Komedianci i scenariusze

Komedianci i scenariusze

Trudno na łamach tygodnika ścigać się z czasem, szczególnie w sytuacji, gdy praktycznie co chwila dzieje się coś nowego.

Niedawno z wycieczki do Kijowa wrócili premierzy Polski, Czech i Słowenii. Miło to z ich strony, że dali osobiście taki dowód wsparcia moralnego Ukrainy i prezydenta Zełenskiego. Tyle że w polityce kategorie „miło-niemiło” raczej nie mają znaczenia. W dodatku okazało się, że wyjazd premierów – co tu dużo mówić – nie najważniejszych państw NATO i UE nie został uzgodniony z sojusznikami. W dodatku towarzyszący premierowi Morawieckiemu wicepremier Kaczyński wygłosił w Kijowie mowę, od której odcięli się zaraz kanclerz Niemiec i prezydent USA. Nic dziwnego. Kaczyński wezwał do ustanowienia w Kijowie „misji pokojowej NATO”, która to misja „nie może być bezbronna”. Wychodzi na to, że misja pokojowa ma być uzbrojona lub wspierana przez wojsko. O co Kaczyńskiemu chodziło, trudno dociec, komentatorzy gubią się w domysłach. Bo to, że NATO nie wyśle na Ukrainę wojska, wiadomo było od dawna. Zresztą Biden i Scholz raz jeszcze zdecydowanie to potwierdzili, pokazując, że Kaczyński gada głupstwa, których z sojusznikami nie uzgodnił.

Ten wyjazd do Kijowa był na użytek polityki wewnętrznej. Kaczyński chciał powtórzyć manewr brata bliźniaka, który przed laty z prezydentami Litwy i Ukrainy poleciał do Tbilisi. Tyle że, jak wiemy od dawna, historia, jeśli się powtarza, to jako farsa. No to tym razem była farsa do kwadratu. Ukrainie nie pomogli, w oczach sojuszników wyszli na nieodpowiedzialnych awanturników, od których trzeba się dystansować i na których trzeba uważać. Poza tym, jeśli ktoś na świecie dotąd nie wiedział, że polski premier jest jedynie marionetką, rzecznikiem prasowym Jarosława Kaczyńskiego i to ten ostatni ma głos decydujący, teraz się przekonał. Złośliwi mówili, że Mateusz Morawiecki pojechał do Kijowa z niańką. W dodatku niańka dała mu smoczek do buzi, a sama przemawiała w jego imieniu. Jeszcze bardziej złośliwi zauważyli, że Kaczyński miał flagi wpięte w klapę odwrotnie, co wskazuje, że polska delegacja była niekompletna, bo nie wzięto niańki Kaczyńskiego, która by dopilnowała, aby nie pomylił flagi polskiej z flagą Monako lub Indonezji.

Tymczasem sytuacja wcale nie jest do śmiechu. Wojna trwa, giną niewinni ludzie, niszczone są miasta i infrastruktura przemysłowa. Na szczęście jest jakiś promyczek nadziei. Prowadzone są rozmowy pokojowe. Jak to się skończy? Możliwości jest kilka. Pierwsza – Rosja nie zaprzestaje działań wojennych, wręcz je intensyfikuje. Może nawet używa taktycznej broni nuklearnej. Chiny, korzystając z zaangażowania Ameryki w Europie, atakują Tajwan. Tu już będą tylko dwa wyjścia: światowa wojna nuklearna i zagłada ludzkości albo Zachód, ratując ludzkość, skapituluje przed Rosją i Chinami. Scenariusz najczarniejszy z czarnych. Na szczęście mało prawdopodobny. Możliwość druga, niestety równie mało prawdopodobna – Ukraina wygrywa wojnę z Rosją, odbija zajęte tereny, przepędza Rosjan nawet z Krymu. Możliwość trzecia – Rosja przegrupowuje siły, ściąga rezerwy, desantem zdobywa Odessę, odcina Ukrainę od Morza Czarnego, okupowanym terenem dochodzi do Naddniestrza, może zdobywa Charków i Kijów, gdzie osadza jakiś marionetkowy rząd. Wariant tragiczny, ale wciąż niewykluczony.

Pozostają jeszcze dwie ewentualności, mogące być następstwem rozmów pokojowych. Pierwsza – zawarte zostaje zawieszenie broni, Ukraina wyrzeka się ubiegania o członkostwo w NATO, uznaje aneksję Krymu, niepodległość Donbasu i Ługańska, Rosjanie wycofują się z pozostałych zajętych terytoriów. Na to Ukraina zgodzić się nie może i zapewne się nie zgodzi. Ale przy takim rozwiązaniu nie tylko Ukraina by traciła. Znaczyłoby to, że w Europie można militarnie zmieniać granice państw. Dorobek cywilizowanego świata stymulowany doświadczeniami II wojny światowej zostałby ostatecznie zaprzepaszczony. A skoro można w Europie, to dlaczego nie gdzie indziej? Zagrożony byłby pokój na całym świecie. Można przez wojnę zmienić granicę Ukrainie, to czemu nie można by Litwie, Polsce, Kazachstanowi? I niby dlaczego nie można przyłączyć do Chin kontynentalnych Tajwanu? Skoro nie grozi to światową wojną nuklearną, koszt wojny lokalnej może się opłacać. Nawet najbardziej pokojowo nastawiony Zachód przyjęcie takiego rozwiązania zapewne będzie Ukrainie odradzał.

Co zatem zostaje? Obawiam się, że uda się jedynie wynegocjować przerwanie działań zbrojnych, Ukraina wyrzeknie się starań o członkostwo w NATO, Rosja wycofa wojska spod Kijowa i Charkowa, a może jeszcze Chersonia. W sprawie Krymu, Donbasu i Ługańska Ukraina nie zmieni zdania, nie uzna niepodległości tych ostatnich ani aneksji tego pierwszego, Rosja stamtąd się nie wycofa i tak to będzie trwać, ułatwiając Rosji dalszą destabilizację Ukrainy i całej Europy Wschodniej. I to jest niestety wariant – obawiam się – najbardziej prawdopodobny.

j.widacki@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 13/2022, 2022

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy