Musimy sami o siebie zadbać

Spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe staną się rozsądną alternatywą dla sektora komercyjnego. Byleby nikt nam nie przeszkadzał Rafał Matusiak – prezes Zarządu Kasy Krajowej SKOK Trudno mi wskazać instytucję finansową, której media poświęciłyby w ostatnich miesiącach tak wiele uwagi jak spółdzielczym kasom oszczędnościowo-kredytowym. Szkoda tylko, że kontekst tych publikacji nie był najlepszy. Pisano, że kasy znalazły się w kryzysie. – Prasę mamy wolną, można więc pisać, co się chce, byle w granicach prawa. Widać jednak wyraźnie, że negatywna kampania prowadzona przez część gazet oraz kilka stacji radiowych i telewizyjnych nie zrobiła na opinii publicznej większego wrażenia. Przeciwnie, doświadczyłem wielu gestów sympatii, z kolei aktywa zgromadzone w kasach przekroczyły w tym roku 18 mld zł. Mamy w Polsce ponad 2,6 mln członków i sądzę, że w przyszłości będzie ich więcej. Źródła rzekomego kryzysu są w zupełnie innym miejscu, powstanie pewnie kiedyś na ten temat obszerne opracowanie. Czy nie jest pan zbyt wielkim optymistą? Konkurencja ze strony sektora bankowego nie osłabnie. – Jestem realistą. Rywalizacja z bankami komercyjnymi mnie nie martwi. Budujemy SKOK-i w naszym kraju od 21 lat. Dotychczas żadna z tych kas nie upadła. Nigdy nie zwracaliśmy się o pomoc publiczną. Nie staliśmy się też bohaterami głośnych skandali finansowych. Jestem pewien, że zbudowany przez spółdzielców model działalności sprawdził się doskonale. Powiem więcej – spółdzielczość finansowa jest obecnie wskazywana jako preferowana forma aktywności w tym sektorze przez wysoko rozwinięte kraje Europy Zachodniej. To wartościowa alternatywa dla banków komercyjnych z uwagi na inny model biznesowy, nienastawiony na maksymalizację zysku. Jeśli zaś chodzi o sektor bankowy, jesteśmy świadkami postępującej konsolidacji i w mojej opinii nie jest to właściwy kierunek. Zanikająca konkurencja na krajowym rynku w tym obszarze nie przyniesie klientom niczego dobrego. Wierzę, że w tych okolicznościach spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe staną się rozsądną alternatywą dla sektora komercyjnego. Byleby nikt nam nie przeszkadzał. SKOK-i pokazały swoją skuteczność, i to w długiej perspektywie czasowej. Chyba że sami doprowadzicie do sytuacji, w której kłopoty okażą się nie do przezwyciężenia. Rynek finansowy opiera się na przekonaniu, że ten, kto pożycza, w przyszłości odda dług. Znana maksyma głosi: nie ma problemu braku pieniędzy, jest tylko problem braku zaufania. – Ma pan rację. Światowy kryzys finansowy wywołał w efekcie poważny kryzys zaufania. Do tej sytuacji nie doprowadziły unie kredytowe – odpowiedniki naszych SKOK-ów. Świat poszukuje dziś bezpieczniejszego modelu funkcjonowania rynków finansowych, lecz do osiągnięcia tego celu jeszcze daleka droga. Byłoby mi trudno wskazać polityka lub ekonomistę zadowolonego z systemu, którego słabość została obnażona w 2008 r. Ta uwaga dotyczy także Polski. Od roku 2004 nasz kraj jest członkiem Unii Europejskiej. Od 2007 r. płyną do nas miliardy euro w formie różnych dotacji. Jednocześnie dług publiczny bije kolejne rekordy. I co? Nie zauważyliśmy, by owe miliardy zaowocowały nadzwyczajnym wzrostem gospodarczym. Zarobki Polaków także wyraźnie się nie poprawiły. Rząd, który do niedawna opowiadał nam o „zielonej wyspie”, dzisiaj wskazuje, że wychodzimy z kryzysu. Polacy to naród zaradny i przedsiębiorczy. Trzeba tylko stworzyć mu odpowiednie warunki – wystarczy nie przeszkadzać. Uważam, że w tej kwestii spółdzielczość ma do odegrania szczególną rolę. Dziś każdy może założyć spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością albo kupić już istniejącą. Ale nie każdy może założyć spółdzielnię. Do tego niezbędni są partnerzy wyznający podobne poglądy i wartości. Ten rodzaj wspólnoty postrzegam jako wielki atut spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych. Rok 2012 Organizacja Narodów Zjednoczonych ogłosiła Międzynarodowym Rokiem Spółdzielczości. W wielu krajach nadano temu stosowną rangę. Polska z pewnością do nich nie należała. Odniosłem wrażenie, że forsowane przez rząd zmiany legislacyjne szły w innym kierunku. – To się zmieni. Od ponad dekady zmagamy się ze strukturalnym bezrobociem na poziomie ponad 10%, wielu młodych ludzi emigruje, szukając pracy w bardziej rozwiniętych krajach Zachodu. Kolejne rządy próbowały walczyć z tym zjawiskiem, w efekcie osiągnęliśmy „stabilizację” na poziomie 13%. Nikt nie jest z tego zadowolony. Nikt też nie wie, co należałoby zrobić. Polska gospodarka ma dziś dwa atuty – niskie podatki i tanią siłę roboczą. A to za mało, by wyrwać się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety