Moralność prezydenta

Moralność prezydenta

W ciągu tygodnia pogrążone w największym od 50 lat kryzysie Peru ma już trzeciego prezydenta

„W Peru łatwiej odwołać prezydenta ze stanowiska, niż skazać gwałciciela na więzienie”, powiedział dziennikarzom Álvaro Campana z lewicowej partii Movimiento Nuevo Perú (Ruch Nowe Peru). Oburzony polityk komentował tak nagłą decyzję o impeachmencie prezydenta Martína Vizcarry – 9 listopada parlament Peru (Kongres) większością głosów uznał go za „moralnie niezdolnego” do sprawowania władzy.

Początkowo urząd prezydenta przeszedł więc w ręce Manuela Merina, do tej pory przewodniczącego Kongresu. Złośliwi wytykali mu brak ukończonych studiów i fakt, że w ostatnich wyborach uzyskał niewiele ponad 5 tys. głosów. Na stanowisku utrzymał się pięć dni; zrezygnował, gdy na skutek interwencji policji w czasie masowych protestów przeciw zmianom w rządzie zginęli 24-letni Inti Sotelo i 22-letni Jack Pintado, a ponad sto osób zostało rannych. Razem z Merinem odeszło 13 ministrów. Przez 24 godziny w kraju nie było rządu, a skłócony parlament usiłował dojść do porozumienia. Ostatecznie trzecim prezydentem Peru w ciągu tygodnia i czwartym w ostatnich czterech latach stał się Francisco Sagasti. Inżynier o centrowych poglądach na stanowisku zostanie do kwietnia, kiedy to mają się odbyć powszechne wybory.

Kłopoty z konstytucją

Podejrzenia wobec Vizcarry są poważne. Polityk miał przyjmować łapówki w zamian za lukratywne kontrakty publiczne w latach, gdy stał na czele rządu w regionie Moquegua. Prokuratura wysłuchała w tej sprawie zeznań świadków, ma też dysponować obciążającymi go dokumentami. Wątpliwości budzi fakt, że owe świadectwa wciąż są weryfikowane. „Nie ma wiarygodnych dowodów przestępstwa ani ich nie będzie, ponieważ nie przyjąłem żadnej łapówki”, mówił Vizcarra w dniu impeachmentu. Przekonywał, że w toczącym się procesie chodzi jedynie o rozgrywkę polityczną. Argumentował, że prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie aż 68 spośród głosujących deputowanych. „Czy oni również będą zmuszeni opuścić stanowiska, nim śledztwa zostaną zakończone?”, pytał na moment przed decyzją parlamentu. Nie pomogły też zapewnienia, że po zakończeniu kadencji odda się w ręce prokuratury – głosów za impeachmentem było 105.

Nagła zmiana na najważniejszym stanowisku w kraju kilka miesięcy przed planowanymi wyborami wzbudziła oburzenie części społeczeństwa. – Pomimo pandemii i restrykcji ludzie wyszli na ulice, by sprzeciwić się temu, jak Kongres zagarnął stanowisko prezydenta. Jego przedstawiciele sami nie słyną z moralności, wielu ma kłopoty z prawem. Wywołało to wściekłość obywateli – opowiadał mi mieszkający w Limie Gustavo po pięciu dniach protestów, w których udział wzięły dziesiątki tysięcy ludzi, głównie młodych.

Jeden z największych dzienników w kraju, „La República”, nazwał sytuację zamachem stanu. Dziennikarka i znana komentatorka polityki Rosa María Palacios poszła o krok dalej, opisując decyzje Kongresu jako anarchię. Z obawą odniosła się też do organizacji planowanych na kwiecień wyborów. „Nikt nie przeprowadza zamachu stanu po to, by za kilka miesięcy oddać władzę”, ostrzegała w swoim programie.

Ostrożniejsi komentatorzy zauważają, że impeachment przeprowadzono zgodnie z konstytucją, ale jej nieprecyzyjne zapisy otwierają drogę do nadużyć. Według obowiązującego prawa jedną z przesłanek do odwołania prezydenta ze stanowiska jest jego „niezdolność moralna lub fizyczna”, stwierdzona przez członków Kongresu. Do zatwierdzenia impeachmentu tą drogą potrzeba 87 głosów. Odwoływanemu politykowi przysługuje 60 minut na obronę. W praktyce oznacza to, że przy wystarczającej przewadze zmianę na najważniejszym stanowisku w kraju można przeprowadzić bez większych przeszkód. – „Trwała niezdolność moralna” to bardzo otwarty termin i powinien być używany w wyjątkowych sytuacjach. Jednak zauważmy, że koalicja przeciwstawiająca się prezydentowi może się odwołać do interpretacji, które zagrażają stabilności politycznej – komentuje sytuację Milagros Campos, politolożka z Papieskiego Uniwersytetu Katolickiego Peru w Limie.

Co więcej, jak zauważają peruwiańskie media, termin „niezdolność moralna”, po raz pierwszy zawarty w konstytucji z 1839 r., stoi w opozycji do „niezdolności fizycznej” i miał się odnosić do intelektualnych przeszkód w sprawowaniu urzędu – np. ciężkiej choroby psychicznej.

Milagros Campos dodaje, że impeachment był możliwy, ponieważ za prezydentem nie stała żadna partia ani koalicja. Do tego dochodzi kryzys instytucjonalny. – Przed 2001 r. rządy mniejszościowe kończyły się zamachem stanu. Później nie miało to miejsca aż do roku 2016. Ostatnie cztery lata to pierwszy tak podzielony rząd w historii: cztery wnioski o impeachment z uwagi na niezdolność moralną, przedwczesna rezygnacja prezydenta, referendum za zakazem natychmiastowej reelekcji (deputowanych), odrzucony wniosek prezydenta o wcześniejsze wybory, rozwiązanie Kongresu, nadzwyczajne wybory, brak wotum zaufania, odwołanie prezydenta ze stanowiska pięć miesięcy przed wyborami powszechnymi – tak politolożka opisuje peruwiańską politykę.

Czarna lista prezydentów

Początek prezydentury Vizcarry był równie nieoczekiwany jak jej zakończenie. Jako wiceprezydent za Pedra Pabla Kuczynskiego rolę głowy państwa przejął w 2018 r., po tym jak jego poprzednik złożył rezygnację. Kuczynskiemu również grożono impeachmentem, a jego niezdolność moralna do sprawowania funkcji państwowych miała wynikać z uwikłania w aferę korupcyjną związaną z brazylijskim koncernem budowlanym Odebrecht.

Wcześniej argument niezdolności moralnej został wykorzystany wobec Alberta Fujimoriego. W 2000 r. światło dzienne ujrzały vladivideos – nagrania z ukrytej kamery rejestrujące, jak Vladimiro Montesinos, doradca i najbardziej zaufany współpracownik Fujimoriego, oferuje politykom i biznesmenom pieniądze w zamian za poparcie dla prezydenta. Peruwiańczycy na własne oczy zobaczyli, jak przekazywane z rąk do rąk pliki banknotów kupują prezydentowi poparcie polityczne. Rozpętała się burza. Fujimori zbiegł do Japonii, skąd faksem przesłał rezygnację. Kongres, nieprzygotowany na taki rozwój wydarzeń, odmówił jej przyjęcia i zamiast tego wszczął procedurę impeachmentu.

Lista skompromitowanych prezydentów Peru jest jednak znacznie dłuższa. Spośród siedmiu polityków piastujących to stanowisko w ostatnich 20 latach tylko jeden nie usłyszał zarzutów korupcyjnych – Valentín Paniagua pełnił funkcję zaledwie przez rok po odejściu Fujimoriego. Głową państwa został po nim Alejandro Toledo, aktualnie oczekujący na ekstradycję ze Stanów Zjednoczonych. Zarzuca mu się przyjęcie 20 mln dol. łapówki od koncernu Odebrecht – tego samego, który miał przekupić Kuczynskiego. I nie tylko jego, bo afera Odebrechtu w Peru wywołała polityczne trzęsienie ziemi. Po Toledzie krajem rządzili Alan García i Ollanta Humala, obaj zamieszani w afery korupcyjne związane z Odebrechtem.

Brudne interesy z brazylijskim koncernem to tylko jeden z epizodów w kryminalnej karierze Garcíi, który do historii przeszedł również jako prezydent od narcoindultos – za jego kadencji ułaskawiono bądź skrócono wyroki ponad 3 tys. przestępców związanych z narkobiznesem. Rzecz jasna, nie za darmo. Gdy w kwietniu ub.r. do jego drzwi zapukała policja, García zamknął się w sypialni i popełnił samobójstwo.

Historia oceni

Ironią losu może się wydawać fakt, że Vizcarra od początku swojej krótkiej prezydentury mówił o kluczowej dla rozwoju państwa walce z korupcją. Jego zdecydowane działania w tym kierunku sprawiły, że stał się w Peru jednym z najpopularniejszych polityków ostatnich lat. Jeszcze w pierwszych tygodniach walki z pandemią słupki poparcia sięgały 87%. Jednym z jego osiągnięć było przeprowadzenie referendum, w którym naród miał się odnieść do proponowanych reform. Zmiany miały być pierwszym krokiem w walce z korupcją i dotyczyły zwiększenia kontroli finansowania partii politycznych, zasad wyboru sędziów i prokuratorów oraz uniemożliwienia natychmiastowej reelekcji członków Kongresu. Propozycje głowy państwa spotkały się z pozytywną opinią ekspertów. Transparency International nazwała inicjatywę „ważną, różniącą się od poprzednich, ponieważ tym razem prezydent wydaje się naprawdę oddany sprawie”.

„Peru zwyciężyło!”, mówił Vizcarra po sukcesie referendum, w którym rodacy zagłosowali zgodnie z jego rekomendacjami. Dziś za to Peru wydaje się przegrywać. Destabilizacja polityczna w największym od 50 lat kryzysie gospodarczym, i to kilka miesięcy przed planowanymi wyborami, budzi poważne wątpliwości. Wielu komentatorów uważa, że niezależnie od możliwych przewinień Vizcarry rozsądniej dla państwa byłoby zaczekać ze zmianami do ustalonych na kwiecień 2021 r. wyborów. Pojawiają się pytania, czy wywoływanie łatwych przecież do przewidzenia masowych protestów w trakcie pandemii, z którą Peru nie radzi sobie najlepiej (940 tys. zakażeń, 35,3 tys. ofiar), to działanie na korzyść kraju. Jak powiedział schodzący ze sceny Vizcarra: historia oceni tę decyzję.

Fot. East News

Wydanie: 2020, 48/2020

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy