Myliłem się w ocenie Polaków

Myliłem się w ocenie Polaków

Jak pan zapamiętał swoją drugą wizytę w Polsce, tę w 2005 r.?

– W 2005 r. przyjechałem na premierę „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” w Teatrze Dramatycznym i momentalnie znalazłem się w wirze wydarzeń. Wszyscy mówili do mnie po polsku. Koledzy od razu snuli wspólne plany. Było to niezmiernie spontaniczne. Po dwóch latach już reżyserowałem „Oczyszczenie” w Starym Teatrze w Krakowie. Polscy koledzy byli bardzo zaangażowani. W odróżnieniu od tego, co się o was mówi, że zazwyczaj bardzo dużo czasu zajmuje wam zorganizowanie czegokolwiek. Ja tego poczucia nie miałem. Przeciwnie, miałem wrażenie, że to wszystko bardzo szybko działa i sprawnie funkcjonuje. Mówili: „Napisz sztukę”, a za półtora roku mieliśmy już premierę. Równolegle pracowaliśmy nad filmem „Bracia Karamazow”. To był właśnie ten czas, lata 2005-2008, kiedy zacząłem bywać w Polsce bardzo często.

Jak wyglądała weryfikacja czeskich stereotypów o Polakach?

– Błędne wyobrażenia o Polakach powstają, kiedy widzi się np. polskich robotników w Anglii albo polskich handlarzy na targu w Czeskim Cieszynie. Nie wiem, jak to się stało, że wcześniej tak się myliłem w ocenie Polaków. Kiedyś kojarzyli mi się tylko ze sprzedawcami. Handlarze plus kilku dobrych pisarzy i reżyserów. Prawdziwa Polska miło mnie zaskoczyła: bardzo wykształcona, przyjacielska i otwarta klasa średnia mieszkająca w największych miastach.

Jak w tym kontekście ocenia pan ostatnią reklamę czeskiego T-Mo­bile, która wykorzystywała stereotyp Polaka handlarza i cwaniaka?

– To absolutnie bezpodstawne obrażanie Polski i Polaków. Rozumiem i popieram oburzenie polskiej ambasador w Pradze. Czescy twórcy wymyślili idiotyczną reklamę. Dodatkowo niestosownie zachowali się po proteście dyplomatycznym. Pracownicy branży reklamy w Czechach to dno. Nie zajmuję się reklamą, ale ludzie, którzy robią to zawodowo – zarówno za granicą, jak i w Czechach – mówią, że poziom reklamy u nas jest bardzo niski.

Często otrzymuje pan propozycje zrobienia reklamy?

– Bardzo często, ale nigdy ich nie realizuję. Nie mam na nie czasu. Twórcy reklamy chcą, żebym się tym zajął od razu i żeby było gotowe na przyszły tydzień, a ja planuję życie na rok do przodu.
Miałem szczęście, bo oszczędziłem sobie ogromnego wstydu. Dziś reklama jest dość niebezpiecznym pogrywaniem z systemem. Mało kto potrafi z tego wyjść obronną ręką, żeby mógł powiedzieć, że zrobił coś, co ma większą wartość niż wyłącznie komercyjną.

Dziś robienie filmów jest bardziej etyczne niż robienie reklamy? Będąc filmowcem, można pozostać sobą?

– Oczywiście. Tego w ogóle nie można porównać. Reklama jest prostytucją. Rozumiem, że czasem ktoś musi się prostytuować, ale film to miłość, a reklama to prostytucja. To są dwa różne światy. Nawet jeśli film jest słaby, powody, dla których go nakręcono, są zawsze czystsze niż powody nakręcenia reklamy. Reklama po prostu propaguje produkt. W większości w sposób nieuczciwy.

Jak się pracuje z czeskimi aktorami?

– W Czechach współpracuję z dwoma teatrami – Dejvickým divadlem w Pradze i Jihočeským divadlem w Czeskich Budziejowicach. Te teatry bardzo się różnią. Sposobem pracy aktorów, funkcjonowaniem instytucji, publicznością.

Kiedy robimy sztukę w Dejvickým divadle, zostaje ona w repertuarze 10 lat. To elitarny teatr, trudno zdobyć bilety. Aktorzy są właściwie gwiazdami, chociaż nie obnoszą się z tym. Lubią współpracować, a nawet współtworzyć tekst. Dla mnie to sytuacja idealna, bo mogę robić tam rzeczy, których nigdzie przedtem nie robiłem. Z kolei na południu mam świetny zespół, ale niewspółpracujących widzów. Sztuka wytrzyma tam maksymalnie rok. W chwili kiedy aktorzy mogliby poczuć się w tej sztuce dobrze, zdejmuje się ją z afisza.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2015, 40/2015

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy