Twórcy Muzeum II Wojny Światowej toczą spór z ministrem kultury, wicepremierem Piotrem Glińskim, który chce zmienić założenia programowe tego muzeum. Nie spodziewam się, aby ta zmiana, której chce minister, była zmianą na lepsze. Podobno w wersji pisowskiej muzeum byłoby bardziej polonocentryczne i martyrologiczne, przy niezmienionym założeniu podstawowym. Prezydent Andrzej Duda w przeddzień rocznicy napaści Niemiec na Polskę podał do wierzenia, że utraconą w 1939 r. niepodległość Polska odzyskała dzięki Solidarności w roku 1989. Od wybuchu wojny do jej końca zginęło 6 mln polskich obywateli, a od 1945 r. do „wyzwolenia” przez Solidarność przybyło 15 mln Polaków, ale ten fakt nie przeszkadza prezydentowi Dudzie traktować tych 50 lat jako okresu jednorodnego. Czy ludzi przybywa, czy ubywa, pan pisowski prezydent zasadniczej różnicy nie widzi. Do ogłaszania największych bzdur dygnitarze wybierają sobie sytuacje uroczyste, kiedy nikt nie śmie zgłaszać sprzeciwu, nawet gdyby miał na to ochotę. Wśród słuchaczy prezydenta, wliczając licznie obecnych biskupów, nikt zapewne takiej ochoty nie miał. Problem polega na tym, że pogląd prezydenta Andrzeja Dudy jest identyczny z założeniem programowym Muzeum II Wojny Światowej w wersji platformerskiej, dotychczasowej. To Donald Tusk przed Dudą ogłosił, że wojna trwała do czasu objęcia władzy przez Solidarność, rozwodził się też w tym duchu były minister kultury pan Zdrojewski, z którym na tym miejscu polemizowało się w swoim czasie bezcelowo. Wprowadzenia w życie muzealne tego bezczelnego fałszu podjął się pan prof. Machcewicz, wyłożywszy przedtem swoje IPN-owskie zasadniczo poglądy na stosunek historii do polityki. Nie tak łatwo wrócić do rozumu, jeśli się przeszło pranie mózgu w wymienionej instytucji, co niestety spotkało prof. Machcewicza. Oni się mogą tłumaczyć – kiedyś będą musieli – że mówiąc o 1989 r., mieli na myśli nie koniec wojny, lecz koniec jej skutków, co też będzie fałszem, bo Gdańsk jest ciągle polski, czyli skutki wojny nadal trwają. W porównaniu z tym, co postanowił Donald Tusk w sprawie muzeum, poprawki, jakie chce wnieść wicepremier Piotr Gliński, są mało znaczącymi retuszami. Między opozycją parlamentarną i pozaparlamentarną a rządzącym PiS trwa wrogie napięcie, ale nie bardzo wiadomo, z jakiego powodu. Rządzą dziwacy, ale pryncypia, w imię których rządzą, mają wspólne z przeciwnikami. Przeczytałem w gazecie wypowiedź Bronisława Komorowskiego: „To jakieś szaleństwo. Jeśli jest zimna wojna hybrydowa, to trzeba dbać o ciepłe stosunki z sojusznikami, a nie ochładzać te relacje. Tymczasem mamy generalne ochłodzenie z Niemcami, osłabienie czy rozedrganie w polsko-francuskich stosunkach. To są pokłady szaleństwa politycznego”. Szaleństwem politycznym jest mieszanie się do konfliktu ukraińsko-rosyjskiego po stronie ukraińskiej, co z wielką gorliwością robił Bronisław Komorowski, gdy był prezydentem. Duda – powiedzmy, że ma on coś do powiedzenia od siebie – idzie jego śladami, ale jeszcze nie zaszedł tak daleko, by próbować usunąć Rosję ze stałego członkostwa Rady Bezpieczeństwa, co się marzyło Komorowskiemu. Jeśli się przyjmuje perspektywę „zimnej wojny hybrydowej”, to trzeba liczyć się przede wszystkim ze Stanami Zjednoczonymi, im nadskakiwać, od nich kupować helikoptery i inny sprzęt bojowy, bo Francja i Niemcy o nowej zimnej wojnie i do tego „hybrydowej” (co to znaczy?) nie chcą słyszeć. Stosunki z Niemcami to sprawa arcypoważna, ale nie z powodu wojny hybrydowej. W polityce amerykańskiej przypisana Polsce rola harcownika na flance wschodniej jest niezagrożona. Słyszałem opinię człowieka, który w Polsce uchodzi za powagę polityczną i ekonomiczną, że jeśli nie będziemy mili dla Niemiec czy Francji, to w razie agresji rosyjskiej te mocarstwa nie przyjdą nam z pomocą. Od dawna twierdzę, że o losach wojny Szwejk wie tyle co minister lub inna powaga. Grzegorz Schetyna – mam nadzieję, że z poparciem grona kierowniczego partii – wysunął żądanie zlikwidowania CBA i Instytutu Pamięci Narodowej. O specjalnej policji do zwalczania korupcji pisałem wiele, gdy Ludwik Dorn wystąpił z tym projektem. Niczego dobrego nie można się było po tej nowej służbie specjalnej spodziewać, ale obecnie jest za późno albo za wcześnie, aby rozważać jej zniesienie. Jeśli chodzi o IPN, to mamy do czynienia z instytucją podważającą demokratyczny, republikański i najogólniej biorąc konstytucyjny charakter państwa. Urząd ten służy do rozszerzenia zakresu władzy na dziedzinę świadomości, a władza dążąca do kontroli myśli od zawsze uchodziła za tyrańską. Ideokracja, teokracja, totalitaryzm przekraczały naturalne granice władzy, narzucały swoje
Tagi:
Bronisław Łagowski









