjnym, gdzie trwał festiwal głodomorów, opuchniętych z głodu i wycieńczonych ludzkich szkieletów. „Kuchnia – mówi już na początku – to jedno z pierwszych miejsc, gdzie odbija się wszystko, co przeżywa getto”. Kuchnia zatem to rodzaj szkła, czasem powiększającego, które pozwala wniknąć w straszliwą otchłań głodu, niewyobrażalną dla kogoś, kto tego nie zobaczył.

Walizka pełna wspomnień

Kiedy wydawało się, że emocjonalny szczyt toruńskich spotkań został przekroczony, na finał festiwalu zobaczyliśmy monodram Agnieszki Przepiórskiej, opowiadający o tragedii i bólu indywidualnym. To zawsze boli mocniej niż zagłada tysięcy. Ale to nie tylko kwestia perspektywy. Sama struktura tej opowieści sprawia, że widz zostaje wchłonięty w wir codziennej walki o wolność, o godność i o swobodny oddech. Aktorka już po raz kolejny tworzy sugestywny portret kobiety oparty na doświadczeniach bohaterki znanej z kart historii.

Agnieszka Przepiórska weszła w świat teatru jednego aktora monodramami w jakimś stopniu zakorzenionymi w jej biografii – dotyczy to zwłaszcza spektaklu „Tato nie wraca”, próbowała też z powodzeniem sił w monodramie komediowym („Kocham Bałtyk”). Od pewnego czasu w centrum jej zainteresowania pozostają niepospolite kobiety i ich historie. Taką była opowieść o zamordowanej podczas wojny przez Niemców utalentowanej poetce „Ginczanka. Przepis na prostotę życia” (2020), taka też „Simona K. Wołająca na puszczy” (2021) czy „Anna” o Annie Walentynowicz (2022).

Teraz Agnieszka Przepiórska osiąga mistrzostwo przedstawień jednoosobowych, w których prawda historyczna spotyka się z metaforą, autentyzm zdarzeń, ich dokumentarny zapis z emocjonalnym odwzorowaniem w wyobraźni, prawda z jej teatralnym skrótem. Coraz głębsze myślowo i artystycznie rezultaty tych poszukiwań osiąga aktorka dzięki twórczej współpracy z dramaturgiem Piotrem Rowickim i reżyserką Anną Gryszkówną. W tym artystycznym triumwiracie wyraźnie wykuwa się odrębny styl monodramów Przepiórskiej, zawsze emocjonalnie i intelektualnie zakotwiczonych w losach bohaterek i ich dążeniu do tworzenia lepszego, przyjaznego świata. Ten wydźwięk ma także tragiczny w wymowie monodram „W maju się nie umiera”, o tragedii matki osieroconej przez syna. Uprawnione nawiązania do piety czy ikonowej postaci matki z „Dziadów” Mickiewicza, pani Rollison, podnoszą opowieść o losach Sadowskiej na poziom metafory nieszczęścia i walki o sprawiedliwość. Niesłychanie mądre przedstawienie. Przejmujące, a do tego tak skomponowane, że pojawiają się w nim prześwity radości i urody życia.

Ważne też były w tegorocznym przeglądzie toruńskim spektakle towarzyszące. Remigiusz Grzela zaskoczył czułym monologiem-monodramem o wielkiej przyjaźni z Barbarą Krafftówną, ich wspólnej pracy, śladach w pamięci i znaczeniu pamięci dla przetrwania legendy. Grzela jawi się przez pryzmat tego monologu nie tylko jako autor książki o artystce i scenariusza filmu jej poświęconego oraz towarzysz niepoliczonych spotkań, ale również jako strażnik pamięci, ożywiający blask bohaterki filmu Wojciecha Hasa „Jak być kochaną” (1962) według opowiadania Kazimierza Brandysa.

Anna Seniuk swoim stand-upem-performatywnym czytaniem/mówieniem wprowadziła trochę radości, oddechu i wzruszenia innego rodzaju. To były przywoływane strofy liryczne, ale i dziecięce, nieco parodiowana „Lokomotywa” i nieśmiertelna „Pchła szachrajka”, wszystko połączone pomysłem ukazania widzom aktorki wędrującej po kraju z walizką pełną rekwizytów i wspomnień, a przede wszystkim ważnych dla niej tekstów. Seniuk, która niedawno debiutowała w wieku niemal 80 lat w teatrze jednego aktora „Życiem pani Pomsel” (w reżyserii jej syna Grzegorza Małeckiego), być może przetworzy „Księgę ziół i nie tylko” w pełnokrwisty monodram. Publiczność przyjęła ją gorącym aplauzem.

To były piękne dni silnych przeżyć, ciekawych rozmów i pewności, że sztuka monodramu wciąż zbiera nowe owoce i znajduje sobie nowe miejsca spotkań z widzem. Ale to temat na inną okazję, lekko tylko dotknięty podczas toruńskiego spotkania Klubu Krytyki Teatralnej.

Fot. materiały prasowe

Wydanie: 2023, 22/2023

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy