Moskwa nie ulega terrorowi

Moskwa nie ulega terrorowi

Rosjanie zaczynają traktować zagrożenie atakami ze strony zamachowców jako nieunikniony koszt wojny w Czeczenii „Moskwie cały czas grozi kolejny zamach”, ostrzegały rosyjskie gazety przez miniony tydzień, kiedy dopiero zacierały się plamy krwi po samobójczym ataku terrorystycznym dwóch kobiet na podmoskiewskim lotnisku Tuszyno. Wybuch w Tuszynie, 5 lipca, w wyniku którego zginęło 17 osób, a ponad 60 zostało rannych, zwiększył ostrożność mieszkańców rosyjskiej stolicy. W miniony wtorek ewakuowano ludzi z restauracji McDonalds’a w centrum miasta, bo ktoś dostrzegł podejrzany pakunek. W nocy ze środy, 9 lipca, na czwartek kobieta – jak początkowo podało radio Echo Moskwy – „niewyglądająca na Słowiankę” została zatrzymana przez ochronę restauracji na ulicy Twerskiej, również w centrum rosyjskiej stolicy. Na żądanie pokazania bagażu próbowała uciec, porzucając plecak na chodniku. Tym razem alarm był prawdziwy. Zatrzymana okazała się 22-letnią mieszkanką Czeczenii, a w plecaku było 400 gramów trotylu. Ponieważ nie udało się zdetonować ładunku za pomocą zdalnie sterowanego zapalnika, bombę usiłował rozbroić ręcznie pirotechnik Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Zginął na miejscu. W Moskwie nie ma jednak śladów histerii czy oznak paniki. I prasa, i chyba większość mieszkańców miasta – a wygląda na to, że znaczna część opinii publicznej całej Rosji – zaczynają traktować zagrożenie atakami ze strony szahidów, czyli czeczeńskich zamachowców kamikadze, jako stały element egzystencji i być może nieunikniony koszt operacji prowadzonych przez siły rosyjskie w Czeczenii. Dostrzec można nawet znamienny kontrast pomiędzy wypowiedziami polityków, w tym Władimira Putina, który na spotkaniu z ministrami na Kremlu grzmiał do kamer, że wobec czeczeńskich terrorystów „działania profilaktyczne są bez sensu i należy ich po prostu wykurzać ze schronów i pieczar, gdzie do tej pory się chowają, i likwidować”, a postawą zwykłych obywateli. W Moskwie mimo ogłoszonej przez mera Jurija Łużkowa żałoby po zamachu w Tuszynie i podświadomego oczekiwania na następny atak życie toczy się praktycznie normalnie. Władze rosyjskiej stolicy nie zdecydowały się np. na odwołanie imprez masowych wynikających z przyjętego kalendarza, w tym z rozpoczętego już Moskiewskiego Festiwalu Piwa. Jak zwykle czynne były parki rozrywki, obiecały jedynie wyciszyć systemy nagłaśniające. Nie krytykują tej decyzji miejscowi dziennikarze. „Środki antyterrorystyczne, nazywane profilaktycznymi, nie gwarantują jednego – zapobieżenia zamachom (…). Specjaliści ds. walki z terroryzmem uważają, że zapobieżenie akcji terrorystycznej z udziałem zamachowca samobójcy jest niemożliwe”, napisała np. „Niezawisimaja Gazieta”. „Nie da się zagwarantować, że czegoś podobnego (jak zamach na koncercie rockowym w Tuszynie – przyp. BG) nie będzie w przyszłości”, powiedział z kolei dziennikowi „Wiedmosti” były minister spraw wewnętrznych Rosji, Anatolij Kulikow. Dziennik „Gazieta” ogłosił natomiast, że zamach z 5 lipca to początek trzeciej fali terroryzmu, która nawiedza Rosję. Pierwszą – według „Gaziety” – miały być wybuchy domów mieszkalnych we wrześniu 1999 r. (w kilku zamachach zginęło wtedy ponad 300 osób), a kolejną atak czeczeńskiego komanda terrorystycznego na teatr na Dubrowce w październiku 2002 r. „Jak pokazuje praktyka, dywersanci przybywają do Moskwy od razu w grupach, przy czym jedni nawet nie wiedzą o istnieniu innych. (…) Skoro tak, to w najbliższych dniach należy się spodziewać nowych dywersji”, zapowiedziała z zaskakującym spokojem „Gazieta”. Po części, jak napisały już jakiś czas temu „Izwiestia”, „Rosjanie po prostu przywykli”. Przez minione miesiące, zwłaszcza od czasu tragedii na Dubrowce, co jakiś czas władze w Moskwie ogłaszają kolejny alert. Szamil Basajew, jeden z czeczeńskich radykałów, już w listopadzie ubiegłego roku zapowiedział, że na rozkaz do samobójczego ataku w Moskwie, innym rosyjskim mieście lub w samej Czeczenii czeka 90 szahidów, głównie kilkunastoletnich chłopców i kobiet, które straciły na wojnie mężów lub synów. Aby zniechęcić desperatów do ataków terrorystycznych, Rada Federacji zatwierdziła wtedy decyzję Dumy, by ciała zabitych terrorystów nie były wydawane rodzinom, zaś miejsce ich pochówku zostawało dla bliskich tajemnicą. Przez kolejne tygodnie co jakiś czas kamikadze podejmowali jednak próby ataku. Policja odnajdowała samochody z ładunkami wybuchowymi. Ważniejsze, że w Rosji dziś tylko nieliczni uważają, że sposobem na ograniczenie zagrożenia ze strony szahidów byłby dialog z separatystami

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 29/2003

Kategorie: Świat