Muzyka z duduka

Muzyka z duduka

fot. Podkarpacka Fundacja Rozwoju Kultury

Płyta jest dla ludzi – żeby była i do seksu, i do samochodu, i do medytacji Łukasz Sabat – wokalista, multiinstrumentalista, gra na duduku, saksofonie altowym, hulusi, sopiłce basowej i wielu podobnych instrumentach dętych. Z Wojciechem Inglotem, również multiinstrumentalistą, tworzy projekt INSZA. INSZA – tak się nazywacie. Insza, bo inna, odmienna? Insza od czego? – Nazwa może mieć dwa znaczenia, jeśli już trzeba to tłumaczyć. Od nazwiska Inglot i Sabat. Włożyliśmy w ostatnią sylabę z – i mamy INSZA. Muzyka jest „insza”, to mieszanka jazzu, popu, etno, trochę elektroniki. Znalazło się także nieco rocka i naleciałości klasycznych. Jest też wiersz wybitnego, wciąż mało znanego poety Janusza Szubera, związanego z Sanokiem zresztą, jest Białoszewski, Gałczyński. – Zawsze miałem przy sobie kieszonkowe wydanie z wierszami dla zakochanych Gałczyńskiego, nosiłem się z nagraniem do nich muzyki. Miałem już szkic, ale wciąż poszukiwałem tekstu. I wtedy obrazy sanockiego malarza Daniela Białowąsa poprowadziły mnie skojarzeniami do Białoszewskiego i „Do NN***”. Zaśpiewałem, przyniosłem Wojtkowi szkic i to było to. Pracowaliśmy nad nim najdłużej, nadanie mu charakteru bardziej orkiestralnego zajęło nam prawie miesiąc. Nasza pierwsza płyta nosi tytuł „Dla NN”, inspirowany tytułem wiersza. Zrealizowaliśmy też klip w Sanoku, z wykorzystaniem obrazów Daniela Białowąsa z cyklu „Ingenium”. Jak trafiliście na teksty Janusza Szubera? – Bywa, że szukamy daleko, a mamy to blisko. Z wierszami sanockiego poety zetknąłem się wcześniej. Preparowałem jego nagrany głos do spektaklu, potem zaproszono mnie do Sanockich Przystanków Kultury, gdzie Michał Chołka z rzeszowskiego Teatru im. Wandy Siemaszkowej czytał jego poezje, a ja grałem muzykę na żywo na moich instrumentach dętych. Zacząłem analizować wiersze Janusza Szubera. Nie są łatwe, ale jest w nich wiele zabawy formą, wiele eksperymentów, poszukiwań. To nas z Wojtkiem porwało. Uważamy, że poezja Szubera należy do najwybitniejszych zjawisk w polskiej kulturze. Od szefowej „Tygodnika Sanockiego” Małgorzaty Sienkiewicz-Woskowicz, która od lat opiekuje się poetą i przyjaźni z nim, dostałem jego tomik „Pianie kogutów”. Tak zrodził się pomysł na drugą płytę, tylko z poezją Szubera. Jego „Geometria” otwiera „Dla NN”. Są na niej też teksty nasze, również w języku angielskim, i dwa utwory instrumentalne. Przyjęliśmy z Wojtkiem założenie, że traktujemy poezję jak dobry tekst do piosenki – bez nudzenia czy z pozycji klęcznika – z użyciem środków, jakimi dysponujemy w XXI w. Jesteś z Sanoka, Wojtek z Krosna, ale mieszka w Sanoku, a wykłada grę na saksofonie w Szkole Muzycznej w Nowym Targu. I tu, nad Sanem, na poddaszu Wojciecha Inglota nagraliście płytę. – Taka nasza manufaktura. Uważamy, że sztuką jest zrobić coś u siebie, własnymi siłami. Mając duże pieniądze, można np. zaprosić Stinga do nagrania, ale „myślmy globalnie, działajmy lokalnie”. Wojtek Inglot to doświadczony muzyk zawodowy, grał dużo w USA, wydał wiele płyt w różnych formacjach, m.in. z Johnem Lee Hookerem Jr i zespołem Daddy’s Cash, za którą w Polsce dostali Złotą Płytę. To chyba pierwszy muzyk, z którym rozumiemy się bez słów, uzupełniamy w pracy. Utwory powstają z lekkością, bez „spiny” i nerwówki. Słyszałam o pewnej toalecie w Miami z muzyczną historią, gdzie nagrywał nie tylko Wojtek Inglot… – Daddy’s Cash nagrywali materiał do kolejnej płyty w tym samym studiu w Miami, w którym nagrywał Eric Clapton. Gitarzysta został wysłany z piecem gitarowym do ubikacji, realizator powiedział, że piecyk stał właśnie w tej ubikacji w takim samym ustawieniu, kiedy Clapton nagrywał tam „Laylę”. Wojtek grał też np. na organach Hammonda, na których grał sam James Brown. My nagrywamy na poddaszu, ale dzisiejsza technologia i sprzęt plus wiedza i doświadczenie pozwalają na zrealizowanie materiału we włas­nym przenośnym studiu. Jeśli końcowa obróbka dźwięku jest robiona na takim samym oprogramowaniu, na jakim pracują wielkie studia, i przy małych składach, nie czyni to różnicy. Grasz na rzadko używanych instrumentach, w tym na najstarszym dęciaku na świecie, duduku, i chińskim hulusi. – W szkole muzycznej grałem na dętych, na klarnecie i saksofonie, potem zwróciłem się w stronę elektroniki. Pasjonują mnie technologia, remiksy, podobnie jak brzmienia tradycyjne. Nie ograniczałem się muzycznie i starałem się słuchać dobrej muzyki, mniej ważny był gatunek. Sięgałem do rocka,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2017, 2017

Kategorie: Kultura