Z motyką na słońce

Z motyką na słońce

W prasie i telewizji trwa okrutne zamieszanie wokół ks. Wojciecha Lemańskiego, proboszcza z Jasienicy. Odnoszę dziwne wrażenie, że stał się on małpeczką, na której używają sobie media ze wszystkich stron i na wszystkie strony. Odnotujmy więc fakty. Wojciech Lemański jest księdzem katolickim. Zawód jak zawód. Oczywiście, już słyszę te oburzone głosy zaprawione w eklezjastycznej nowomowie, że ksiądz to nie zawód, ale powołanie. Być lekarzem i pochylać się nad obrzydliwością zrobaczałego ludzkiego ciała – o ileż to trudniejsze jeszcze powołanie, być nauczycielem, ratownikiem, policjantem… Przestańmy się ogłupiać eufemistycznymi pseudoargumentami. Zawód jak zawód. Każdy zawód ma zaś swoje dolegliwości. W przypadku księży jest to paradowanie w zabawnych sukienkach, zwanych sutannami, czego wymaga się od nich na szczęście znacznie mniej rygorystycznie niż np. w wojsku munduru, celibat (na ile jest przestrzegany, to inna opowieść) i bezwzględne posłuszeństwo wobec przełożonych. Nic w tym ostatnim względzie nie odróżnia księdza od strażaka, policjanta albo wojskowego. Kiedy kapral wydaje szeregowcowi rozkaz, ów odpowiada tylko: „Tak jest!” i ruki po szwam, jak mawiają Rosjanie. Cóż dopiero w przypadku oficera, założywszy, że zgoła zniżyłby się do kontaktu z szeregowcem. Otóż w Kościele katolickim jest dokładnie tak samo. Może się to podobać albo nie, takie są jednak reguły gry.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2013, 30/2013

Kategorie: Felietony, Ludwik Stomma